Kiedy po 10 latach po raz kolejny trafiłem na wykłady Jurija Bezmienowa, zdumiała mnie świeżość i aktualność opisywanych wtedy zjawisk. Dla mnie, zamiast się dezaktualizować, z czasem jeszcze nabrały na znaczeniu. Jeżeli więc jest to sięganie do historii, to takiej, która lubi się powtarzać – mówi Łukasz Korzeniowski, reżyser filmu „Naród. Wrogie przejęcie”.
Jurij Bezmienow, były oficer KGB, który przedostał się do USA w latach 70. XX wieku, zasłynął serią wykładów pt. „Jak napaść na państwo?”. Co skłoniło Cię do sięgnięcia akurat po tego autora?
Wesprzyj nas już teraz!
Z nagraniami wykładów Jurija Bezmienowa spotkałem się po raz pierwszy już jakieś dziesięć lat temu. Pozwoliło mi to wtedy lepiej zrozumieć metody i procesy, które obserwowałem w czasach transformacji ustrojowej. Ale już wtedy schematy opisane przez KGB wcale nie wydały mi się reliktem epoki słusznie minionej. Czułem, że strategie przejęcia państwa bez jednego wystrzału wciąż żyją i ktoś się nimi posługuje. Uderzyła mnie wtedy precyzja opisywanych przez Bezmienowa zjawisk i zgodność z tym, co widziałem wszędzie dookoła.
Opracowania Bezmienowa mają już ponad 40 lat. Nie czułeś, że robisz film historyczny?
Po pierwszym obejrzeniu te materiały wciąż mocno wewnątrz mnie „pracowały”. Kiedy dzięki algorytmowi YouTube’a po raz kolejny na nie natrafiłem, zdumiała mnie świeżość i aktualność opisywanych wtedy zjawisk. Dla mnie, zamiast się dezaktualizować, z czasem jeszcze nabrały na znaczeniu. Jeżeli więc mój film jest sięganiem do historii, to takiej, która lubi się powtarzać.
Czego, Twoim zdaniem, nie przewidziały sowieckie służby bezpieczeństwa? W jakich elementach strategie opracowane w Związku Sowieckim różnią się od tego, co widzimy obecnie?
Bezmienow nie do końca wierzył w możliwość upadku Związku Sowieckiego. Zarysowany w jego wykładach świat jest dwubiegunowy: USA kontra ZSRS. Ale dla usprawiedliwienia dodam, że Bezmienow nigdy nie zajmował się futurystyką. Jako oficer służb bezpieczeństwa działał w konkretnym miejscu i czasie. Na pewno nie przewidział szybkiego rozwoju technologii; rozwoju, który sprawił, że metody KGB mogą stać się o wiele skuteczniejsze. Zdolności kontroli, manipulowania i demoralizacji jednostki są dzisiaj znacznie bardziej zaawansowane i łatwiej dostępne.
Obecnie nie trzeba „jedynie słusznych” kanałów telewizyjnych, pana z podsłuchem w uchu, całych sieci agenturalnych. Dzisiaj tajnego współpracownika KGB każdy z nas nosi w kieszeni i jest nim smartfon.
Który etap „rozkładu państwa” realizuje się dzisiaj w Polsce? Czy to jeszcze czas powszechnej demoralizacji, czy mamy już do czynienia z destabilizacją, a może kryzysem?
Obserwując zmianę polskiego społeczeństwa dochodzę do wniosku, że etap demoralizacji już się dokonał. Zmieniły się priorytety – wystarczy spojrzeć na powszechny stosunek do aborcji, związków jednopłciowych, in vitro czy feminizmu. Zmieniło się podejście do rodziny. Młodzi ludzie myśląc o przyszłości wcale nie zaliczają małżeństwa i posiadania dzieci do podstawowych wartości.
Bezmienow mówił o tym, że etap demoralizacji obliczony jest na około dwudziestu lat. I rzeczywiście, patrząc na polskie społeczeństwo, wygląda, jakby lata 90. były pewnym etapem przejściowym do tego, co ma nastąpić później. Z początkiem XXI wieku mam wrażenie, że demoralizacja zdecydowanie przyspieszyła. Mamy 2024 rok i wygląda na to, że teraz przyszedł czas na kolejne etapy: destabilizację i kryzys. Opisywane przez Bezmienowa procesy nabrały dynamiki zwłaszcza po pandemii. Obserwując ostatnie dwadzieścia lat, czytając prasę lewicowo-liberalną miałem przeświadczenie, że to jest mocne i bezpośrednie przygotowanie pod te zmiany. Natomiast wtedy różne autorytety uspokajały, że to nie żadna demoralizacja, ale próba doszusowania do „zachodnich standardów” i „wartości europejskich”. Sami widzimy dzisiaj jak to się kończy: procesy federalizacyjne, narzucanie wspólnej waluty, jednego systemu wartości, a w zasadzie anty-wartości.
Kto dzisiaj dokonuje „wrogiego przejęcia” Polski?
Wydaje mi się, że to już nie są organizmy na poziomie państwowym, ale instytucje międzynarodowe, a w zasadzie lobbyści, grupy interesów wewnątrz tych ciał. Być może Unia Europejska, ONZ, WHO nie są nawet centrami decyzyjnymi, lecz wykonawcami pewnych zmian. Na pewno nie jest to rozgrywane na poziomie państw. Na korzyść tej hipotezy niech świadczy, że podobne procesy możemy dostrzec w zasadzie we wszystkich krajach zachodnich. Oczywiście, różnią się nasileniem i specyfiką w zależności od regionu, ale niemal w każdym państwie widać tendencje przesuwania sympatii społecznych jednoznacznie w lewo. To przypomina bardziej realizację pewnego programu niż oddolne zmiany.
Agenda 2030? ONZ i zrównoważony rozwój?
Tak, to nam się kłania.
Jak oceniasz stosunek młodego pokolenia do niepodległości? Czy w dobie powszechnej globalizacji suwerenna Polska jest im jeszcze do czegoś potrzebna?
Niestety, wydaje mi się, że również niepodległość nie należy już do priorytetów młodego pokolenia. Dla nich wolność jest czymś oczywistym, urodzili się już w wolnej Polsce i przez to nie dostrzegają coraz częstszych prób ograniczania dobrze rozumianej swobody. Jeszcze nikt nikogo nie wsadza do więzienia za poglądy polityczne czy wpisy w internecie.
Ostatnie wybory pokazały, że większość z nich również średnio orientuje się w sytuacji politycznej. Dokonując wyboru Trzeciej Drogi, jako powiewu czegoś świeżego i nowego, pokazują nieświadomość, że mamy do czynienia z „Trzecią Nogą” Donalda Tuska. Wydaje mi się, że wolność i niezależność państwa polskiego stanie się dla nich priorytetem, w momencie, kiedy faktycznie symptomy ich utraty będą dostrzegalne gołym okiem. Pytanie, czy wtedy nie będzie na taką refleksję za późno?
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Relich
Zapraszamy na premierę filmu – już w piątek!