W piątek 20 maja, cztery dni po nominacji Elisabeth Borne na premiera, zaprezentowano nowy rząd Francji. Gabinet odbył od razu swoje pierwsze posiedzenie. Kluczowe stanowiska przypadły sprawdzonym politykom. Nie zabrakło jednak miejsca na kilka lewicowych eksperymentów.
W rządzie pozostało trzech „starych” ministrów (MSW Gérald Darmanin, Minister Sprawiedliwości Eric Dupond-Moretti i Minister Gospodarki Bruno Le Maire). Nie zmienił się również sekretarz stanu ds. europejskich, aktywista LGBT Clement Beaune, awansowany na ministra pełnomocnego. Z kolei były rzecznik Gabriel Attal, również związany z „tęczowym” środowiskiem, otrzymał nominację na stanowisko ministra budżetu. To najmłodszy minister V republiki i obecnego rządu. Attal objął trzecie polityczne stanowisko w wieku 33 lat.
W rządzie obowiązuje też parytet płci, a także pewna równowaga polityków związanych wcześniej z lewicą i centroprawicą. Wszystko to okraszone „różnorodnością”. Sama premier Elisabeth Borne była socjalistką. Numerem 2 w rządzie jest minister gospodarki Le Maire, który robi za „prawą nogę” gabinetu. Ciekawa jest nominacja na Ministra Spraw Zagranicznych Catherine Colonny, ambasador Francji w Wielkiej Brytanii, która odpowiadała już kiedyś za sprawy europejskie jako była minister. W 1995 została powołana przez prezydenta Jacques’a Chiraka na stanowisko rzecznika Pałacu Elizejskiego, a w 2005 roku została mianowana ministrem ds. europejskich w rządzie Dominique’a de Villepina. Doświadczona polityk.
Wesprzyj nas już teraz!
Ważna jest nominacja nowego ministra Sił Zbrojnych. Został nim Sébastien Lecornu, dotychczasowy minister terytoriów zamorskich. Były senator i polityk centroprawicowej UMP, później Partii Republikanie. Był doradcą Bruno Le Maire’a. W listopadzie 2017 wstąpił do prezydenckiego ugrupowania LREM.
Największe zaskoczenie i kontrowersja to wyznaczenie Pap Ndiaye na ministra Edukacji Narodowej. Jego ojciec jest inżynierem z Senegalu, matka Francuzką. Ostatnio posada, jaką piastował nominat, to stanowisko dyrektora Muzeum Historii Migracji. To z pewnością ukłon w kierunku mniejszości, ale i wysłanie na pole edukacji, która przestała spełniać funkcje integracyjne wobec migrantów, człowieka, który jest akurat pozytywnym przykładem francuskiej szkoły. Chociaż może nie do końca…
Jako historyk Ndiaye specjalizuje się w mniejszościach i historii społecznej Stanów Zjednoczonych, jest autorem książki „La Condition noire” (Kondycja Czarnych). Pisał m.in., że „wybór Obamy mógł sprawić, że ludzie uwierzyli, iż biali definitywnie stracili władzę” i o tym, że późniejsze „zwycięstwo Trumpa było zemstą białego świata”.
Nowy szef resortu edukacji jest bratem powieściopisarki Marie Ndiaye i politykiem mocno progresywnym, bliskim ideom Black Lives Matter, wyznawcą „dekolonializmu” i „antyrasizmu”. W 2020 roku był współautorem raportu krytykującego brak „różnorodności” w… Operze Paryskiej. W 2012 roku wpierał socjalistę François Hollande’a podczas wyborów prezydenckich.
Inny przedstawiciel „różnorodności” etnicznej objął Ministerstwo Kultury. Na czele tego resortu stanęła Rima Abdul-Malak, była doradca ds. kultury Emmanuela Macrona. 43-letnia kobieta ma w żyłach krew libańską, karierę zaczynała u mera Paryża, socjalisty Delanoe. Była attaché ds. kultury w ambasadzie francuskiej w USA. Media podkreślają jej pracowitość.
Jak widać, poważne resorty typu polityka zagraniczna, MSW, gospodarka, czy armia zostają obsadzone sprawdzonymi politykami. Jednak już kultura, czy nawet edukacja najwyraźniej mają być przedmiotem dalszych progresywnych eksperymentów.
Warto jeszcze wymienić ministra rolnictwa, którym został Marc Fesneau, wcześniej odpowiedzialny za stosunki z parlamentem, polityk Modem (centrolewicowego Ruchu Demokratycznego). Na tym stanowisku również nie ma miejsca na eksperymenty.
Odwrotnie, niż w wypadku sekretarza stanu ds. równości płci. Ten stołek przypadł Isabelle Rome, która zasłynęła wydaną w 2020 roku książką „Wolność, równość, przetrwanie” na temat przemocy domowej. Podczas pandemii był to temat nr 1. Rome była najmłodszym sędzią we Francji, nominowanym w 1987 roku w wieku 23 lat. Jest bardzo progresywna, czyli „zaangażowana na rzecz praw kobiet”. Pracowała w ministerstwie sprawiedliwości, gdzie zajmowała się „poprawą dostępu kobiet do wyższych stanowisk”, a także „walką ze stereotypami” oraz przywracaniem „różnorodności płci w zawodach prawniczych”. Była prezesem i założycielką stowarzyszenia „Femmes de Liberté”.
Rzecznikiem rządu została Olivia Grégoire, była „partnerka” socjalistycznego premiera Emmanuela Vallsa. Krytykowano ją za medialne ataki na opozycję. Widocznie jednak się sprawdziły.
W sumie fajerwerków nie ma. Najważniejsze stanowiska obsadzili „techniczni pragmatycy”. Liczba „eksperymentalnych” ministrów jest podobna do rządów Edouarda Pphilippe’a, czy Jeana Castexa z pierwszej kadencji Macrona. Niezależnie od wyniku wyborów czerwcowych i tak można się będzie spodziewać niedługo pewnych remanentów.
Zwykle nowy gabinet może liczyć na pewien okres ochronny. Zbliżające się wybory prowokują jednak polityków opozycji do krytyki. Szef jej lewicowego skrzydła, Jean-Luc Mélenchon, zaatakował już w piątek nowy rząd i stwierdził, że prezydentowi i premier „zabrakło śmiałości”, z wyjątkiem… „mianowania nowego ministra edukacji Pap Ndiaye”. Gdzie „podział się ekologiczny i społeczny przełom, o którym nam mówiono?”, pytał retorycznie Melenchon. Radykał uznał skład władz za „szary i nudny”, z wyjątkiem Ndiaye, któremu schlebił mianem „wielkiego intelektualisty”. Ten ostatni minister zwrócił także szczególną uwagę Marine Le Pen i Erica Zemmoura.
„Domniemany tubylec w Edukacji Narodowej to ostatni kamień w dekonstrukcji naszego kraju, jego wartości i przyszłości” – napisała na Twitterze przewodnicząca Zgromadzenia Narodowego. Zaniepokojenie „sygnałem wysłanym do francuskich uczniów i szkół już osłabionych separatyzmem etnicznym” wyraził też inny polityk obozu Jordan Bardella.
Surowy był także szef „Rekonkwisty” Eric Zemmour. Nowy rząd podsumował dość krótko: „Emmanuel Macron zapowiedział, że Historię Francji trzeba zdekonstruować, więc Pap Ndiaye się tym zajmie”. Sceptycznie do kadr nowych władz odnieśli się także i centrowi „Republikanie”. Zapowiadają one ich zdaniem „pięcioletni okres bezruchu”.
Bogdan Dobosz