Mimo protestów przedstawicieli różnych wyznań i obrońców życia, parlament wyspiarskiego państwa Mauritius na Oceanie Indyjskim zalegalizował aborcję. Jak oceniają działacze pro-life, to efekt długoletniego nacisku, jakiemu poddawany był ten kraj ze strony „feministycznych biurokratek z ONZ” oraz organizacji, które twierdzą, że aborcja jest jednym z podstawowych praw człowieka.
Parlament Republiki Mauritiusu zgodził się na depenalizację aborcji i by była ona legalna do 14. tygodnia życia płodowego dziecka, oraz jeśli dziecko ma „poważne upośledzenie”, poczęło się w wyniku gwałtu lub związków kazirodczych. Prawo, które aby mogło funkcjonować, wymaga podpisu pełniącej obowiązki prezydenta kraju Monique Ohsan-Bellepeau, zezwala na aborcję w przypadku, gdy matką jest dziewczyna poniżej 16. roku życia oraz gdy zagrożone jest życie matki. Za legalizacją aborcji było 50 parlamentarzystów, przeciwko – 14.
Wesprzyj nas już teraz!
Zmiana przepisów ułatwiająca zabijanie dzieci w tym kraju, to wynik nacisku komitetu oenzetowskiego, który od kilku lat monitoruje przestrzeganie Konwencji Likwidacji Wszelkich Form Dyskryminacji Kobiet (CEDAW). Zdaniem urzędników ONZ, Mauritius ma obowiązek legalizacji aborcji poprzez odstąpienie od jej penalizacji. Również aktywiści Amnesty International argumentowali, że zakazywanie aborcji ofiarom gwałtu lub kazirodztwa jest równoznaczne z ich „torturowaniem”.
Podczas głosowania przed parlamentem manifestowali obrońcy życia. Zostali oni zatrzymani, gdyż zgodnie z miejscowym prawem nie można protestować w czasie trwania sesji parlamentarnej.
Leżący u wybrzeży Afryki Mauritius miał dotąd najniższy wskaźnik przypadków śmierci matek przy porodzie wśród wszystkich państw afrykańskich. Sytuacja ta stoi w jaskrawej sprzeczności z tezą zwolenników zabijania dzieci nienarodzonych, że aborcja chroni zdrowie matek. W Etiopii, która także została zmuszona do legalizacji aborcji, śmiertelność matek jest około 50. razy większa niż na Mauritiusie.
Źródło: KAI
luk