14 kwietnia 2022

Mieszko I autentycznie uwierzył Ewangelii. I diametralnie odmienił życie własne i całego narodu

(Jan Matejko, Public domain, via Wikimedia Commons)

Mieszko I autentycznie uwierzył Ewangelii i diametralnie odmienił nie tylko własne życie, ale i życie całego narodu, którego fundamenty położył pod całe tysiąclecie – mówi profesor Krzysztof Ożóg, kierownik Zakładu Historii Polski Średniowiecznej w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, dyrektor Archiwum UJ, w rozmowie z Jaromirem Palką.

Rozmowa pierwotnie ukazała się w magazynie „Polonia Christiana”, numer 48, styczeń-luty 2016

Polska otrzymała chrzest w wieku niemowlęcym, zaraz po urodzeniu – czy zdaniem Pana Profesora taka analogia jest uprawniona?

Wesprzyj nas już teraz!

Państwo polskie stworzył Siemomysł, ojciec Mieszka I. Jego początek jest doskonale uchwytny poprzez źródła archeologiczne. Metodą dendrochronologiczną możemy bowiem z dużą precyzją określić datę ścięcia dębów, których pni użyto do budowy grodów stanowiących podstawę państwa wczesnopiastowskiego. I co się okazuje? W głównych grodach tegoż państwa – Poznaniu, Gnieźnie, Ostrowie Lednickim, Grzybowie, Gieczu, Moraczewie, Bninie i szeregu pomniejszych – dęby te ścięto w latach 920–940.

Przed rokiem 920 mamy do czynienia z małymi gródkami o charakterze plemiennym, typowym dla społeczności organizacyjnie rozproszonej. A potem nagle w ciągu krótkiego czasu wyrasta kilka wielkich grodów – co oznacza, że wówczas właśnie zostały stworzone podstawy państwa, i najpewniej stało się to za panowania Siemomysła, czyli wyprzedziło chrzest o zaledwie jedno pokolenie.

Chrzest Polski nastąpił niecałe jedno pokolenie od momentu rozpoczęcia budowy organizacji państwowej. Dla porównania, na Rusi tworzenie państwa zaczęło się około roku 862, a jego chrzest odbył się dopiero po ponad stu latach, za panowania Włodzimierza Wielkiego, w roku 987. Oba wydarzenia dzieli więc z górą wiek, gdy tymczasem w przypadku państwa piastowskiego przyjęcie chrześcijaństwa nastąpiło niemal natychmiast po jego utworzeniu. Dlatego uprawniona jest teza, iż chrześcijaństwo leży u początków budowy państwa polskiego.

Trochę też zdumiewa łatwość, z jaką się to dokonało.

Polski językoznawca, profesor Leszek Moszyński, w książce zatytułowanej Die vorchristliche Religion der Slaven im Lichte der slavischen Sprachwissenschaft (Przedchrześcijańskie wierzenia Słowian w świetle językoznawstwa słowiańskiego) zauważył – co zresztą podkreślał także inny wybitny językoznawca, profesor Stanisław Urbańczyk – że Słowianie mieli w swym języku pojęcie jednego świętego Boga. Oczywiście, w religii Słowian roiło się od różnego rodzaju pogańskich duchów, jednak takie właśnie pojęcie – świętego Boga – silnie funkcjonowało w ich umysłach i religijnym przeczuciu.

Moszyński dostrzegał w tych przedchrześcijańskich wierzeniach niejako naturalne podłoże dla szybkiego przyjęcia chrześcijaństwa. Niemniej nie należy zapominać, że ugruntowanie chrześcijaństwa w państwie pierwszych Piastów było procesem długim i żmudnym.

Jakie korzyści przyniósł chrzest Polski zarówno samemu Mieszkowi I, jak i państwu polskiemu?

Przede wszystkim korzyści duchowe dla ochrzczonych, wynikające z faktu przyjęcia przez nich wiary chrześcijańskiej. Sam Mieszko wstąpił na drogę ku osobistemu zbawieniu i wprowadził na nią, poprzez zaszczepienie wiary chrześcijańskiej w swoim państwie, również swych poddanych. Społeczeństwo Polan weszło na drogę, którą wyznacza wiara w Jezusa Chrystusa Zbawiciela – wiara, która jako jedyna prowadzi do zbawienia.

Ponadto należy tutaj wskazać cały szereg korzyści natury cywilizacyjnej. Chrzest był wejściem w świat cywilizowany i Mieszko doskonale wiedział, czego może się spodziewać po wkroczeniu w ten świat – związany przede wszystkim z cesarstwem, z kulturą niewątpliwie atrakcyjną dla świata słowiańskiego, choćby przez samą organizację sfery polityczno‑społecznej. Atrakcyjny był każdy materialny aspekt tej cywilizacji – wszystko, co Mieszko i jego ludzie, podróżując do cesarstwa czy do leżących w jego obrębie Czech, mogli widzieć i podziwiać.

