Gdy w nocy z 1 na 2 czerwca stawało się jasne, że to Karol Nawrocki, a nie kandydat KO zostanie zwycięzcą wyborów prezydenckich, lewa strona podniosła lament. Jak to możliwe?! „Alfons”, „sutener” i „kibol” w Belwederze! Jak Polacy mogli dokonać podobnego wyboru? – niedowierzali „młodzi, wykształceni i z wielkich ośrodków” – a przynajmniej Ci, którzy mieli się za takich dekady temu. Nie dotarło do nich jedno: coraz mniej Polaków wierzy w kreowane na zamówienie „fakty medialne”. Koncerny o zagranicznym kapitale i kontrolowana politycznie TVP ma do powiedzenia mniej, niż kiedykolwiek. Przekonań nie budują już telewizje i wielkonakładowe tytuły. Zastąpiły je media społecznościowe.
Stanowski vs. Schnepf – obraz upadającego monopolu
Do historii polskich kampanii wyborczych przejdzie konfrontacja Krzysztofa Stanowskiego – „humorystycznego” kandydata na prezydenta – z Dorotą Wysocką-Schnepf. Ta dziennikarka telewizji publicznej prowadziła debatę w Końskich, zorganizowaną przez TVP, Polsat i TVN. Przyznaniu jej takiej roli sprzeciwiły się wcześniej sztaby 8 uczestników dyskusji, bo znana dawniej z łamów GW kobieta nie słynęła z obiektywizmu i bezstronności. Obawy jednak zignorowano. Swoje pierwsze kilka minut w debacie Stanowski poświęcił właśnie tej sprawie i skomentował ją w mocnych słowach.
Wesprzyj nas już teraz!
– Bardzo się cieszę, że wreszcie jestem w tej świątyni propagandy i bardzo się cieszę, że widzę przed sobą arcykapłankę propagandy. Wprawdzie sądziłem, że się Pani spali ze wstydu, po tym jak większość komitetów wyborczych zaprotestowała przeciwko pani obecności tutaj podczas debaty, ale liczyłem na zbyt wiele i niektóre osoby się ze wstydu nie palą. Cóż, nie jest to pierwszy raz w historii, gdy osoba nazwiskiem Schnepf przepytuje Polaków (…) – mówił na samym początku dyskusji właściciel kanału Zero.
– Dobrze, że Pani tu jest, bo jest Pani prawdziwym symbolem tego, co się dzieje z polskimi mediami, co się działo kiedyś i co się dzieje nadal, że nie jest to „czysta woda”, tylko to jest taki sam ściek, jak był wcześniej, że prezesem TVP jest dzisiaj człowiek, który u Rafała Trzaskowskiego w spółce autobusowej zarządzał, że Pani mąż czeka na nominację ambasadorską od prezydenta, domyślamy się którego – to nie jest obiektywizm – dodawał.
Dziennikarska „bezstronność” Wysockiej-Schenpf prowokacji Krzysztofa Stanowskiego nie wytrzymała. Prowadząca debatę – choć przecież nie powinna komentować słów kandydatów – zripostowała krytykę w dość niewybredny sposób. Przytoczyła aluzję profesora Bartoszewicza, mówiąc, że szef Kanału Zero – podobnie jak pijak, który zwymiotowałby na nią w autobusie – nie jest w stanie jej obrazić.
„Motłoch” ma swoje media
W trakcie debaty w Końskich Krzysztof Stanowski ścierał się z Wysocką-Schnepf i krytykował państwową telewizję jako nie do końca poważny kandydat na prezydenta. Jednak wyzwanie, jakie ze swoim kanałem Zero rzucił medialnym salonom, jest zupełnie poważne. Duże znaczenie jego prywatnej marki to element ogólnej tendencji kruszenia hegemonii informacyjnej wielkich koncernów. W zakończonej kampanii establishment musiał po raz pierwszy zmierzyć się z faktem, że rozproszone źródła wiadomości zaczynają dominować w kształtowaniu opinii.
