12 kwietnia 2022

Papież Franciszek nie chce potępić Władimira Putina, co budzi gniew wielu katolików. Słusznie; dlaczego jednak ci sami katolicy nie wściekali się, gdy papież nie chciał potępić Josepha Bidena, odpowiedzialnego za politykę proaborcyjną? Dlaczego nie domagali się od papieża reakcji wobec herezji? Papież Franciszek jest papieżem milczenia – o tej prawdzie każdy, kto tego chce, wie już od dawna – pisze Paweł Chmielewski.

Na łamach portalu Więź.pl dr Sebastian Duda opublikował tekst poświęcony postawie papieża Franciszka wobec wojny Rosji na Ukrainie. „Czego nie wolno prorokowi. Milczenie papieża w sprawie Rosji to dowód zapaści katolicyzmu”, brzmi tytuł artykułu. Sebastian Duda jest jednym z ciekawszych publicystów związanych z tak zwanym katolicyzmem otwartym; stawia zwykle niebanalne diagnozy. Niebanalnością podejścia do problemu Autor zaskakuje i w omawianym artykule. Rzecz w tym, że – sądzę – tym razem niebanalność jest tylko ubocznym wynikiem błędu postrzegania omawianego problemu. Nie dziwi mnie to, bo katolicyzm otwarty w pewnej mierze sam zamknął się w pułapce zawężonego rozumienia kryzysu Kościoła. Sebastian Duda próbuje zrozumieć milczenie Franciszka używając narzędzi, które absolutnie się do tego nie nadają.

O czym pisze Sebastian Duda

Wesprzyj nas już teraz!

Publicysta „Więzi” deklaruje zdumienie i niepokój z powodu konsekwentnego odmawiania przez papieża Franciszka nazwania po imieniu tego, kto jest agresorem w wojnie na Ukrainie. Autor zastanawia się nad przyczynami postępowania Ojca Świętego; rozważa bardzo różne scenariusze, opisuje szeroko zamieszanie, które Franciszek wprowadził w sprawie nauki Kościoła o wojnie sprawiedliwej; zwraca uwagę na manowce ekumenicznej drogi obranej najwyraźniej przez papieża z Argentyny w dialogu z prawosławiem; nie wyklucza nawet, że obecny biskup Rzymu „wkroczył na ścieżkę fałszywego prorokowania”, co przywodzi mu na myśl drugą bestię z Apokalipsy. Ostatecznie jednak Sebastian Duda dochodzi do wniosku, że to nie tyle sam Franciszek jest winny własnego milczenia, ale system, w jakim przyszło mu działać. Chodzi, uważa Autor, o system zakłamania i hipokryzji, jaki wytworzył się w Kościele katolickim w związku ze sprawami nadużyć seksualnych. Zdaniem Sebastiana Dudy mamy w tym przypadku do czynienia z „osobistą bezsilnością, zależnością od innych członków hierarchicznej kasty kapłańskiej, uwarunkowaniami stricte politycznymi”; według publicysty „Więzi” w milczeniu Franciszka obserwujemy „kolejny akt zapadania się katolickiego systemu kapłaństwa urzędowego”, którego „niewydolność i etyczną destrukcję od lat odsłaniają sprawy związane z wykorzystywaniem seksualnym w Kościele osób małoletnich i bezbronnych dorosłych”. „Franciszek może mieć dobre i szlachetne intencje, ale musi działać w ramach butwiejącego, generującego fałszywe usprawiedliwienia na różnych polach klerykalnego systemu kościelnego. Nic dziwnego, że w obecnej sytuacji tak dobitnie w milczeniu papieża o Putinie i Rosji odsłania się także systemowa zapaść Kościoła, w której prorocy nie są w stanie wypełniać czytelnie i do końca swojej misji. Smutne, że w tę pułapkę wpadł właśnie ten papież, który – jak żaden inny wcześniej – najtrafniej zdiagnozował zagrożenie, jakim jest dla Kościoła klerykalizm” – pisze Sebastian Duda; według Autora „w odniesieniu do zbrodni i niegodziwości seksualnych popełnianych przez dekady w Kościele sama jego klerykalna struktura umożliwiała zamykanie oczu na krzywdy i wtórną wiktymizację ofiar, tuszowanie przestępstw i niezwracanie uwagi na ciężkie przewiny w imię dobra Kościoła”.

