Wydaje się, że sytuacja w strefie euro nieco się uspokoiła. Po precedensowych wydarzeniach na Cyprze nie pozostał już żaden ślad, przynajmniej w mediach, w odróżnieniu do klientów banków. Kanclerz Angela Merkel zapowiedziała jednak dosyć nieoczekiwanie, że Berlin nie może już sobie pozwolić na finansowanie kolejnych inicjatyw stymulujących wzrost gospodarczy.
Niemcy nie chcą tracić zaufania rynków międzynarodowych. Niemiecka kanclerz zapowiedziała, że jej kraj „nie ma już siły, by uruchomić drugą rundę programów nakręcających koniunkturę”. Było to nawiązanie do działań stymulujących europejskie gospodarki, podejmowanych przez Berlin od 2009 r.
Wesprzyj nas już teraz!
Podczas poniedziałkowej konferencji federacji niemieckich banków Angela Merkel kolejny raz przypomniała europejskim państwom, że konieczne jest przeprowadzenie w pierwszej kolejności reform gospodarczych i skonsolidowanie budżetów. Była to uwaga skierowana do tych państw, które starają się forsować pomysł wspierania wzrostu gospodarczego przez stymulowanie popytu.
Do tradycyjnych przeciwników polityki Berlina w postaci państw południa Europy dołączyła również Francja, która pod rządami socjalistów kontynuuje beztroskie zwiększanie długu publicznego, nie chcąc słyszeć o jakichkolwiek oszczędnościach. W przeciwnym razie okazałoby się bowiem, że dotychczasowe strajki razem wzięte byłyby niewinną zabawą wobec skali protestów związków zawodowych przeciw jakimkolwiek redukcjom sektora publicznego. Polityce niemieckiej zarzuca się, że programy cięć na południu strefy euro tłamszą wzrost gospodarczy w tamtejszych krajach. Zapomina się jednak, jakie jest rzeczywiste oblicze owych „oszczędności”. W Grecji, w kluczowym czasie na wdrażanie reform, liczba urzędników wzrosła o kilka tysięcy.
W zeszłym tygodniu do Berlina przybył amerykański minister finansów Jack Lew. Próbował on nakłonić niemiecką kanclerz do stymulowania wzrostu gospodarczego poprzez wydatki publiczne, ta jednak nie ustąpiła. Amerykanie chcieliby zapewne, by euro dewaluowało się tak szybko, jak dolar, którego spadek odczujemy gwałtownie w perspektywie kilku najbliższych lat dzięki drukowaniu przez FED każdego miesiąca 85 mld dolarów. W takim tempie już niedługo dolar czeka hiperinflacja.
Tomasz Tokarski
Źródło: bankier.pl