Czy znamy Adama Mickiewicza? Jeżeli twierdzimy, iż jego wizerunek to tylko „wieszcz” i „mesjanista”, a jego zasługa to tylko pisanie wielkich dzieł literackich „ku pokrzepieniu serc” – to odpowiedź będzie brzmiała negatywnie. W przypadającą na 26 listopada sto sześćdziesiątą rocznicę śmierci Wieszcza warto przypomnieć złotą kartę z jego życiorysu, która została prawie całkowicie wyeliminowania z pamięci zbiorowej Polaków.
Symbolicznym początkiem okresu, który wciąż stanowi wyrwaną kartę z życiorysu Adama Mickiewicza, jest rok 1830 – Rzym. Wówczas to wieszcz, opiewający dotychczas litewskie rycerstwo i na poły pogańskie obyczaje ludu nadniemeńskiego, po raz pierwszy doświadczył i przelał w słowo poetyckie wzruszenie prawdziwie religijne, takie, jakiego jedynie łaska Boża może udzielić. Świadectwem tego przeżycia jest wiersz Do Marceliny Łempickiej.
Goszcząc u hrabiostwa Ankwiczów Mickiewicz poznał Marcelinę Łempicką. Poruszyła go ona przykładem swojej głębokiej wiary. W wierszu zadedykowanym pannie Łempickiej poeta zamyka w mistycznym opisie moment przyjęcia Komunii Świętej przez niewiastę, kończąc słowami stanowiącymi podsumowującymi ostatnie – niezbyt wstrzemięźliwe – lata jego życia. Obraz rozmodlonej kobiety, nad którą czuwają anieli zamyka dwuwiersz:
Wesprzyj nas już teraz!
Ja bym dni wszystkich rozkosz za nic ważył,
Gdybym noc jedną tak jak ty przemarzył.
Z tego czasu pochodzi też poetycka spowiedź, Rozmowa wieczorna. Po raz pierwszy litewski wieszcz nie pisze o Bogu jako pewnym społeczno-kulturowym odniesieniu, lecz zwraca się do niego wprost, osobiście, modlitewnie, z nieubłaganą szczerością – klęka przed Nim nagi, odarty z dumy. Co najważniejsze, przemiana, jaka dokonała się w Mickiewiczu nie była wyłącznie uczuciową, ale przekładała się również na konkretny stosunek władzy kościelnej. Przykładem tego może być chociażby reakcja Mickiewicza na dokonaną przez nią negatywną ocenę pewnych fragmentów Ksiąg Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego, wskutek której sam autor starał się wycofać dzieło ze sprzedaży, by nie gorszyć wiernych katolików.
Niedoszły kapłan…
Istota okresu w życiu Adama Mickiewicza – który śmiało określić można katolickim – ujęta została w dziełku krótkim i równie zapomnianym, a przecież podstawowym dla zrozumienia fenomenu paryskich lat pierwszego z wieszczów. Jest to broszurka napisana przez jednego z ojców zmartwychwstańców, Pawła Smolikowskiego (obecnie trwa jego proces beatyfikacyjny), zatytułowana Stosunek Adama Mickiewicza do xx. Zmartwychwstańców.
O ile w Rzymie Adam stawia pierwsze kroki na drodze wiary, o tyle już w roku 1833, gdy przyłącza się do redakcji Pielgrzyma polskiego, jest już w pełni pojednany z Bogiem, regularnie przystępuje do sakramentów, a w powstałym rok wcześniej czasopiśmie emigracyjnym realizuje myśl odnowy duchowej Polaków jako klucza do przezwyciężenia rozbiorowego upadku.
W świetle powszechnej wiedzy o Adamie Mickiewiczu fakty przedstawione przez ojca Smolikowskiego są wręcz sensacyjne. Otóż okazuje się, że w okresie od nawrócenia w Rzymie do popadnięcia w herezję towianizmu nie tylko stanowił on ewenement na tle rozchwierutanej duchowo emigracji, trzymając się blisko myśli i pobożności katolickiej, ale również… miał odczuwać powołanie do stanu kapłańskiego.
W młodości swojej Mickiewicz czuł powołanie do stanu duchownego. – pisze Smolikowski – W czasie pobytu swego w Rzymie 1831 r. modląc się w kościele „Gesù” przed obrazem cudownym Matki Boskiej, postanowił poświęcić się na służbę Bożą. Powstanie 1832 r. zwróciło jego myśli w inną stronę. Pospieszył z Rzymu, aby wziąć udział w walce o niepodległość ojczyzny. Przybył za późno, wraz wtedy z innymi udał się do Paryża jako dobrowolny emigrant. Ożeniwszy się wkrótce, musiał wyrzec się danego swego zamiaru zostania kapłanem; ale nie przestał z całej duszy być religijnym – a silnie trzymał się Kościoła.