Bo niewątpliwie podziwiali wielką, murowaną architekturę, zarówno rezydencji monarszych, chociażby rezydencji Ottona I Wielkiego, jak i wielkich świątyń. Mogli podziwiać cały sposób funkcjonowania społeczeństwa i poziom jego życia.

Wreszcie, przyjęcie chrześcijaństwa dawało Mieszkowi korzyści natury politycznej. Było to przecież wejście w krąg wielkiej polityki światowej. Bez wątpienia atrakcyjna była dla Mieszka sama organizacja władzy cesarskiej i cesarskiego dworu, stąd również musiał czerpać impulsy do lepszego urządzenia wewnętrznego własnej monarchii.

Jak widać, korzyści były liczne i mocno ze sobą powiązane. Mieszko mógł, oczywiście, pozostać przy pogaństwie i w kręgu tradycyjnej kultury, ale zrobił niezwykle odważny krok ku zmianie nie tylko wiary, ale także ku powolnej przemianie obyczajów. Przez cały okres swojego panowania po roku 966 z ogromnym zaangażowaniem wspierał budowanie struktur Kościoła i podstaw chrześcijaństwa na ziemiach polskich.

Czy Mieszko był człowiekiem wiary? Czy polityczne motywy przyjęcia chrześcijaństwa wykluczały prawdziwe nawrócenie? Co możemy na ten temat wyczytać w źródłach?

Moim zdaniem Mieszko był człowiekiem autentycznie wierzącym. Mamy na ten temat wyraźne przesłanki źródłowe, które pozwalają na stwierdzenie, że nie przyjął on chrztu tylko formalnie, wyłącznie dla pozoru i korzyści politycznej – po to, aby wobec świata zewnętrznego uchodzić za władcę chrześcijańskiego – a jego serce pozostało przy starej wierze.

Wręcz przeciwnie. Istnieją namacalne ślady, że Mieszko autentycznie uwierzył. Biskup merseburski Thietmar, piszący swą kronikę za panowania Bolesława Chrobrego, bardzo wyraźnie stwierdza, że Mieszko się nawrócił, uwierzył i przyjął chrzest za sprawą Dobrawy, która długo pracowała nad jego osobistym nawróceniem. Z kolei Gall Anonim pisze, że Dobrawa nie podzieliła z Mieszkiem łoża małżeńskiego, dopóki nie przyjął on wiary chrześcijańskiej. Oto dwa zbieżne świadectwa z epoki.

Ale to nie wszystko. To, że Mieszko prawdziwie uwierzył, możemy zobaczyć poprzez owoce jego dalszego panowania, kiedy z osobistym zaangażowaniem przyczyniał się do krzewienia chrześcijaństwa. Mieszko sprowadzał i bardzo konsekwentnie duchownych, wznosił i wyposażał świątynie w głównych grodach – i to był klucz chrystianizacji.

Zaledwie dwa lata po chrzcie Mieszko zdołał się wystarać o biskupstwo dla swojego władztwa, i to biskupstwo bezpośrednio zależne od Stolicy Apostolskiej (pierwszy polski biskup – Jordan – został wyświęcony w Rzymie).

Zauważmy tu, że Przemyślidzi w Czechach uzyskali własne biskupstwo później niż Mieszko, bo dopiero w roku 974. A przecież pierwszym ochrzczonym księciem czeskim był Borzywój, który przyjął chrzest z ręki świętego Metodego, czyli przed rokiem 885. Chociaż więc Czechy były bardziej zależne od cesarstwa, wcale nie przyspieszyło to otrzymania biskupstwa!

Kolejnym faktem, świadczącym o szczerości intencji Mieszka, było związanie jego państwa ze Stolicą Apostolską, która nie miała wówczas żadnego znaczenia politycznego, żadnej mocy oddziaływania na stosunki polskie czy dynastyczne – taki czyn nie mieścił się więc w żadnej politycznej rachubie. Jedyną władzą uniwersalną, która dominowała w sensie politycznymi i cywilizacyjnym było cesarstwo. Związanie się księcia Mieszka ze Stolicą Apostolską świadczy więc o jego wewnętrznym zaangażowaniu, a nie tylko formalnym przyjęciu chrztu.

A czy istnieje jakiś bardziej osobisty na to dowód, jakieś świadectwo dotyczące bądź to jego własnej osoby, bądź też jego bliskich?

