Głównym argumentem byłego eurodeputowanego PiS na rzecz wyprzedaży polskiej ziemi w ręce obcych jest to, że lordowie z zachodu uchronią nas przed „rosyjską agresją”.
„Moim jednak zdaniem w najbardziej żywotnym polskim interesie jest to, by jak najwięcej naszej ziemi było kupowane przez Amerykanów, Niemców, Żydów i wszystkich, którzy byliby tym zainteresowani” – napisał Migalski na łamach „Rzeczpospolitej”. Poddał on ostrej krytyce ustawę z 25 czerwca bieżącego roku, która zakłada, że ziemię nabywać może tylko osoba zameldowana od 5 lat w gminie na terenie której znajduje się dana działka. Nowa ustawa ogranicza też czas w jakim po kupnie można, zbywać ziemię (by zapobiec spekulacjom) i ogranicza jej koncentrację.
Wesprzyj nas już teraz!
„Wszystkie te regulacje, zwłaszcza pierwsza, mają na celu maksymalne odstraszenie zagranicznych podmiotów przed kupowaniem polskiej ziemi” twierdzi Migalski co uznaje wielce szkodliwe. Jak twierdzi „Z kupna ziemi przez „obcych” płyną same korzyści”. Uwypukla jednak tę jego zdaniem najważniejszą: „najważniejszy powód, geopolityczny niemalże i dotyczący spraw bezpieczeństwa, brzmi następująco: każdy hektar polskiej ziemi, będący własnością obywateli państw zachodnich, wiąże nas z owym Zachodem, czyni agresję na nasz kraj mniej prawdopodobną i ubezpiecza Rzeczpospolitą od prób zagarnięcia części terytorium naszego przez obce mocarstwo. Sprzedażą polskiej ziemi Niemcom, Amerykanom, Francuzom czy Żydom umacniamy nasze bezpieczeństwo, czynimy napaść na nasze państwo mniej prawdopodobną i bardziej kosztowną”. Nie pozostawia też wątpliwości ze strachu przed kim powinniśmy dać się kolonizacować: „Gdyby na Krymie setki i tysiące hektarów ziemi były własnością obywateli UE czy też Stanów Zjednoczonych, to Putin nigdy nie wpadłby na pomysł, by dokonać inwazji na ten półwysep”.
Migalski reasumuje: „Tak, sprzedaż polskiej ziemi obcokrajowcom służy dziś interesom Polski i Polaków”. Wyprzedawanie ziemi nazywa nawet „nowym patriotyzmem”.
rp.pl/kresy.pl