Pan Bóg stworzył Matkę Najświętszą niepokalanie poczętą i ukazuje w niej cuda wszechmocy swego miłosierdzia; dlatego deprecjonowanie pobożności maryjnej jest wielką krzywdą dla integralności wiary katolickiej, a próby tzw. „oczyszczania kultu maryjnego” są wielce niepokojące — mówi o. Marek Grzelczak, dominikanin, posługujący przy sanktuarium Matki Bożej Dzikowskiej w Tarnobrzegu.
Ojciec wydaje się żywą ilustracją tego, co Yves Congar i wielu innych sławnych teologów połowy XX wieku ze zgorszeniem nazywało mariodulią. Chodziło o nadmierny i przerośnięty, ich zdaniem, kult Matki Bożej, niejako przysłaniający jedyny kult Boga Najwyższego. Tymczasem ojciec, choć wychowany w epoce posoborowej, świadomie wraca do dawnych wzorców koncentrowania swojej pobożności na Maryi. Dlaczego?
Wesprzyj nas już teraz!
Ci wielcy luminarze wymienieni na początku mają ukryte założenie. Zakładają, że jest możliwy przerost pobożności maryjnej — kultu Matki Bożej, i zdystansowanie kultu Pana Boga. Trzeba się zastanowić, w jakim stopniu to ich założenie jest prawdziwe. Jeżeli przyjrzymy się scenie zwiastowania, to przecież tam Bóg owszem, przez posłańca, ale swoje myśli wypowiada. I już tam występuje uznanie Matki Najświętszej. Po pierwsze: zmiana Jej imienia na „Pełna Łaski”. W imieniu zawarte jest powołanie. Matka Najświętsza nie zastanawia się nad obecnością anioła, lecz nad słowem, które wypowiedział, i rozważa, co ono ma znaczyć. Archanioł Gabriel śpieszy z wyjaśnieniem, że powołaniem Dziewicy z Nazaretu, które będzie realizacją treści nowego imienia, jego sensu, jest Boże macierzyństwo. Znajdujemy zapewnienie, że Matka Boża podoba się Panu Bogu; znalazła upodobanie w Jego oczach.
Pierwszym, który wypowiada pochwały Matki Najświętszej, jest zatem Pan Bóg; pierwszym, który Ją obdarował, jest Pan Bóg. I jeżeli zdamy sobie sprawę z tego, że Pan Bóg obdarował Ją Sobą, niczego nie skąpiąc i niczego nie zatrzymując dla Siebie — całego Siebie powierzył Dziewicy z Nazaretu w tajemnicy Wcielenia — to czy człowiek, który ma naśladować Pana Boga, jest w stanie Pana Boga prześcignąć w darach, które mógłby Matce Bożej złożyć? Czy człowiek, który ma naśladować Pana Boga, jest w stanie zdystansować Pana Boga w pochwałach, które ma wypowiadać względem Matki Najświętszej? Zaczynamy chyba rozumieć, że w tej „rywalizacji” — jeżeli miałby śmiałość i czelność ją podjąć z Panem Bogiem — człowiek jest zawsze drugi w wychwalaniu Matki Najświętszej, bo Pan Bóg nie da się wyprzedzić w miłości i hojności. Cześć Matki Najświętszej płynie z wyboru Bożego, z decyzji Pana Boga. My mamy Pana Boga naśladować i wszystko Matce Bożej oddawać, tak jak Pan Bóg Siebie Jej powierzył. Jej miłości, Jej fiat, Jej posłuszeństwu, Jej pokorze Siebie powierzył. Człowiek naprawdę nie ma niczego lepszego do zrobienia, jak naśladować Boga swojego.
Padały też zarzuty o bałwochwalstwo i o konieczność oczyszczenia zniekształconego nim, prawdziwego chrześcijaństwa… Odnoszę wrażenie, że faktycznie były one osadzone w religioznawstwie przełomu wieków XIX i XX, kiedy dowodzono, że kult Matki Bożej i Jezusa to odpowiednik kultu Ozyrysa i Izydy, że Jej kult jest odpowiednikiem żeńskiego pierwiastka boskiego i tak dalej…
Tego nie wiem, takich rzeczy nie czytałem, to mnie nie interesowało, ale wiemy mniej więcej, że pozytywizm i jeszcze wcześniej oświecenie, które przypisują sobie niemalże przymioty wiedzy pełnej i doskonałej, bardzo niechętnie postrzegają rolę Matki Najświętszej w Kościele. Jest to również jakieś „protestantyzowanie”… Poza tym robienie takich porównań stanowi próbę zrównania religii katolickiej z religiami pogańskimi.
Czynili tak przede wszystkim religioznawcy ateistyczni czy antykatoliccy i odnoszę wrażenie, że XX-wieczny nurt w katolicyzmie, podważający kult Maryi, chcąc nie chcąc, inspirował się koncepcjami pochodzącymi z tych kręgów światopoglądowych.