Smolikowski wspomina zdarzenie, kiedy to sam Adam miał przyznać, że czuł się w pewnym momencie powołanym do kapłaństwa: Najserdeczniej ze wszystkich kochał on Kajsiewicza, w którym talent poetycki upatrywał; a kiedy go pierwszy raz zobaczył w sutannie, rzucił mu się na szyję, rozpłakał się i powiedział: „Ty mię zastąpisz w kapłaństwie, bo i ja miałem powołanie, alem je stracił!”
… i założyciel zakonu
Niewstydzący się swej „papistycznej” identyfikacji świadkowie tamtych lat wspominają Mickiewicza jako osobę, która stanowiła prawdziwą latarnię morską na szalejącym morzu emigracyjnych niesnasek, a przede wszystkim powszechnej oziębłości religijnej i desperackiego rzucania się w objęcia każdej nowej doktryny społecznej i politycznej, mającej wypełnić pustkę w głowach wygnańców, którzy otrąbili odejście starego, chrześcijańskiego świata.
Do najbliższych przyjaciół i współpracowników poety należą postaci bodaj najbardziej zasłużone – i równie zapomniane – w historii Polski rozbiorowej. Ojcowie Zmartwychwstańcy to nie tylko pierwsze polskie zgromadzenie zakonne, ale przede wszystkim środowisko, w którym podniesiono zbawienną dla Polski ideę duchowej i moralnej odnowy. To właśnie Zmartwychwstańcy pospołu z konserwatystami w kraju i na emigracji sprawili, że nasza Ojczyzna nie zatraciła na dobre tej tożsamości, która w czasach staropolskich była podstawą jej potęgi. Ich działalność – choć w skali dziejów niestety niszowa – jest do dziś jedynym jednoznacznym punktem odniesienia dla wszystkich, którzy pragną, by Polska stała się na powrót Polską Świętych i Polską Skargów, Żółkiewskich, Zamojskich i Sobieskich.
W momencie, gdy Opatrzność przecięła drogi późniejszych Zmartwychwstańców i Mickiewicza, ci pierwsi byli w najlepsze pogrążeni w ideologiach kwitnących na grobie dawnego świata. Piotr Semenenko był, jak wspomina Smolikowski, „niebezpiecznym socjalistą” poszukiwanym przez policję paryską; Bogdan Jański, faktyczny założyciel zakonu – „sęsymonistą” (wyznawcą socjalistyczno-masońskiej doktryny saintsimonizmu) i członkiem „sekty socjalistycznej”; w końcu Hieronim Kajsiewicz, nazywany później drugim Skargą – „w nic już nie wierzył” i wstąpił do masonerii. W broszurze Smolikowskiego znajdujemy opis wpływu, jaki Mickiewicz wywierał na część emigracji:
X. Kajsiewicz opowiadał o sobie, że pierwszy raz zaczął myśleć o religii wtedy dopiero, kiedy zaszedłszy raz do poety i nie zastawszy go w domu, usłyszał od odźwiernej, że „Pan Mickiewicz o tej godzinie w Niedzielę jest zawsze na Mszy św. w parafii”. – „Uderzyło mnie to, mówił X. Kajsiewicz, jeśli Mickiewicz chodzi do Kościoła, pomyślałem sobie, to religia musi być czemś poważnem”. Widząc Mickiewicza praktykującego, nie jeden tak samo pomyślał.
Mickiewicz miał też zainicjować samo powstanie późniejszego zgromadzenia Księży Zmartwychwstańców. W jakiś czas po zgromadzeniu wokół siebie – nawróconych już – przyjaciół, w pewien piątek, po zwyczajowym udziale we Mszy Świętej, Adam podzielił się swoją myślą:
„Nie ma dla nas innego ratunku – trzeba nowego Zakonu. Ale kto go założy? Ja? za pyszny. Ty? (do Platera) zanadto arystokrata. Ty? (do Zaleskiego) zbyt demokrata. Trzeba na to świętego. – Jański założy.” – I Jański założył. Z nim Mickiewicz rozpoczął dzieło odrodzenia religijnego na wychodźtwie. Mieszkali oni razem czas jakiś i wydawali wspólnie Pielgrzyma, pismo szczerze katolickie, a pod koniec 1834 r. zawiązał Mickiewicz Bractwo Braci Zjednoczonych „w celu chrześcijańskim i polskim, wspólnego ćwiczenia się w pobożności, tudzież pobudzania ku niej innych rodaków na emigracyi”. Prócz Mickiewicza i Jańskiego należeli do tego Bractwa: Bohdan i Józef Zalescy, Stefan Witwicki, Cezary Plater, Antoni Górecki i Ignacy Domejko.