Wyraźnie pokazują to głosy młodych. W znacznie mniejszym stopniu czerpią oni informacje z telewizji i tradycyjnej prasy, niż poprzednie pokolenia. Zamiast tego sięgają po media społecznościowe. Skutek widać po wynikach I tury wyborów prezydenckich. Wśród najmłodszych głosujących zwyciężył pewnie Sławomir Mentzen z 34,9 procentami poparcia, a na drugim miejscu był Adrian Zandberg. Związek między poparciem, a „czasem antenowym” w kanałach o zagranicznym kapitale, czy TVP zanika.
Tym samym staremu liberalnemu układowi medialno-politycznemu kontrola wymyka się z rąk. Przekonał się o tym boleśnie przed II turą głosowania Donald Tusk. Szef rządu pokazał, że z młodymi użytkownikami mediów społecznościowych nie potrafi się porozumieć, gdy jako źródło kompromitujących informacji o Karolu Nawrockim wskazał Jacka Murańskiego. W ten sposób premier strzelił swojemu kandydatowi dotkliwego „samobója”. Młodzieży Murański znany jest bowiem jako skłonny do patologicznych zachowań ekscentryk. Powołania się na taki „autorytet” nie dałoby się uzasadnić w żadnej dziedzinie. Chyba, że chodziłoby o zasady stawania się publicznym pośmiewiskiem.
To ilustracja, jak bardzo zblatowany salon liberalnych mediów i polityki nie potrafi zaadaptować się do zmiany sytuacji. Duże ośrodki o zagranicznym kapitale i rządową TVP gabinet Tuska może traktować jako własne tuby propagandowe – ale to nie tam kształtuje się już myślenie…
Ma to odbicie w statystykach. Wbrew nadziejom obozu liberalnego mit, według którego prawica w Polsce żyje poparciem „moherowych babć”, po raz kolejny upadł z hukiem. Wśród najmłodszych wyborców wygrał Karol Nawrocki. Większym poparciem szef IPN cieszył się wśród młodzieży, niż starszych. W grupie wyborców pomiędzy 18, a 29 rokiem życia prezydent- elekt otrzymał 51, 9 proc. głosów oraz 51,5 proc. w kohorcie 30 – 39 lat. Wśród głosujących po 60- tym roku życia już 50,1 procent. Całe wysiłki straszenia „kibolstwem” i „sutenerstwem” Nawrockiego na nic. Tyle artykułów w Onecie i materiałów w TVN nie zadziałało, ponieważ nie określają one już przekonań wyborców.
Słabnięcie monopolu informacyjnego koncernów ma znacznie więcej odsłon. Uwidacznia je również wzrost popularności indywidualnych kanałów znanych prezenterów, takich jak Bogdan Rymanowski, czy osobistych profilów polityków. Ten ostatni trend doskonale wykorzystuje od dłuższego czasu Sławomir Mentzen. To nie przypadek, że kandydat najlepiej radzący sobie w mediach społecznościowych skradł show wielkim mediom przed II turą wyborów. W końcu najbardziej „medialnym” wydarzeniem przed niedzielą 1 czerwca były spotkania Sławomira Mentzena z najpierw Karolem Nawrocki, a potem Rafałem Trzaskowskim. Polityk Konfederacji transmitował je na żywo na swoim prywatnym kanale, osiągając najwyższą oglądalność na świecie. Prawo do emisji nagrania wydarzenia wykupiły kluczowe stacje telewizyjne.
Jak nie technologią – to ustawą
Trudno w tym załamaniu monopolu medialnego nie wiedzieć szansy. Zdaje się tu sprawdzać słynny aforyzm Abrahama Lincolna: „Można oszukiwać wszystkich przez pewien czas, a niektórych przez cały czas, ale nie można oszukiwać wszystkich przez cały czas”. Polacy mają dość agend koncernów telewizyjnych. Teraz mają również dla nich wiele alternatyw. Dla rządzących chyba nawet zbyt wiele, skoro pojawiają się próby kontroli mediów społecznościowych m.in. za pomocą przepisów o „mowie nienawiści”.
Dotychczas kontrolę nad obiegiem informacji zapewniała technologiczna wyższość i olbrzymie pieniądze. Teraz, gdy na X, czy Youtube dziennikarzem może stać się każdy, ma przywrócić ją prawo z karami za „dezinformację” i „nieprawomyślne” poglądy. I w jakimś sensie – jak to ostatnio modnie jest mówić – o tym były te wybory.
Filip Adamus