4 listopada 2020

Michał Wałach: PiS, aborcyjna rewolta i „ostrzeżenia” od generałów

Agresywne feministki. Rozwijająca się na ulicach anarchistyczna rewolta o antyklerykalnym nastawieniu. Wrogość do ochrony życia wyrażana przez wielu wielkich graczy europejskiej polityki zagranicznej. Niepokojący list polskich generałów i admirałów w stanie spoczynku. Podkręcanie społecznych emocji przez media. Opozycyjny apetyt na przejęcie władzy. Zagubienie własnych szeregów i składanie propozycji niemożliwych do zaakceptowania przez Kościół. Po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej Zjednoczona Prawica znalazła się w trudnej sytuacji, a położenie formacji pogarsza brak przekonania co do słuszności podejmowanych działań. Coraz wyraźniej widać, że jeśli ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego nie zwróci się jednoznacznie w stronę wartości i nie zacznie przekonywać do nich swoich wyborców i reszty narodu, to dalsze trwanie PiS-u u władzy stanie pod znakiem zapytania.

 

Nic tak nie szkodzi partiom politycznym, jak brak określonego i – co ważniejsze – czytelnego dla społeczeństwa kierunku, w jakim dana formacja chce prowadzić państwo i naród. Przez ostatnie lata boleśnie doświadczała tego Platforma Obywatelska. Niewykluczone jednak, że po latach chaotycznego obijania się od centrum do lewicy i z powrotem, także dla tej partii zaświeci słońce. Byłaby to jednak nie tyle zasługa jej liderów, co utrata moralnej i politycznej busoli w obozie Zjednoczonej Prawicy oraz prawdopodobnego, choć pozostającego w sferze spekulacji, oddziaływania czynników zewnętrznych i wewnętrznych.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Czego w sprawie obrony życia nienarodzonych chce PiS? Czego chce prezes Kaczyński, bez którego najpewniej Trybunał Konstytucyjny nie zajmowałby się przesłanką eugeniczną? Czego chce prezydent Duda, inicjator rozwadniania jednoznacznego orzeczenia TK? Czego chcą premier Morawiecki i wicepremier Gowin – politycy wspierający „kompromisy” i łagodzenie społecznych emocji za wszelką cenę? Czego chce minister Ziobro – jak się zdaje zwolennik twardego kursu w sporach światopoglądowych? Na wszystkie te pytania nie znajdujemy w ostatnich dniach jednoznacznej odpowiedzi, co stanowi dla rządzących poważny problem. Brak pomysłu na wyjście z trudnej sytuacji oznacza bowiem nie tylko bezprawne opóźnianie publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego czy zgłaszanie jednoznacznie niekonstytucyjnych propozycji przez tejże teoretycznego strażnika. Puste słowa pozbawione czytelnej wizji i stanowiące de facto milczenie osób odpowiedzialnych za podejmowanie decyzji są bowiem słyszane przez wyborców. Ci zaś widząc, że statek zaczyna nabierać wody, uciekają. Oczywiście naturalnym jest, że za działania potrzebne, ale niezbyt popularne, płaci się polityczną cenę. Problem w tym, że tym razem PiS zachowuje się jakby chciał zapłacić niesłusznie zawyżony rachunek i jeszcze zostawić suty napiwek. Wszak obóz rządzący zdaje się samemu nie być przekonanym do własnych działań. Jak wobec tego przekonać do nich naród? Rzecz jasna można teoretycznie założyć, że wszystkie obecne działania Prawa i Sprawiedliwości w sprawie ochrony życia to efekt przemyślanej strategii Jarosława Kaczyńskiego, który przyzwyczaił nas już do wyprzedzania swoich politycznych konkurentów o 3 kroki, jednak jeśli tak jest w rzeczywistości – a wcale być nie musi – to dowiemy się o tym dopiero za jakiś czas. Dziś natomiast – to wiemy z całą pewnością – politycy PiS-u zachowują się niczym przestraszone dzieci we mgle, które nie popierając własnych działań i tracąc wiarę w nieomylność swojego lidera samemu nie wykazują się politycznymi zdolnościami analitycznymi. Na coś takiego od wielu miesięcy czekała liberalno-lewicowa opozycja.