Takim świadectwem może być, na przykład, fakt wysłania przezeń do Stolicy Apostolskiej pukla włosów po postrzyżynach syna Bolesława w roku 974. U władcy, który przyjąłby chrzest w sposób czysto formalny, oddanie swojego syna i pierworodnego potomka pod protekcję świętego Piotra – Księcia Apostołów – wydawałoby się niezrozumiałe. Okazuje się jednak w pełni zrozumiałe po dostrzeżeniu, że Mieszko przyjął wiarę głęboko, całym sercem. Polski władca chciał z pełną świadomością ugruntować wiarę chrześcijańską w swoim państwie, co świadczy, iż był chrześcijaninem w pełnym tego słowa znaczeniu.

Dodajmy do tego fakt jeszcze bardziej znaczący. W roku 985 lub 986 Mieszko wspierał swoimi oddziałami wojska cesarskie małoletniego Ottona III w walkach przeciwko groźnym pogańskim Słowianom połabskim, którzy w roku 983 na trwałe powrócili do pogaństwa, niszcząc cały efekt wysiłków chrystianizacyjnych podejmowanych od czasów Ottona I (zniknęły dwa biskupstwa: w Brennie i Hobolinie). Podczas tej wojny Mieszko odniósł bardzo groźną ranę – został ugodzony w ramię zatrutą strzałą. Skąd to wiemy? Z zapisu cudu, którego doświadczył. Ktoś z jego otoczenia poradził mu, żeby się modlił za wstawiennictwem świętego Udalryka z Augsburga, który niedawno zmarł otoczony kultem i wiele cudów działo się przy jego grobie. Mieszko poszedł za tą radą i doświadczył cudu, po czym jako wotum wdzięczności wysłał do Augsburga odlane ze srebra ramię. Jest to zapisane w miraculach, czyli w rejestrze cudów zdziałanych za przyczyną świętego Udalryka.

Z chrztu wynika obowiązek pielęgnowania otrzymanej wiary i przekazywania jej następnym pokoleniom, jak również sąsiadom. Jak z tego zadania wywiązali się następcy Mieszka?

Jak najlepiej. Piastowie wspierają Kościół i się nim opiekują. Od czasów Bolesława Chrobrego popierają misje u sąsiadów żyjących w pogaństwie. Bolesław Chrobry będąc chrześcijaninem zaledwie w drugim pokoleniu, znakomicie wykorzystał okazję, którą stworzył Wojciech Sławnikowic, biskup praski. Pokłosiem jego męczeńskiej śmierci w Prusach w 997 roku było przecież utworzenie polskiej prowincji kościelnej.

Dalej mamy Pięciu Braci Męczenników Polskich z eremu w Kazimierzu Biskupim, którzy planowali misję na Połabiu, oraz Brunona z Kwerfurtu głoszącego Ewangelię pogańskim Prusom i Jaćwięgom. Tym śladem idą także późniejsi Piastowie, na przykład, Bolesław Wstydliwy popiera misję jaćwięską, zabiega o utworzenie biskupstwa łukowskiego – co prawda istnieje ono bardzo krótko, ale jest to bardzo wyraźny ślad.

Ta ewangelizacyjna troska przechodzi poprzez Piastów na Jadwigę Andegaweńską. Chrystianizacja Litwy jest w istocie dziełem Kościoła polskiego i polskich elit politycznych.

Jednak nie mniej ważne od ewangelizacji pogańskich sąsiadów było formowanie własnego społeczeństwa w oparciu o Dekalog i wynikające z niego zasady moralności chrześcijańskiej.

Oczywiście. Już działania Bolesława Chrobrego, o których pisze Thietmar – niekiedy zresztą nazbyt brutalne w naszym rozumieniu – miały na celu wprowadzanie w życie i funkcjonowanie społeczeństwa norm Dekalogu, by zeń wywodzić chrześcijańskie obyczaje i zachowania społeczne. Długofalowym skutkiem przyjęcia wiary było więc przeniknięcie społeczeństwa zasadami życia chrześcijańskiego i moralności chrześcijańskiej.

Innym długofalowym skutkiem chrztu była recepcja całego przejętego przez Kościół dorobku greckiego i rzymskiego, we wszystkich aspektach. Polskie społeczeństwo weszło w strefę języka łacińskiego – wówczas języka międzynarodowej komunikacji – a tym samym w strefę łacińskiej kultury i cywilizacji.