Nowe światło polistopadowej emigracji
Co istotne, jak zauważa ks. Smolikowski, „pod ich wpływem zaczęło się budzić uczucie religijne Polaków”. Widać stąd, że Mickiewicz – znany większości populacji wyłącznie jako pierwszy z narodowych wieszczów, autor pisanego „ku pokrzepieniu serc” arcypoematu Pan Tadeusz i mesjanista – odegrał rolę dziejową wprawdzie mniej spektakularną, ale niemniej znaczącą. Osobistym przykładem przywiązania do wiary ojców oraz wpływem na otoczenie przyczynił się do prawdziwego przełomu duchowego wśród polskich elit doby polistopadowej.
Ruszyli w drogę i ci nowi ludzie, ale jakże inaczej! – relacjonuje Smolikowski – Wsiedli do łodzi bezpiecznej, którą wiara zbudowała, dobra wola była ich pełnym żaglem, łaska boża wiatrem pomyślnym, a gwiazdą morską one obietnice niebieskie, które ich nieomylnie i prostym szlakiem do portu prowadziły. Jaka jasna ich droga, jaka pogoda na ich niebie, jaki pokój w ich duszy! Rozeszła się wieść o tem dokoła, i powoli ludzie oni w ciemnościach zaczęli także słyszeć o zjawieniu się nowego światła. I przychodzili patrzeć na nie, chociaż, niestety! najwięcej z nich oczu potrzebnych nie miało! więc po swojemu patrzyli, to znowu pytali, szukali, śledzili; to się cieszyli, to się gniewali; tamci dziękczynili, a ci bluźnili; inni znowu nic nie rozumieli i tylko się dziwowali. Ale rzecz rosła, wzmagała się, szła coraz dalej i wkrótce po wszystkich owych ciemnościach rozszedł się gwar i podniosło się wołanie: „katolicy, katolicy!”
Zaczątkiem zakonu zmartwychwstańców był „Domek Jańskiego”, w którym mieszkali i oddawali się ćwiczeniom duchowym przyszli kapłani. Był on – jak pisał Adam w liście do państwa Zaleskich – „solą w oku emigracji”. Złośliwi antyklerykałowie z przekąsem nazywali Mickiewicza „założycielem kongregacji jezuitów”, twierdząc na podstawie przyjaznych stosunków wieszcza z Towarzystwem Jezusowym, iż zamierza ono „rządzić emigracją” przez rzekomo podporządkowaną sobie wspólnotę rodzącą się wokół Jańskiego. Mickiewicz od początku towarzyszył rozwojowi wspólnoty, wspierając ją dobrą radą, a także materialnie.
Dług pamięci
Omawiany okres życia poety obejmuje lata od 1829, czyli pierwszej wizyty w Rzymie po opuszczeniu Rosji, aż do roku 1841, a więc popadnięcia w nieszczęsną zależność od „mistrza” Andrzeja Towiańskiego. Nie ma tu miejsca na omówienie powodów, dla których Mickiewicz tak szaleńczo zaangażował się w „sprawę Bożą” przyniesioną przez fałszywego proroka podróżującego na rosyjskim paszporcie, choć i w tej materii broszura Pawła Smolikowskiego dostarcza ciekawych wyjaśnień.
Pozostaje wszakże świadomość określonego „długu pamięci”, jaki polska kultura, a przede wszystkim polska pamięć zbiorowa zaciągnęły względem Adama Mickiewicza. Jedenaście owocnych lat – a pamiętajmy, że to właśnie wtedy, w tamtej aurze, powstał Pan Tadeusz – zostało objęte rodzajem amnezji narodowej, pozostawiając wizerunek wieszcza dotkliwie okaleczonym, a listę jego zasług wybrakowaną o tę najważniejszą z duchowego punktu widzenia zasługę – stworzenie pomostu pomiędzy dawną, katolicką, myślą twórców polskiej potęgi, a XIX-wiecznymi zapatrywaniami, popadającymi w dwie skrajności: z jednej strony w całkowite pomijanie Boga w refleksji dziejowej, z drugiej – w niezdrowy mesjanizm i romantyzm polityczny.
Filip Obara