 

W końcu sondażowe prześcignięcie formacji Jarosława Kaczyńskiego jest na wyciągnięcie ręki. Co prawda żadna w tym zasługa liderów partii opozycyjnych (ze szczególnym uwzględnieniem najbliższej przeskoczenia PiS-u Platformy), a jak na razie główna antyrządowa siła w trakcie „czarnych protestów” nie przekonała do siebie zbyt wielkiego elektoratu – i nie wiadomo, czy tak się w ogóle stanie – ale odpływ wyborców od Prawa i Sprawiedliwości to dostrzegalny fakt. Obecnie główną konsekwencją kryzysu w obozie Zjednoczonej Prawicy jest spadek prognozowanej frekwencji i wzrost grupy wyborców niezdecydowanych, ale i bez trudu możemy wskazać beneficjenta – tu ruch Szymona Hołowni. Ale czy to dla Platformy Obywatelskiej aż tak wielki problem? Niekoniecznie. Wszak mając stabilne około 25 proc. poparcia i szerokie grono potencjalnych koalicjantów wskazywanych przez 5 do 15 proc. wyborców, formacja może śmiało myśleć o odsunięciu od władzy PiS-u popieranego aktualnie przez około 30 proc. Polaków. Warto jednak zauważyć, że ów schemat miałby zastosowanie wyłącznie w sytuacji wyborów parlamentarnych. Te zaś zaplanowano na rok 2023. Piłka leży więc, mimo wszystko, ciągle po stronie Zjednoczonej Prawicy. Jeśli pozostanie ideowa i zjednoczona – może przetrwać, a na odrabianie strat ma 3 lata. Jednak nie o takim scenariuszu myślą liderzy Strajku Kobiet.

 

Rozwrzeszczani i wulgarni przywódcy anarchistycznej rewolty mówią wprost: chcą obalić rząd. Nie mają ku temu żadnych formalno-prawnych podstaw, ale mogą destabilizować państwo. Te zaś, w sytuacji zamętu w obozie Zjednoczonej Prawicy, wydaje się być bardzo podatne na działania o charakterze wywrotowym. Wystarczy bowiem spojrzeć na reakcję aparatu państwa na wielotysięczne manifestacje feministyczne w czasie zagrożenia epidemicznego: mimo że formalnie nie wolno, to tak jakby było wolno, bo przecież nikt nie wyciąga poważnych konsekwencji. Oczywiście można twierdzić, że swoista „zgoda” na lewicowe szarże to element strategii prezesa PiS – wicepremiera nadzorującego resorty siłowe – który miałby w ten sposób na nowo cementować wokół siebie swój obóz polityczny oraz w miarę konserwatywną część narodu, którą oburzają dewastacje świątyń i niszczenie mienia publicznego, jednak dziś na potwierdzenie takiej teorii brakuje dowodów.

 

Pewne pozostaje natomiast to, że na nasz kraj spadły w ostatnich tygodniach prawdziwe plagi. Nic jednak dziwnego – Zło mści się za podjęcie dobrej, moralnej decyzji, za rzecz niespotykaną w ostatnich kilkunastu latach w skali całego globu, za ograniczenie aborcji w dużym kraju należącym do świata zachodniego. Skala owych plag zależy natomiast od rządzących. I nie chodzi tutaj absolutnie o wycofywanie się z tego, co orzekł Trybunał Konstytucyjny. Przeciwnie: o stanowczą obronę orzeczenia. Ze Złem nie wchodzi się bowiem w dyskusję. Zło się zwalcza, złe postulaty – odrzuca, a ich zwolenników konsekwencje przekonuje do tego, co właściwe. Negocjacje ze złem – tak, Panie Prezesie, tak, Panie Prezydencie, tak, Panie Premierze, dotyczy to także Was! – zawsze kończą się fatalnie.