I nie pozostało bierne, lecz włączyło się – już właściwie od XII wieku – we współtworzenie tej kultury i cywilizacji. Przy kościołach katedralnych powstają katedralne szkoły, których program opiera się na szkołach karolińskich, których program został stworzony w oparciu o program siedmiu sztuk wyzwolonych ze schyłku antyku – oto pas transmisyjny kultury starożytnej w jej najistotniejszych elementach do Polski. Później powstają także szkoły przy innych kościołach, na przykład, przy kolegiatach; od XIII wieku mnożą się szkoły w ośrodkach miejskich. Na świetnym poziomie rozwija się szkolnictwo zakonne, zwłaszcza w kręgu zakonów mendykanckich – dominikanów, franciszkanów, karmelitów, augustianów. Wreszcie powstaje uniwersytet…

Wcześniej jednak zaistniała literatura…

Tak jest – wspomnieć należy chociażby Kronikę polską biskupa krakowskiego Wincentego Kadłubka, która jest jednym z najświetniejszych dzieł renesansu XII wieku w sensie zarówno erudycji autora, jak i na poziomie literackim. Mistrz Wincenty – znakomicie wykształcony w starożytnych autorach, świetnie znający prawo rzymskie i kościelne – to również twórca podstaw polskiej myśli politycznej (państwo to res publica, czyli organizm współtworzony przez zatroskane o wspólne dobro społeczeństwo, w którym monarcha nie stoi ponad prawem, ale jest mu poddany, podobnie jak poddany jest osądowi moralnemu).

Zresztą cała polska kultura wyrasta z chrześcijaństwa – architektura i sztuki piękne nierozerwalnie przecież wiążą się z kultem. Na tym samym gruncie powstaje uniwersytet ufundowany przez Kazimierza Wielkiego w roku 1364 (i ponownie z fundacji Władysława Jagiełły w roku 1400) – jako wspólnota o charakterze stricte chrześcijańskim.

A skoro o wspólnocie mowa, to nie wolno zapomnieć, że w oparciu o Kościół zrodziła się również nasza tożsamość narodowa – także ugruntowana kulturą chrześcijańską.

Jan Paweł II podczas jednej z pielgrzymek do Francji zadał dramatyczne pytanie: „Francjo, co uczyniłaś z twoimi przyrzeczeniami chrztu?”. Jaką odpowiedź mógłby usłyszeć, gdyby dzisiaj zadał podobne pytanie Polakom? Czy Polska nadal pozostaje wierna przyrzeczeniom chrzcielnym?

– Niewątpliwie trzeba podkreślić, że żywa wiara była i jest nieustannie przekazywana z pokolenia na pokolenie. Przez ponad czterdzieści pokoleń od generacji Mieszkowej aż po naszą. Oczywiście, kiedy społeczeństwo było chrześcijańskie, proces przekazywania był łatwiejszy. Ale pomimo trudności cały czas się dokonywał.

Zagadką jest obecne pokolenie. Co robimy z chrztem, w którym zostaliśmy zanurzeni? Co robimy z łaską sakramentu?

Z jednej strony, daje się zaobserwować nieprzerwana transmisja wiary, bo przecież wciąż istnieją żywe wspólnoty, żywe parafie, żywe środowiska, w których wiara przechodzi z pokolenia na pokolenie. Płomień wiary wciąż w nas goreje. Z drugiej jednak, mamy do czynienia z potężnym nurtem sekularyzacji, czyli w istocie podważaniem fundamentów społeczeństwa opartego na Dekalogu oraz poszanowaniu prawa naturalnego i Bożego.

Niewątpliwie stoimy wobec wielkiej, narastającej konfrontacji – i w tym okazuje się wartość naszej wiary, bo taka sytuacja zmusza nas do jednoznacznego opowiedzenia się po jednej ze stron. Zmusza nas do odpowiedzi na pytanie: czy wierzę autentycznie, czy tylko tradycyjnie, formalnie? W kogo wierzę, w co wierzę, komu wierzę? Czym jest dla mnie sakrament chrztu? Czy żyję jego łaską? Kim dla mnie jest Chrystus?

Współczesny czas domaga się takich deklaracji. W dawniejszych pokoleniach być może nie każdy stawał wobec podobnych dylematów, jednak obecnie każdy Polak powinien zadać sobie takie pytania i znaleźć na nie odpowiedź. Każdy Polak powinien szukać prawdy; szukać tego, co daje sakrament chrztu, a co prowadzi do zbawienia.

A obecna chwila jest decydująca, ponieważ od odpowiedzi na powyższe pytania zależy, czy następne pokolenie otrzyma (i w jakim zakresie) od naszego pokolenia żywą wiarę i zakorzenienie w tradycji oraz kulturze chrześcijańskiej. Czy nasze pokolenie ułatwi następnym pokoleniom odkrycie własnej tożsamości, która wyrasta z tysiącletniej kultury? Czy pomoże im znaleźć w niej swoje miejsce i odpowiedzieć na powołanie otrzymane od Boga?

Dziękuję za rozmowę.

Rozmowa pierwotnie ukazała się w magazynie „Polonia Christiana”, numer 48, styczeń-luty 2016

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij