„Reakcja na ogólnopolską modlitwę pod hasłem Różaniec do granic pokazuje, że prace nad utworzeniem przynajmniej w naszym nieszczęśliwym kraju Żywej Cerkwi są bardziej zaawansowane, niż mogłoby się wydawać. Co więcej – w pracach tych zaangażowani są nie tylko współcześni księża-patrioci w rodzaju przewielebnego Wojciecha Lemańskiego, nie tylko tubylczy Judenrat, nie tylko wynalazki starych kiejkutów w rodzaju malwersanta pana Mateusza Kijowskiego, ale również Judenraty zagraniczne, przede wszystkim – nowojorskie”, pisze na łamach tygodnika „Najwyższy Czas!” Stanisław Michalkiewicz.
Publicysta przypomina, ze „Różaniec do granic” miał miejsce dokładnie w 446. rocznicę bitwy morskiej pod Lepanto, „w następstwie której chrześcijanie skupieni w tak zwanej Lidze Świętej, czyli sojuszu Państwa Kościelnego, Hiszpanii, Wenecji, Genui, Sabaudii i Malty, powstrzymali napór muzułmańskiego Imperium Osmańskiego na Europę” i dodaje, że islamskiemu naporowi „ostatecznie kres położył nasz Jan III Sobieski, rozgramiając w 1683 roku armię turecką pod Wiedniem”.
Wesprzyj nas już teraz!
Zdaniem Michalkiewicza gloria wiedeńska polskiego monarchy nie była jakimś tam „zwykłym” zwycięstwem. „Był to straszliwy pogrom armii Imperium Osmańskiego, które po tym ciosie utraciło cały impet i już nigdy nie było w stanie napierać na Europę. Zatem zmobilizowanie co najmniej miliona ludzi, żeby w rocznicę bitwy pod Lepanto, wzdłuż granic Polski modlili się o pokój, stanowi samo w sobie wydarzenie społeczne i polityczne – zwłaszcza w kontekście wędrówki ludów, to znaczy – bisurmańskiej inwazji na Europę”, podkreśla.
Publicysta zwraca uwagę, że trwająca obecnie kolejna inwazja islamu na Europę nie jest spontaniczna, na co wskazuje co najmniej kilka faktów. „Po pierwsze – jej przyczyną są operacje pokojowe, misje stabilizacyjne, wojny o pokój i demokrację oraz jaśminowe rewolucje, które wtrąciły w krwawy chaos kraje uważane przedtem za potencjalne zagrożenie dla bezcennego Izraela. Po drugie – że wśród szturmujących Europę bisurmanów dominują młodzi mężczyźni zdolni do walki – co potencjalne zagrożenie dla bezcennego Izraela dodatkowo osłabia, a dla Europy oczywiście zwiększa. Po trzecie – że wyekspediowanie jednego podróżnika do Europy kosztuje kilka tysięcy euro, które pozbawieni wszelkich środków materialnych uchodźcy jednak zdobywają, prawdopodobnie dzięki stworzonej przez starego żydowskiego grandziarza inżynierii finansowej i liniom kredytowym. Po czwarte – że celem tego zorganizowanego – jak widzimy – naporu na Europę, może być zniszczenie historycznych europejskich narodów poprzez przerobienie ich na tak zwany nawóz Historii, na którym będą rozkwitać bracia starsi i mądrzejsi”, wskazuje.
Zdaniem Michalkiewicza nie można w związku z tym wszystkim dziwić się oburzeniu, jakie na Zachodzie wywołał „Różaniec do granic”, czego dowodzi oskarżanie Polaków o publiczne manifestowanie swojej islamofobii. Nie mniejszą falę irytacji modlitwa na polskich granicach wywołała wśród „starych kiejkutów, co to serduszka mają szczególnie miękkie i wrażliwe”. Publicysta zwraca uwagę, że to najprawdopodobniej one „podsunęły panu Kijowskiemu pomysł przedstawienia uczestników modlitwy odwróconych tyłem leżącego na morskiej plaży biednego dziecka”.
„Jestem pewien, że nie chodzi tu wcale o dziecko pana Mateusza Kijowskiego, zagłodzone wskutek niepłacenia na nie alimentów, tylko o napiętnowanie nieubłaganym palcem katolickiej hipokryzji. A któż lepiej nadaje się do piętnowania hipokryzji, jak nie pan Mateusz Kijowski, którego nawet stare kiejkuty jeszcze niedawno musiały wycofać do tylnych szeregów, bo jakże sztandarem praworządności na oczach całej Europy miałby wymachiwać malwersant? Teraz jednak rzuciły pana Kijowskiego na inny odcinek ideologicznego frontu, mianowicie na odcinek religijny, więc nic dziwnego, że pan Kijowski uwija się jak w ukropie”, podkreśla publicysta.
Dodaje, że mimo wielkich starań, jakie w odgrywaniu swojej dziejowej roli prezentuje Mateusz Kijowski, to jest to „nic w porównaniu z przewielebnym księdzem Wojciechem Lemańskim, który zadekretował, że Pan Jezus potępi uczestników Różańca do granic”. Michalkiewicz zastanawia się „skąd przewielebny ksiądz Lemański może takie rzeczy wiedzieć” i stawia tezę, że najwidoczniej posiada on jakąś „gorącą linię do samego Pana Jezusa, który na bieżąco zwierza mu się ze swoich zamiarów, kogo zamierza potępić, a kogo nie”.
„Skoro sam Pan Jezus postanowił potępić uczestników Różańca do granic, to cóż dopiero mówić i organizatorach a zwłaszcza – o poplecznikach tego przedsięwzięcia w osobach członków Episkopatu Polski, którzy zachęcali, żeby nie powiedzieć – podżegali – do wzięcia udziału w tej modlitwie? No dobrze – ale skoro Episkopat zostanie potępiony i to przez samego Pana Jezusa – o czym zapewnia nas przewielebny ksiądz Wojciech Lemański – to czy tacy potępieńcy mogą jeszcze pretendować do sprawowania rządu dusz naszego mniej wartościowego narodu tubylczego? Jasne, że nie mogą, a w tej sytuacji nic dziwnego, że Judenrat zakrzątnął się wokół skompletowania mniej wartościowemu narodowi tubylczemu jakiegoś przywództwa zastępczego i nie tylko wydobył z naftaliny przewielebnego księdza Lemańskiego, ale dla lepszej zachęty przekazał mu też komunikat od samego Pana Jezusa w sprawie potępienia. Nikt, a zwłaszcza potępieńcy, nie będzie sypał piasku w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, na którym Judenraty zamierzają wjechać do europejskiej historii”, konkluduje Michalkiewicz.
Źródło: Michalkiewicz.pl
TK