Zaplanowany na 28 maja na godz. 21. w Saint-Denis pod Paryżem finał piłkarskiej Ligi Mistrzów Realu Madryt z Liverpoolem (1:0) został opóźniony ze „względów bezpieczeństwa”. Wielu kibiców utknęło poza stadionem, a organizatorzy nie stanęli na wysokości zadania. Przed stadionem dochodziło do dantejskich scen, policja gazowała często przypadkowych ludzi, chuligani forsowali wejścia bez biletów, kibice z biletami nie mogli dostać się na trybunę…
Dodatkowo kolejki i opóźnione wejście na stadion to także efekt strajków transportu w regionie paryskim, który dotyczył linii B podmiejskiej kolejki RER. Nawet autobus drużyny Liverpoolu miał trudności z dotarciem na parking Stade de France. Do incydentów dochodziło także po meczu. Wielu kibiców angielskich było atakowanych przez miejscową „młodzież”, dochodziło do rozbojów i rabunków.
Wyrywne francuskie MSW
Wesprzyj nas już teraz!
O tym, że incydenty na Stade de France były spowodowane przez „tysiące brytyjskich kibiców”, poinformował dość szybko francuski szef MSW, Gerald Darmanin. Jednak sceny nadużywania przez policję gazu i ataki na stewardów poszły w świat. Kibice Liverpoolu twierdzili, że „burdy wszczynali młodzi ludzie mieszkający w pobliżu stadionu”, co potwierdzały liczne filmiki z zajść. Twierdzili również, że po meczu byli atakowani, a wielu padło ofiarą kradzieży. Znając reputację tych przedmieść Paryża, można im wierzyć. Zresztą Vincent Trémolet de Villers, zastępca redaktora naczelnego „Le Figaro” sam kpił z „orwellowskiej wizji” ministra Darmanina, który usprawiedliwiał chaos złą reputacją angielskich kibiców, bez których zapewne „miasto Saint-Denis byłoby oazą spokoju”. Warto dodać, że na jednym z filmików w internecie widać ubranego w koszulkę paryskiego klubu PSG „kibica”, który chwali się, że wszedł na stadion bez biletu, zajął miejsce w sektorze VIP-owskim, a na koniec wznosi okrzyki na cześć… Maroka i Algierii.
Departament 93 – prawdziwe oblicze
Seine-Saint-Denis to najbardziej muzułmański i imigracyjny departament (93) Francji. Rozmaite incydenty, brak bezpieczeństwa, zamieszki są tutaj codziennością. Skutkiem wydarzeń podczas finału LM była jednak kompromitacja organizatorów i fatalny wizerunek Paryża. Rzecz jest poważna, bo Paryż za dwa lata będzie miastem-gospodarzem olimpiady letniej, a część konkurencji odbędzie się właśnie w Seine-Saint-Denis. Dodatkowo doszło do podważenia prestiżu Paryża, jako jednego z najpiękniejszych miast świata.
Hiszpanie pokazywali nawet w swojej TV podczas oczekiwania na rozpoczęcie meczu olbrzymie szczury na placu pod katedrą Notre Dame, czyniąc sobie niewybredne żarty. Co prawda, tygodnik prawicowy „Valeurs”, przypominał, że to skutek wieloletnich rządów w stolicy socjalistów, ale i tu „obrazek” poszedł w świat. Inne gazety francuskie zgodnie wtórowały, że organizacja finału była kompromitacją i chaosem.
Londyn kontratakuje
Zrzucenie winy na kibiców angielskich znanych z agresywnych zachować, tym razem się nie powiodło. Londyn poskarżył się nawet do UEFA, które wszczyna oficjalne dochodzenie w sprawie organizacji. Brytyjska sekretarz stanu ds. kultury i sportu Nadine Dorries móiła wprost, że za incydentami pod Stade de France, nie stoją bynajmniej kibice angielscy, ale „tubylcy”, czyli miejscowa imigrancka chuliganeria, która w dużej mierze zamieszkuje Saint Denis i okolice i to oni mieli szturmować wejścia bez biletów. Tymczasem setki kibiców przybyłych z Anglii z biletami przez długi czas nie mogło tymczasem dostać się na trybuny, by wesprzeć swój zespół w najważniejszym meczu sezonu. Niektórzy weszli tam dopiero pod koniec pierwszej połowy meczu.