Tak, to takie ukąszenie, dosyć jadowite i jątrzące, i zakażające cały organizm. Ale przecież pobożność maryjna jest z gruntu katolicka i stanowi jeden z fundamentalnych elementów wiary katolickiej i objawienia Bożego. Bo przecież, jeżeli cokolwiek ważnego się dzieje, to jest tam obecna Matka Najświętsza: Wcielenie, w Kanie Galilejskiej, na Golgocie, w Wieczerniku. Jej obecność jest też przewidziana w czasach apokaliptycznych. I jeżeli mamy cokolwiek o Niej mówić, to weźmy chociażby słowo „Niewiasta”, które wybrzmiewa w ustach Pana Jezusa i ma znaczenie objawiające — Ją samą, a jednocześnie, w relacji Syna do Matki, objawia to, kim jest Pan Jezus: potomkiem Niewiasty, który przyszedł, żeby w śmiertelnych zmaganiach zmiażdżyć głowę węża, a sam doznać uszczerbku na pięcie.
Ojciec odnosi się do Protoewangelii z Księgi Rodzaju: Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę?
Tak jest, Pan Jezus wyraźnie dwa razy wypowiada słowo „Niewiasto” do swojej Matki: w Kanie Galilejskiej i z wysokości Krzyża. W Kanie Galilejskiej w sposób zakamuflowany, a jednak wyraźny występuje powtórzenie treści Protoewangelii, bo jest tam obecna Matka, jest obecny Syn i jest obecne słowo, które Bóg objawia, mówiąc do Matki: „Niewiasto”. Tak samo objawia Ją z wysokości krzyża, gdy nastała owa godzina, dla której przyszedł. Więc jest to wielka krzywda dla katolików, jeżeli są stymulowani czy prowadzeni we wspomnianym kierunku.
„Niewiasta” pojawia się jeszcze w dwunastym rozdziale Apokalipsy.
W Apokalipsie jest mowa o nieprzyjacielu, który chciał szkodzić Niewieście. Nie mogąc jej dosięgnąć, pełen gniewu stanął na brzegu morza i rozpoczął walkę z resztą jej potomstwa, z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa. Ci, którzy zachowują przykazania Jezusa i dają świadectwo swojej przynależności do Niego, są potomstwem Matki Najświętszej, Niepokalanej. Pan Jezus zaś mówi: Kto ma przykazania Moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Czyli zachowanie przykazań Bożych jest świadectwem miłości do Pana Jezusa. Żeby mieć udział w zwycięstwie Pana Jezusa, to trzeba z miłości do Niego wydać na uszczerbek swoją piętę. Nie ma nic za darmo. O tym wszystkim mowa jest ciągle w kontekście Niewiasty; widoczny jest zatem wątek bliskości Pana Jezusa i Jego zmagań z osobą Matki Najświętszej, o której mówimy, że jest groźna jak zbrojne zastępy czy że bosą stopą depcze po całej potędze przeciwnika. W swojej pokorze jest Ona wolna od jakichkolwiek sukcesów nieprzyjaciela, bo swoją pokorą miażdży pychę szatana. I my mamy tą ścieżką iść. I tak jak pierwsze przyjście Pana Jezusa, naszego Zbawiciela, dokonało się przez Maryję, również drugie przyjście odbędzie się przez Nią, w Jej obecności. Mówił tak na przykład kardynał August Hlond.
Ataki na maryjność trwają cały czas. Pojawiły się informacje, że faktyczną przyczyną represji spadających na franciszkanów Niepokalanej jest ich gorliwa maryjność w duchu kolbiańskim. Model maryjności, który propagował ojciec Kolbe, jest przez wielu uważany za szkodliwy. Tymczasem to, co robi ojciec, niewiele od niego odbiega. Nie słyszałam ojca kazania, które przynajmniej w części nie byłoby poświęcone Matce Bożej. Dlaczego tak „w kółko” o Maryi?
Ponieważ stara łacińska maksyma, De Maria numquam satis (O Maryi nigdy dosyć), nic nie straciła na aktualności. Trudno mi odnieść się do podejrzenia, że kłopoty franciszkanów Maryi Niepokalanej są związane z ich maryjnością; natomiast sam zarzut nie jest zupełnie nowy, w jakichś mutacjach pojawia się tu i ówdzie. Jeżeli pobożność maryjna św. Maksymiliana Kolbego jest czymś niewłaściwym, to była czymś niewłaściwym zawsze. A jednak Kolbe został beatyfikowany i kanonizowany. Jeżeli pobożność maryjna jest deprecjonowana, to jest to wielka krzywda dla integralności wiary katolickiej — dlatego że Pan Bóg stworzył Matkę Najświętszą niepokalanie poczętą i w niej, jako w szlachetnym naczyniu, uprzywilejowanym i obdarzonym łaskami, ukazuje cuda wszechmocy swego miłosierdzia. Jaśnieją wśród tych klejnotów dogmaty, które głoszą chwałę Boga. Oddawanie czci Matce Najświętszej jest zawsze pochwałą Pana Boga, który Ją tak pięknie stworzył. Tota pulchra es Maria — cała piękna jesteś, Maryjo, tak śpiewamy. Wychwalamy Pana Boga w Jego arcydziele.