 

PiS-owi brakuje jednak konsekwencji i zjednoczenia, które w obecnej sytuacji są niezbędnie konieczne do przetrwania rządu. Partia nie wykazuje wystarczającej determinacji ani w zwalczaniu anarchistycznej fali, jaka rozlewa się przez naszą Ojczyznę, ani w przekonywaniu własnych wyborców do orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. W ten sposób notuje odpływ elektoratu, co w warunkach ewentualnych przyspieszonych wyborów może doprowadzić do utraty władzy i oddania steru w państwie egzotycznej koalicji od partii Razem, SLD i ruchu Hołowni po PO i PSL. Wcześniejsze wybory nie są zaś niemożliwe. Jeśli bowiem feministyczne manifestacje nadal będą trwać w najlepsze, to wirusowe spustoszenie może okazać się zabójcze nie tylko dla służby zdrowia, ale i politycznego ładu, zaś uciekający z partii rządzącej politycy – tak jak obecnie czynią wyborcy – mogą stanowić dla liderów PiS-u sygnał, że najwyższy czas przeprowadzić nowe głosowanie. Szczególnie, że większościowe rządy Zjednoczonej Prawicy opierają się na przewadze liczącej zaledwie kilku posłów.

 

Zresztą zagrożeniem dla obozu władzy jest nie tylko sytuacja sanitarna, ale i bezpieczeństwo publiczne. Nie da się bowiem wykluczyć, że potencjalna eskalacja emocji doprowadzi do kolejnych groźnych sytuacji z udziałem manifestantów z obu stron sporu (ostatni tydzień października przyniósł kilka tego typu zdarzeń). A co jeśli dojdzie do jakiejś prowokacji? Obserwując wydarzenia z polskich ulic, po których szwendają się anarchistyczne bojówki, nie można wykluczyć niczego, zaś bez wątpienia lewicowo-liberalne media (nie tylko znad Wisły) winą za ewentualny rozlew krwi obciążyłyby rządzących. Polska to więc obecnie swoista beczka prochu, przy której politycy (rządzący swoją biernością i zagubieniem, a opozycyjni podgrzewaniem nastrojów i mizdrzeniem się do lewicowych fundamentalistów) bawią się zapałkami. Niewykluczone jest jednak także rzucenie iskry przez jakiś czynnik zewnętrzny. Któż mógłby to być – trudno orzec, gdyż lista zainteresowanych destabilizacją naszego kraju jest bardzo długa. Wielu poważnych graczy widzi w tym swój żywotny interes: jedni ideologiczni, inni polityczny czy geopolityczny, inni zaś finansowy. Nie bez znaczenia może być nawet wymiar symboliczny. Warto w tym miejscu odnotować także rzecz oczywistą i aktualną niezależnie od sytuacji na polskich ulicach: zamiana PiS-u na koalicję z Platformą Obywatelską na czele stanowiłaby geopolityczny zwrot z obecnej proamerykańskiej orientacji rządu RP na orientację proniemiecką (co oczywiście nie stanowi żadnego dowodu na wspieranie feministycznego buntu przez RFN, gdyż grono korzystających z zamętu nad Wisłą jest znacznie szersze i wykracza nawet poza ramy państwowe – warto natomiast zawsze mieć w pamięci antyczną zasadę cui bono?, która nakazuje szukać sprawców wśród tych, którzy skorzystali z danej sytuacji). Niewątpliwie natomiast organizacyjna sprawność Strajku Kobiet pokazuje, że anarchistyczni rewolucjoniści nie pozostają w swojej walce osamotnieni.