Na oskarżenia zareagował w końcu francuski rząd. W poniedziałek 30 maja minister sportu Amélie Oudéa-Castera prowadziła konsultacje z przedstawicielami UEFA, francuskiej federacji piłkarskiej (FFF), kierownictwem Stade de France, Komendą Głównej Policji w Paryżu, Prefekturą Seine-Saint-Denis oraz władzami miasta Saint-Denis. Razem z szefem MSW wyraziła też „ubolewanie wobec incydentów, które popsuły wieczór Ligi Mistrzów”. Zaplanowano także nadzwyczajne spotkanie ministerialne w celu „identyfikacji dysfunkcji” towarzyszących finałowi Ligii Mistrzów.
Do gry wchodzą politycy
Mleko się jednak rozlało, a ponieważ Francja znajduje się w trakcie kampanii wyborczej do parlamentu, sytuację wykorzystali i politycy. Niektórzy wskazywali, że to nie tyle kwestia zarządzania wydarzeniami sportowymi, ale właściwie polityki migracyjnej i bezpieczeństwa Francji.
Szefowa Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen wezwała do powołania komisji parlamentarnej. Ostro skrytykowała też „komunikat” ministra spraw wewnętrznych Géralda Darmanina, który wskazał na odpowiedzialność angielskich kibiców bez sprawdzenia faktów. Le Pen mówiła nawet o „poczuciu upokorzenia”, które pozostawia po sobie organizacja finału LM. Dodała, że „sytuacja w Seine-Saint-Denis wymyka się spod kontroli”. Warto jednak dodać, że np. lewicowi publicyści w TV francuskiej natychmiast uznali takie rozpoznanie faktów za „rasistowskie”.
Inny polityk prawicy, Eric Zemmour, podsumował incydenty na Stade de France tezą, że „Seine-Saint-Denis stała się obcą enklawą”. Dodał na antenie Europe 1, że ten departament „od dawna nie jest Francją”. Zażartował nawet na Twitterze, że „dla bezpieczeństwa i ochrony wizerunku powinniśmy zbudować Stade de France we Francji”. Tu warto dodać, że budowa tego obiektu na MŚ właśnie w tym miejscu, miała zmieniać oblicze dzielnicy, ale eksperyment się raczej nie powiódł.
Zemmour wyjaśniał, że Seine-Saint-Denis to niemal „zagraniczna enklawa”, która w „większości głosowała na Jean-Luca Mélenchona w wyborach prezydenckich” (kandydat skrajnej lewicy), miejsce, gdzie „nowi ludzie zastępują starych”. Dodał, że jest pełen goryczy, kiedy dawne „miasto królów staje się obcą enklawą, gdzie prawie nie mówi się już po francusku, gdzie ludzie nie są już ubrani po francusku, gdzie ich maniery też już są francuskie”.
Zresztą niektórzy politycy poszli jeszcze dalej. Polityk centroprawicowych Republikanów i były doradca prezydenta Sarkozyego, Henri Guaino reagując na incydenty pod Stade de France, stwierdził, że Francję może czekać… wojna domowa. „To, co przydarzało się w minionych pokoleniach, może się powtórzyć” – dodał Guaino w TV CNEWS w niedzielę 29 maja.
W historii futbol okazywał się już nawet katalizatorem wojen. W przypadku Republiki Francuskiej, która wykorzystuje piłkę nożną jako m.in. ważny element społecznej integracji migrantów, finał Ligi Mistrzów odsłonił po prostu kawałek prawdy o tym, że ta polityka ponosi porażkę.
Bogdan Dobosz