W czwartek, niemiecka kanclerz Angela Merkel opowiedziała się za stworzeniem w Europie unii politycznej poprzez oddawanie, „krok po kroku”, więcej kompetencji organom Unii Europejskiej.
Kanclerz w wywiadzie stwierdziła też: „Potrzebujemy więcej Europy. Nie tylko unii walutowej, ale też tak zwanej unii fiskalnej i więcej wspólnej polityki budżetowej. I przede wszystkim potrzebujemy unii politycznej”. Dodała też, że oznacza to stopniowe przekazywanie uprawnień Unii oraz stworzenie dla niej „zdolności kontrolnych”.
Wesprzyj nas już teraz!
Angela Merkel wyraziła również nadzieje, że najbliższy szczyt UE, który ma odbyć się 28 i 29 czerwca, może zaowocować planem pracy, którą należy wykonać na drodze do zbudowania unii politycznej. Nie spodziewa się też, że szczyt ten przyniesie definitywne rozwiązanie problemu zadłużenia w Europie. Nic dziwnego, skoro Europa ta nie mówi jednym głosem i część państw nie chce dalszych reform oszczędnościowych, a de facto chce się dalej zadłużać poprzez zwiększoną aktywność instytucji finansowych.
Problemy takie, jak niezgoda w przypadku strefy Schengen czy wspólnej waluty już doprowadziły do powstania „Europy dwóch prędkości”. Kanclerz podkreśliła, że zawsze należy umożliwić każdemu państwu członkowskiemu udział w działaniach wzmacniających integrację. Dodała jednak również, że „… nie wolno nam stać w miejscu dlatego, że jeden albo drugi nie chce pójść z nami”. Szkoda, że takich udogodnień Angela Merkel nie proponuje państwom członkowskim w sytuacji, gdyby na przykład nie spodobała im się owa integracja.
Strach wyobrazić sobie, jak będzie wyglądała nowa unia polityczna w już istniejącej, politycznej Unii Europejskiej. UE była pomyślana jako twór polityczny, nie inaczej było z ideą euro. Nie jest ono wytworem mechanizmów i potrzeb rynkowych, ale tylko i wyłącznie polityki. W takich formach, obserwujemy upadek zarówno pierwszej, jak i drugiej idei, rozsadzanych przez siły odśrodkowe, które nie chcą podporządkować się z góry narzuconemu planowi, nieuwzględniającemu ich partykularnych uwarunkowań. Głowa państwa, które jest największym płatnikiem składek w Unii, sprawującego w niej nieformalne przywództwo, mówi o potrzebie większej politycznej integracji i oddawaniu przez państwa członkowskie kompetencji i stworzenia dla Unii zdolności kontrolnych. Cóż, język dyplomacji, jak wiadomo, służy do ukrywania myśli, a nie ich wyrażania. Po wtóre, przekazywanie kompetencji ponadpaństwowej strukturze zawsze odbędzie się kosztem niezależności państw ją tworzących, z której utraty coraz więcej obywateli tych państw jest niezadowolonych.
Ciekawe, że mniej więcej w tym samym czasie, gdy kanclerz Merkel apeluje o więcej unii w Unii, uwagę o charakterze subtelnie dyscyplinującym sformułował amerykański miliarder i inwestor George Soros. W ubiegłym tygodniu, na konferencji ekonomicznej we Włoszech, stwierdził, że rządy strefy euro mają około trzech miesięcy na uratowanie wspólnej waluty. Po tym czasie, rynki będą żądać coraz więcej, a państwa nie będą w stanie sprostać tym oczekiwaniom. Precyzując, Soros odniósł się bezpośrednio do Niemiec, których gospodarka ma w czasie tych trzech miesięcy osłabnąć. Czyżby słowa Angeli Merkel to odpowiedź na oczekiwania miliardera Sorosa?
Tomasz Tokarski
Źródło: www.forsal.pl