 

Pewnego wsparcia udzieliła im także grupa polskich oficerów – generałów i admirałów w stanie spoczynku – którzy zachowali się bardzo niecodziennie. Oto bowiem zabrali oni głos w sprawie politycznej i opublikowali list otwarty. Ostrzegają w nim przed „dalszą eskalacją działań, podsycaniem i nieodpowiedzialnym zachowaniem polityków”, które „doprowadzi do tragicznych i nieodwracalnych konsekwencji” – w tym może „skutkować rozlewem krwi”. Apelują także do rządzących o wprowadzenie konkretnych rozwiązań legislacyjnych: „aby uwzględnili wolę większości społeczeństwa i doprowadzili do zmiany nieakceptowanych rozwiązań”. W innym zaś miejscu napisali: „Należy przyjąć rozwiązania akceptowane przez zdecydowaną większość społeczeństwa” – w praktyce oznacza to sugestię, a wręcz oczekiwanie powrotu do sytuacji sprzed 22 października. Co ciekawe, we fragmencie skierowanym do polskich służb sygnatariusze listu przypomnieli słowa z policyjnej przysięgi składanej przez mundurowych, w których ślubujący deklarują obronę Konstytucji RP („chronić ustanowiony Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej porządek prawny”; z przysiędze wojskowej także istnieje podobny zapis: „Stać na straży Konstytucji”). Tymczasem polska Konstytucja – zgodnie z wyrokiem Trybunału Konotacyjnego z roku 2020, ale też wcześniejszym orzecznictwem – chroni życie każdego człowieka i nie dopuszcza aborcji eugenicznej, w obronie której protestuje Strajk Kobiet. Czego więc chcą dowódcy w stanie spoczynku? Trudno orzec. Niewątpliwie jednak zabranie głosu w duchu niemalże straszenia polityków rozlewem krwi brzmi bardzo niepokojąco i powoduje, że stawianie pytań o realną władzę polskiego rządu nad służbami mundurowymi wydaje się nie być bezzasadne – bo choć oczywiście wojskowi w służbie czynnej owego listu oficjalnie nie podpisali, to jaką mamy pewność, że niektórzy spośród nich nie zgadzają się z wyrażonymi tam apelami podszytymi swoistym szantażem moralnym?

 

Sytuacja PiS-u wydaje się więc obecnie niezwykle trudna. Z jednej strony decydując się na poprawę standardów obrony życia (bo nikt chyba nie ma wątpliwości, że wyrok TK był możliwy dzięki woli prezesa Kaczyńskiego) partia wykonała ruch niepopularny w sporej części społeczeństwa, który zaowocował rozwijającą się anarchistyczną rewoltą, która w krótkiej perspektywie może wynieść do władzy lewicowo-liberalną opozycję. Z drugiej, obecny rząd RP ma w kraju, ale też za granicą, wielu wrogów – niektórzy chcą go obalić z powodów ideologicznych, dla innych zaś każdy pretekst jest dobry, byle tylko działanie okazało się skuteczne, gdyż zmiana władzy w Warszawie leży w ich interesie. Z trzeciej natomiast zastanawiający list generałów i admirałów w stanie spoczynku stawia pod znakiem zapytania spójność całego aparatu państwa. Największym zagrożeniem wydaje się być jednak brak determinacji w walce o obronę życia w szeregach samego PiS-u. Jeśli bowiem partia nie wie, czego chce, to nie może przekonać do tego społeczeństwa, a i opór wobec swoich oponentów wydaje się utrudniony, gdy nie wiadomo czego i przed kim bronimy.

 

Czy więc Jarosław Kaczyński zatracił swój legendarny wręcz upór w dążeniu do zamierzonych celów i skrajną niechęć do wycofywania się z podjętych decyzji? Czy nie nauczył tej cechy sprawujących funkcje z jego nadania prezydenta i premiera? A może sytuacja aż tak bardzo wymknęła mu się spod kontroli – lub przeciwnie: prezes prowadzi wielopoziomową intrygę i koniec końców, jak zwykle, to on będzie górą, a opozycja pragnąca w końcu odzyskać władzę znów obejdzie się smakiem?

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij