14 grudnia 2012

Miasto świętego Mikołaja

(Fot. Wikimedia Commons)

San Nicolò wcale nie kojarzy się wenecjanom z brodatym, dobrotliwym staruszkiem w czerwonym kubraczku. Jest to bowiem potężny opiekun wszystkich żeglarzy i jeden z patronów miasta, szczególnie zaś jego floty.

 

Stojąc w Wenecji na placu św. Marka natychmiast zauważamy jeden z najbardziej charakterystycznych elementów tego miejsca, to jest stojące tuż przy brzegu laguny dwie przepiękne kolumny z czerwono-szarego granitu, przywiezione do miasta w dwunastym wieku. Wenecjanie nazywają je Marco i Todaro (Marek i Teodor), gdyż poświęcone są one tym właśnie dwom świętym.

Wesprzyj nas już teraz!

Podchodząc do obelisków od strony Bazyliki św. Marka, po prawej stronie będziemy mogli podziwiać kolumnę z marmurową figurą św. Teodora – wbrew obiegowym opiniom, to właśnie ten grecki święty był pierwszym obrońcą i protektorem Wenecji. Uważa się, że głowa świętego to w istocie głowa króla Mitrydatesa z Pontu, zaś jego tors jest niewątpliwie dziełem nieznanego rzymskiego artysty. Reszta posągu, łącznie ze smokiem znajdującym się pod stopami świętego (nota bene obdarzonym dziwną, psią głową) pochodzi z XV wieku ze szkoły Lombardzkiej.

 

Todaro w prawej ręce trzyma tarczę, aby podkreślić, że Wenecjanie najpierw się bronią, zaś do ataku przystępują dopiero przymuszeni okolicznościami. Po lewej stronie tego zapomnianego patrona Wenecji stoi kolumna ze znanym wszystkim lwem symbolizującym św. Marka. Jest to dzieło perskie pochodzące z IV wieku. Lew spogląda poprzez lagunę w stronę morza symbolizując w ten sposób niegdysiejszą dominację Miasta na Wodzie nad Adriatykiem, którego Wenecja była szczególną „oblubienicą” zaślubianą co roku podczas szczególnej uroczystości zwanej sposalizio. Sposalizio, czyli zaślubiny reprezentowanej przez dożę Wenecji z morzem odbywały się rokrocznie 15 sierpnia. Najpierw doża wypływając na morze w ozdobnej łodzi zwanej Bucintoro, w symbolicznym geście wrzucał w morskie odmęty pierścień, następnie zaś w asyście dostojników kościelnych jak i władz świeckich oraz ludu weneckiego, udawał się na Lido – jedną z największych i najważniejszych wysp laguny weneckiej, do kościoła poświęconego św. Mikołajowi, gdzie odbywały się stosowne uroczystości religijne, podczas których patriarcha Wenecji modlił się o to, by morza, po których wenecjanie będą żeglować były spokojne i ciche: Ut hoc mare nobis et omnibus in eo navigantibus tranquillum et quietum concedere digneris te rogamus, audi nos.

 

Jedyny godny

 

Jednak Lido, św. Mikołaj i poświęcony mu kościół wraz z przylegającym do niego klasztorem odgrywają jeszcze inną, ważną rolę w historii Wenecji. Mieszkańcom św. Mikołaj (czy też raczej San Nicolò) wcale nie kojarzy się z brodatym, dobrotliwym staruszkiem w czerwonym kubraczku; jest to bowiem potężny opiekun wszystkich żeglarzy i jeden z patronów miasta, szczególnie zaś jego floty. Wenecjanie zawsze kochali św. Mikołaja, a jego popularność wzrastała wraz z ekonomicznym rozwojem Najjaśniejszej Republiki i wzrastającą potęgą jej morskiego imperium. Z upływem czasu kult tego świętego się upowszechniał, zaś jego rola w hagiografice weneckiej była ubogacana o coraz to nowe akcenty. Dlatego też główny kościół jemu poświęcony stanął właśnie na samym końcu północnej części wyspy, która nie tylko chroni Wenecję właściwą przed atakami od strony morza, ale także stanowi do dziś bramę wiodącą do laguny. Św. Mikołaj zatem był według wenecjan jedynym świętym godnym tego, by stanąć na straży ich miasta.

 

Niezwykła ważność Lido i kultu świętego została potwierdzona już w 1053 roku, kiedy to doża Domenico I Contarini odnowił i rozbudował świątynię oraz dodał przylegający do niej klasztor oddany pod opiekę benedyktynom. Jednak pomimo fizycznej obecności kościoła, wenecjanie musieli się uporać z jeszcze jedną przeszkodą stojącą na drodze do uznania kultu świętego, gdyż takowy nie mógł być pełen bez posiadania relikwii patrona. Zostało to zatwierdzone rozporządzeniem papieża Grzegorza Wielkiego, który przykazał by kościoły poświęcone szczególnym mieszkańcom nieba powstawały tylko w miejscach, które mogą udowodnić rzeczywiste „więzi” z osobą wyniesioną do godności ołtarzy. 

 

Cuda św. Mikołaja

 

Jak wiadomo, w roku 828 ciało św. Marka zostało do Wenecji przemycone z okupowanej przez muzułmanów Aleksandrii. W strachu by niewierni nie zbezcześcili relikwii Ewangelisty, dwójka przedsiębiorczych weneckich kupców ukryła jego szczątki w ładunku wieprzowiny i w taki właśnie sposób uratowano świętego przed profanacją. Zatem podczas gdy kult św. Marka nie mógł być zakwestionowany pod żadnym względem, Wenecja ani nie posiadała najmniejszych choćby relikwii św. Mikołaja, ani też nie potrafiła w żaden inny sposób udowodnić swoich więzi z tym czcigodnym biskupem. Co gorsza dla wenecjan, doczesne szczątki świętego zostały zabrane z jego rodzinnego miasta – Miry (obecnie Demre) – przez mieszkańców włoskiego Bari, którzy utrzymywali, że było to niezbędne, aby uratować świętego przed siejącymi zgrozę i zniszczenie Turkami Seldżuckimi. Chociaż postronnemu obserwatorowi mogłoby się wydawać, że była to zaiste chwalebna inicjatywa, z perspektywy Wenecji sprawy miały się zupełnie inaczej. Jako zaprzysięgły rywal Wenecji, poprzez przejęcie relikwii tak prestiżowego i popularnego świętego, Bari tylko podkreślało swoją przewagę, szczególnie, że relikwie świętego Mikołaja mają tę niezwykłą właściwość, iż stale wydziela się z nich ciekła, pachnąca substancja zwana „manną św. Mikołaja” przywracająca zdrowie ludziom, którym nie potrafiła pomóc medycyna. Podczas zatem gdy strumień pielgrzymów i zaszczytów płynął w stronę Bari, weneckiemu ośrodkowi kultu groziło popadnięcie w niepamięć.

 

Wspaniały na Ziemi i na Lądzie

 

Wenecjanie zaprzeczyliby jednak swojej naturze nawykłej do pokonywania wszelkich przeciwności, gdyby bez walki pogodzili się z zaistniałą sytuacją. Dlatego też już w XII wieku, sprokurowali niejako cud na własny użytek. W roku 1101, pod koniec pierwszej krucjaty, flota wenecka zboczyła nieco z kursu wiodącego ją do macierzystego portu i odwiedziła… Mirę. Tam, podczas inspekcji pozostałości niegdysiejszego kościoła św. Mikołaja „odnaleziono” urnę z brązu z wygrawerowaną na niej inskrypcją Tu spoczywa Wielki Biskup Mikołaj, Wspaniały na Ziemi i na Lądzie. Naturalnie urna owa z wielką pompą i tryumfem została przewieziona do Wenecji, która od tego momentu mogła chełpić się swoim własnym świętym. Wzmocniło to tylko rywalizację pomiędzy Bari a Wenecją, gdyż oba miasta rościły sobie prawo do autentyczności relikwii. Wydaje się jednak, że święty Mikołaj także i po swojej śmierci hojnie rozdaje swoje prezenty: podczas gdy Bari otrzymało od niego w darze bogactwa duchowe, Wenecję obdarował on doczesnymi dostatkami i błogosławieństwem na morzu.

 

Przypomniał o tym biskup Orlando Barbaro, który w tym roku przewodził uroczystościom ku czci świętego. W swojej homilii podkreślił on, że autentyczność relikwii została w roku 1993 potwierdzona niezależnymi badaniami, które jednoznacznie wykazały, iż próbki pobrane w Bari i Wenecji należą do kośćca tej samej osoby. Po uroczystej Mszy świętej odśpiewano starożytny akatyst przed cudowną ikoną z relikwiami świętego.

 

Warto odwiedzić ten niepozorny, zapomniany nieco kościółek, choćby po to, by przypomnieć sobie kim święty biskup z Miry naprawdę był i uświadomić, że wizerunek Mikołaja, który szczególnie w grudniu zewsząd nas atakuje, mało ma wspólnego z pierwowzorem tej postaci.

 

Monika Gabriela Bartoszewicz

 

{galeria}

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 300 430 zł cel: 300 000 zł
100%
wybierz kwotę:
Wspieram