Katedra w Tarnowie nie należy do dużych, rozmiarami bliżej jej do wawelskiej, albo do katedry w Warszawie. Natomiast pod względem nagromadzonych w jej murach monumentów z epoki renesansu Tadeusz Chrzanowski plasuje ją na czwartym miejscu w Polsce po Wawelu, Gnieźnie i Poznaniu. Zasługa w tym możnego rodu Tarnowskich, właścicieli miasta. Bo w tym kościele, przynajmniej niektórzy z nich, zapragnęli spocząć po śmierci.
Taką wolę wyraził Jan Amor Tarnowski, człowiek wybitny, dla odróżnienia od innych imienników rodu, zawsze z dodanym przydomkiem – hetman. Ten wybitny wojownik XVI-wieczny, wielki patriota, człowiek światły i bywały w świecie, dbał o swoje miasto Tarnów, kazał otoczyć je murami, pilnował, aby mogło być urządzone według zachodnich prawideł, miał w nim obowiązywać szacunek dla praw, a sprawiedliwość miała rządzić w sądach. Opieką otoczył szkolnictwo, zachęcając do nauki nie tylko młódź szlachecką, ale i mieszczańską. W sprawach chłopskich wyprzedził na długo swoją epokę, kiedy doradzał: kiedy chłop wypełni swoją powinność i czynsz zapłaci, trzeba w nim widzieć nie kogo innego, jeno sąsiada.
Wesprzyj nas już teraz!
Nie dziw, że z taką optyką patrzenia na sprawy doczesne zyskał sobie uznanie i przyjaźń ludzi światłych. Kogóż to można było spotkać na jego zamku! Sami luminarze okresu polskiego renesansu. Bywał tam częstym gościem Jan Kochanowski, który oprócz pięknego składania wierszy z upodobaniem czepiał się pańskich klamek. Odwiedzał magnata Mikołaj Rej, co tak upominał się o prawa dla języka polskiego, innowierca. Od czasu do czasu zaglądał i syn chłopski, najwybitniejszy w Polsce łaciński poeta, Klemens Janicki, obdarowany złotym laurem przez papieża Pawła III. Widywano Andrzeja Frycza Modrzewskiego pragnącego reformować Polskę w sposób jakże niekonwencjonalny. Pojawiał się Marcin Kromer z pobliskiego Biecza, mózg epoki i biskup warmiński po Stanisławie Hozjuszu. Inny biskup, Patrycy Nidecki, filolog, pisarz, sekretarz dwóch królów nie odmawiał sobie gościny w Tarnowie. Bywał u Amora Tarnowskiego mieszczanin, później nobilitowany, Łukasz Górnicki, tłumacz, poeta, pisarz polityczny, królewski bibliotekarz. Stanisław Orzechowski z nieodległego Przemyśla, z miasta przez Tarnowskiego przekształconego w twierdzę, często przesiadywał u magnata. Jako historyk, orator i pisarz, zwolennik wojny z Turkami, zapewne nie jeden raz rozprawiał z hetmanem o konieczności wydania sułtanowi wojny. To spod jego pióra wyszła rozprawa Żywot i śmierć Jana Tarnowskiego.
Grobowiec w tarnowskiej katedrze wystawił mu jedyny spadkobierca majątku Tarnowskich, syn Jan Krzysztof. Jest to ogromny monument. Zajmuje całą powierzchnię ściany w prezbiterium, po lewej stronie ołtarza. Uchodzi za arcydzieło renesansu. Do jego wykonania Jan Krzysztof najął wybitnego rzeźbiarza z Padwy, znawcę architektury i weneckiej sztuki, praktykującego też we Florencji, Jana Marię Padovana, człowieka od trzydziestu już lat pracującego w Polsce. Rzeźbiarz przystąpił do realizacji zamówienia natychmiast, w 1561 roku, a więc niemal nazajutrz po śmierci hetmana. W szóstym roku prac stanął Włoch przed nie lada wyzwaniem, zmarł przedwcześnie w 1567 roku sam zleceniodawca, Jan Krzysztof, należało zatem przerobić jednopoziomowy grobowiec na dwukondygnacyjny, tak, ażeby starczyło miejsca dla obu Tarnowskich, dla ojca w wyższej niszy i jego syna – w niższej. Padovano wywiązał się z powierzonych mu prac znakomicie, tak pod względem architektury grobowca, jak i w kontekście wyrzeźbionych postaci. Twarz hetmana Jana Amora została oddana z pełnym realizmem, z wydobytymi cechami jego charakteru, takimi jak siła woli, zdecydowanie, męstwo, co jeszcze bardziej podkreśla jego paradna zbroja rycerska, z którą się przecież nie rozstawał za życia. Przeciwieństwem hetmana był jego syn, schorowany słabeusz, co też zostało utrwalone z pełnym artyzmem w wyrazie twarzy zmarłego.
Ażeby móc pomieścić w prezbiterium ten monument grobowy, należało usunąć stamtąd dwa nagrobki wcześniej zmarłych Tarnowskich, ojca i brata hetmana i przenieść je w głąb nawy. Ojciec hetmana, też Jan, kasztelan krakowski, zmarł w 1500 roku, brat hetmana, kolejny Jan, wojewoda sandomierski, rozstał się z tym światem 15 lat później. W tym samym roku zmarł w dzieciństwie syn hetmana, Jan Aleksander. I wszystkich trzech Tarnowskich połączył ten sam wspólny grobowiec. Również z tym projektem mistrz Padovano poradził sobie znakomicie. Owszem, wprowadził pewne elementy uzupełniające w obudowie grobowca, ale uczynił to w taki sposób, aby w niczym nie uszczuplić samych płyt nagrobnych, które wcześniej wyszły z warsztatu Bartłomieja Berrecciego.