Jest wielce niepokojące, gdy podejmowane są próby tzw. „oczyszczania kultu maryjnego” — przez kogokolwiek, czy to świeckich, czy to duchownych. Zresztą znakomicie przewidział to św. Ludwik Maria Grignion de Montfort w swoim Traktacie o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny. A przecież zaznacza on w nim, że kult Matki Najświętszej i oddanie się Matce Bożej jest dla Jezusa Chrystusa. Przypomnijmy chociażby sformułowanie: „Cały Twój jestem, Panie Jezu, i wszystko, co moje, do Ciebie należy przez Maryję, Twą najświętszą Matkę”. Jest ono jak najbardziej maryjne, a jednocześnie mieści się w samym centrum wiary katolickiej.
Jakie są zasady pobożności maryjnej opartej na traktacie św. Ludwika Grignion de Montfort? Dlaczego ojciec tę książkę tak ceni?
Książka jest rzeczywiście traktatem, systematycznym wykładem pobożności maryjnej, takim scholastycznym, ułożonym po kolei; trudno ją przeczytać ciurkiem i też język może być nieco przeszkodą. Dobrze jest przeczytać ją raz od początku do końca, a potem sycić się tymi treściami, żeby wsiąkały w nas jak w gąbkę, a nie raz wylane spłynęły i gdzieś zniknęły. Książkę tę znam już od pierwszej połowy lat 80., ale jakieś pełniejsze jej zrozumienie otrzymałem zaledwie trzy czy cztery lata temu. Otóż trzeba zrozumieć, że Matka Najświętsza niczego nie zatrzymuje dla siebie, ale jako posłuszna służebnica Pańska wszystko, co otrzymuje, oddaje i przekuwa na chwałę Boga. Ona nieustannie wyśpiewuje Magnificat.
Ważnym fragmentem Traktatu jest wywód o realizacji przyrzeczeń chrzcielnych. Św. Ludwik udowadnia, że najdoskonalszym sposobem wypełnienia przyrzeczeń chrzcielnych jest niewolnictwo miłości dla Maryi, przynależność do Niej, oddanie się Jej całkowicie i bez reszty. Nawet przekonuje czytelnika, że jest to większe wyrzeczenie niż śluby zakonne. W zakonnych ślubach posłuszeństwa, czystości i ubóstwa oddajemy jakieś nasze dobro, z czegoś rezygnujemy, podejmujemy jakieś zobowiązania.
Święty Ludwik Maria Grignion de Montfort gdy mówi o dobrach materialnych i duchowych, które w naszym życiu zdobywamy, wymienia również zasługi. Dobrymi uczynkami, wiernością, które się Panu Bogu podobają, zasługujemy na obiecaną przez Niego nagrodę: życie wieczne. A niewolnictwo z miłości względem Matki Najświętszej to oddanie Jej tego wszystkiego.
W tym jest myśl, że człowiek o własne dobro nie bardzo potrafi zadbać. Chociażby na przykład o dobro materialne. W życiu każdego niemal człowieka zdarzyło się, że został okradziony, sam coś zgubił, sam niechcący zepsuł czy też ktoś inny zepsuł coś z dóbr przez niego posiadanych. Widzimy więc, że kiepsko dbamy o to, co jest nasze. Analogicznie można pomyśleć o dobrach duchowych, które są w nas złożone i które zdobywamy. Jeżeli to wszystko oddamy na własność Matce Bożej, to Ona, nie mając grzechu pierworodnego ani osobistego, żadnej skazy, żadnej niedoskonałości, zadba najlepiej i najdoskonalej o to dobro, którego stanie się właścicielką. Niczego nie straci, niczego nie zgubi, niczego nie zepsuje, niczego nie pozwoli skraść. Gdy to zrozumiemy, to może zaczniemy prosić Pana Jezusa o szczególną łaskę, by raczył nas uczynić własnością swej najmilszej Matki… A przecież Matka Boża zabiera ze sobą wszędzie swoją własność. Skoro jest wniebowzięta, i ma udział w chwale Boga, to z całą swoją własnością. Tym torem myśląc, dochodzimy do wniosku, że chodzi o zbawienie wieczne! Matka Najświętsza jest pięknym, wspaniałym i potężnym gwarantem naszego zbawienia. Wielu świętych zresztą mówiło, że znakiem Bożego wybrania i upodobania jest miłość do Matki Najświętszej, pobożność maryjna, umiłowanie różańca…
Często przypomina ojciec, iż wielu świętych mówiło, że zwycięstwo przyjdzie przez niepokalane serce Maryi.