Człowiek ten, architekt i rzeźbiarz spod Florencji, pracujący przez kilkadziesiąt już lat pod Wawelem aż po kres swych dni, a odszedł do wieczności w 1537 roku, szerokim gestem upowszechniał w Polsce zasady sztuki włoskiego odrodzenia. Tę wprawną rękę i bystre oko Toskańczyka widać w rzeźbie twarzy obu Tarnowskich, jakby ich osobiście znał za życia – z takim realizmem oddał każdy szczegół ich twarzy, nie pominął zmarszczek na czole, krótko strzyżonych przy samej głowie włosów, wykroju półotwartych oczu. Wielki ten artysta wyraził więcej współczucia dziecku, którego twarzyczkę wymodelował w kamieniu tak, by oddać w niej słodki sen, nie stygmat śmierci.
Berrecci dokonał jeszcze jednego cudownego zabiegu, odkuwając w kamieniu postać Barbary Tęczyńskiej, pierwszej żony hetmana Jana Amora Tarnowskiego, zmarłej w wieku 31 lat, najprawdopodobniej w 1527 roku. Była to kobieta ujmującej urody. Berrecci nie chciał jej powtórnie uśmiercać, utrwalając jej postać jako zmarłą, dlatego ukazał ją niby to we śnie. Wsparłszy na prawej dłoni głowę, coś się śni Barbarze, a jest to sen słodki, mówią o tym przymknięte oczy o wykroju migdałów i uśmiech błądzący lekko po wydatnych wargach. Lewa ręka spoczęła luźno na łonie, lekko uniesiona lewa noga podkreśla jej długą, białą suknię, jakby ślubną, nie śmiertelną. Tak, Berrecci musiał napatrzyć się na niedościgłą rzeźbę florencką, a może i znał antyczne marmury z samego Rzymu, wtedy, podczas przebudowy Wiecznego Miasta przez papieży renesansu, wydobywane z ziemi, przypadkowo znajdowane po zarośniętych zielskiem rzymskich ogrodach.
Jakimż to synem okazałby się hetman Jan Amor Tarnowski, gdyby myślał o wszystkich, a zapomniał o swej matce, o Barbarze z Rożnowa, której krótko po śmierci kazał wystawić imponujący grobowiec, tym bardziej że była wnuczką Zawiszy Czarnego. Grobowiec wyszedł w 1517 roku spod dłuta Franciszka Florentczyka i mistrzów z jego warsztatu, człowieka, który jako jeden z pierwszych artystów renesansowych osiadł w Polsce, bo wielkie istniało podówczas zapotrzebowanie w królestwie Jagiellonów na tę stylistyczną nowość. Wykonał dzieło znakomite. Zmarłą upodobnił do postaci Matki Boskiej Bolesnej spod krzyża na Kalwarii, tyle że ukazał Barbarę w pozycji leżącej, nie w postawie wyprostowanej. Przydał jej dwóch rozkosznych aniołków, którzy rozwijają w polu tympanonu banderole, ale bez jakiejkolwiek na nich inskrypcji.
Katedra w Tarnowie to mauzoleum rodziny Tarnowskich. Z tym polskim, katolickim rodem skoligacili się litewsko-ruscy kniaziowie Ostrogscy wyznania prawosławnego. I jeden z nich spoczął w katolickiej katedrze! Co więcej, jego grobowiec ogromem i rozmachem miał przyćmić wszystkie wcześniejsze, nawet ten należący do samego hetmana Jana Amora Tarnowskiego. Któż to taki, ów Ostrogski? Otóż Zofia Tarnowska poślubiła w wieku 19 lat wielkiego pana, wojewodę kijowskiego, księcia Konstantego Wasyla Ostrogskiego, dzielnego rycerza, który walczył od młodości na różnych frontach wschodnich i południowych, głównie z Tatarami. Był to człowiek wielkiej uczoności, luminarz, miłośnik wiedzy i nauki, który rozwijał szkolnictwo w swych włościach na Wołyniu, szerzył oświatę, założył pierwszą drukarnię, a z rodowego gniazda w Ostrogu uczynił centrum kultury prawosławnej. Zofia urodziła mu pięcioro dzieci, niestety, zmarła przy porodzie piątego dziecka. Najstarszy jej syn, Janusz Ostrogski, ku rozpaczy i zgorszeniu pozostałej rodziny Ostrogskich przeszedł na katolicyzm. Mało to, jako żarliwy konwertyta przystąpił do fundowania kościołów, zakładania klasztorów katolickich, nawet jezuitów sprowadził na Wołyń w 1612 roku, sowicie ich uposażając. To on, jeden z najbogatszych magnatów, w Koronie podniesiony do godności kasztelana krakowskiego, zlecił budowę w katedrze tarnowskiej monumentalnego grobowca dla swej pierwszej żony, Węgierki, Zuzanny Seredi, ale także i dla siebie, wszak czuł się przez matkę związany z Tarnowskimi. Przez 15 lat, do 1620 roku, daty śmierci Janusza Ostrogskiego, pracował nad projektem Jan Pfister, wrocławianin, jeden z najwybitniejszych rzeźbiarzy śląskich. Daty budowy grobowca sugerują, że pochodzi on już z innej epoki, bo mijała moda na renesans, by ustąpić miejsca manieryzmowi, za którym przyczaił się już barok.
Jan Gać