Jestem głęboko przekonany, że Matka Najświętsza, jak mówią stare teksty, przezwyciężyła i pokonała wszystkie herezje. Nie heretyków. Herezje. Bo przecież trzeba przezwyciężać błąd, żeby żyć w prawdzie. Święty Ludwik Maria Grignion de Montfort pięknie pokazuje, że ci wszyscy, którzy tęsknią za Duchem Świętym, jak najbardziej powinni być maryjni, ponieważ Maryja jest oblubienicą Ducha Świętego. Tam, gdzie jest Oblubienica, jest też niezawodnie Duch Święty. Ci wszyscy, którzy przyjmują Matkę Najświętszą do swojego życia, którzy pragną pielęgnować głęboką zażyłość i przywiązanie do Niej, będą podatni na działanie Ducha Świętego. A Duch Święty jest światłem rozumu, rozświetla ciemności niezrozumienia, przegania mroki i ciemności grzechu, daje świadectwo o grzechu i jednocześnie mówi w tym świadectwie o łasce zbawienia, odkupienia w tajemnicy Chrystusowego Krzyża. Matka Najświętsza była pod Krzyżem. To wszystko się ze sobą wiąże. Matka Najświętsza w Kanie Galilejskiej jest obecna po to, by Pan Jezus objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie. Sobór w Efezie mówi o Chrystusie — prawdziwym Bogu i prawdziwym człowieku, czyli o tajemnicy Wcielenia, i jednocześnie o Theotokos — Bożej Rodzicielce. Czyli Matka Najświętsza postawiona jest przez Boga na straży prawdy o Panu Jezusie — tego, kim On jest. Stąd Jej obecność w dziele Syna. Jej rola to – swoją pokorą obnażyć pychę nieprzyjaciela i wszystkich jego sług. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby wyszły na jaw zamysły serc wielu. Proszę spojrzeć na historię Kościoła: pierwsze ataki jakichkolwiek herezjarchów zawsze szły przeciwko Matce Bożej. Ona po prostu obnaża kłamstwo herezji i ukazuje prawdy wiary.
Zaczęliśmy tę rozmowę od Congara, kończymy na herezjarchach…
Jeśli kogoś nie przekonują argumenty wzniosłe, teologiczne czy te z traktatu św. Ludwika Marii Grignion de Montfort, to niech sięgnie po te z życia wzięte. Chłopaki w wojsku robią jeden drugiemu przykrości. Jak najszybciej i najtaniej zrobić przykrość drugiemu człowiekowi? Mówiąc brzydko o jego mamusi. Ten, którego matkę obrażają, słusznie będzie zagniewany i będzie bronił jej dobrego imienia. Nie pozwoli na to, żeby o jego mamusi ktokolwiek źle mówił. Jeżeli wchodzimy w towarzystwo i ktoś przychodzi ze swoją matką, to czy tego młodego człowieka zaprosimy do stołu, a mamusię posadzimy w kąciku? Może będzie miał ten syn czy córka odwagę, żeby wziąć swoje krzesełko i usiąść w kąciku obok niej, ceniąc sobie bardziej obecność i bliskość matki niż całe to towarzystwo, które się dobrze bawi przy stole? Jeżeli zaś wejdzie ze swoją matką i wszyscy obecni zauważą ją, przywitają się, uszanują, będą zabawiać rozmową, to czyż ten syn czy córka nie będzie zadowolony, nie będzie mógł spokojnie uczestniczyć w tym towarzystwie? To chyba jest zrozumiałe w porządku natury. A jeśli jest tak w porządku natury, to dlaczego ma to nie działać w porządku łaski? Jeżeli zapraszamy Pana Jezusa, a pomijamy Jego Matkę i stawiamy ją w kąciku, to czy ten Syn, który nigdy w niczym nie uchybił czwartemu przykazaniu Dekalogu, miałby pójść za sugestią gospodarza i odsunąć swoją Matkę do kąta? Raczej zasmucony podejdzie i będzie razem z Nią, bo jest Mu bliższa niż ten gospodarz, który tak nieprzystojnie zachował się w stosunku do Jego Matki. A z kolei jeżeli uszanują Jego Matkę, posadzą w towarzystwie, będą się cieszyli Jej obecnością, będą obsługiwać, to przecież zaskarbią sobie sympatię i życzliwość tego Dostojnego Gościa, którym jest Pan Jezus.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Dominika Krupińska.
mat