Moje zastrzeżenia

Chciałbym do tekstu Sebastiana Dudy zgłosić trzy zasadnicze zastrzeżenia. Po pierwsze, protestuję przeciwko zdumieniu Autora milczeniem Franciszka wobec ewidentnego zła i niesprawiedliwości; twierdzę bowiem, że papież z Argentyny taką postawą prezentuje konsekwentnie od lat także w wielu innych wypadkach. Po drugie, nie zgadzam się na utyskiwania publicysty „Więzi” dotyczące chaosu doktrynalnego, jaki zaprowadził Jorge Mario Bergoglio w kwestii wojny sprawiedliwej; moim zdaniem brzmi to nieprzekonująco, bo chaos doktrynalny jest w istocie metodą tego pontyfikatu. Wreszcie, po trzecie, nie zgadzam się na ścisłe wiązanie ze sobą polityki Franciszka wobec Rosji oraz kryzysu nadużyć seksualnych; związek między tymi zjawiskami rzeczywiście istnieje, ale nie jest, moim zdaniem, tak silny, jak chciałby tego Sebastian Duda.

Milczenie Franciszka to nie nowość

Rosyjska agresja przeciwko Ukrainie jest bez cienia wątpliwości niesprawiedliwa i zbrodnicza. Oczekiwałbym, tak jak znaczna większość polskich katolików, że papież Franciszek ją potępi. Nie zaskakuje mnie jednak fakt braku wyraźnego potępienia. Przyczyna mojego spokoju jest prosta: papież Bergoglio przyzwyczaił mnie do tego, że milczy w obliczu bezbrzeżnego zła. Różnica między mną a Sebastianem Dudą polega, jak sądzę, na przyjęciu odmiennej optyki zła: publicysta „Więzi” odkrył papieskie milczenie dopiero przy okazji widocznego bestialstwa żołnierzy Putina, podczas gdy mnie głęboko zasmucało papieskie milczenie przy okazji innych problemów.

Dwa krótkie i proste przykłady.

W październiku 2021 roku Franciszek przyjął na audiencji prezydenta USA Josepha Bidena. Wyszedłszy od papieża Biden ogłosił, iż według papieża „jest dobrym katolikiem” i „powinien dalej przyjmować Komunię świętą”. Biden uważa się za katolika; jako amerykański prezydent wspiera wszelako legislację proaborcyjną. Pozwolę sobie zestawić z Bidenem Putina. Wskutek decyzji prezydenta Rosji o rozpoczęciu inwazji na Ukrainę giną mężczyźni, kobiety i dzieci, a ukraińskie miasta są równane z ziemią; ofiary rosyjskiej agresji można już pewnie liczyć w dziesiątki tysięcy. Wszelako wskutek decyzji Josepha Bidena o wsparciu agendy aborcyjnej Stanów Zjednoczonych, która zapadła w styczniu 2021 roku, zginęła bliżej nieokreślona liczba dzieci nienarodzonych. Rozumiem, że dla współczesnego człowieka to dwie zupełnie inne sprawy: z jednej strony rozstrzeliwane i bombardowane kobiety i dzieci, które widzimy na krzyczących o cierpieniu zdjęciach; z drugiej medyczne działania przeprowadzane w renomowanych szpitalach, o których zachodni demokraci mówią, że to realizacja praw kobiet. Estetycznie i emocjonalnie to coś innego. Rzecz w tym, że w tych pięknych zachodnich szpitalach mamy do czynienia z rozrywaniem ciał żyjących dzieci na części, zatruwaniem ich chemikaliami, nierzadko dobijaniem tych, które przeżyły próbę morderstwa. W tym sensie konsekwencje polityki Putina i Bidena są takie same: leje się ludzka krew.

A papież? Papież potępia wojnę, ale nie potępia Rosji i jej prezydenta. Papież potępia aborcję, ale nie potępia Ameryki i jej prezydenta. Jeżeli Sebastian Duda uważa, że Franciszek milcząc wobec zbrodni Putina mógł wejść na ścieżkę fałszywego prorokowania, to informuję, że mógł na nią wejść o wiele wcześniej, milcząc wobec zbrodni Bidena – a w istocie jeszcze zachęcając go do kontynuowania dotychczasowej polityki.

Drugi przypadek: herezje. Fałszowanie nauki Jezusa Chrystusa było, jest i zawsze będzie wielkim przestępstwem. Heretyków w Kościele nigdy nie brakowało, ale dopiero w ostatnich latach mogą działać bezkarnie. Zarówno w Niemczech, jak i w innych krajach Europy, a także za Oceanem, działa wielu kardynałów, biskupów, księży i świeckich teologów, którzy wzywają do obalenia nauczania Kościoła na temat ludzkiej płciowości i seksualności. Papież patrzy na to w milczeniu: nie przeszkadzają mu kolejni purpuraci, którzy wzywają do zmiany Katechizmu i twierdzą z ambony, że to, co Kościół przez dwa tysiące lat nazywał grzechem, dzisiaj grzechem już rzekomo nie jest. Czy papież, który ani jednym słowem nie upomina gorszycieli i jawnych heretyków, nie budzi skojarzeń apokaliptycznych? A z takim papieżem mamy przecież do czynienia nie od kilku tygodni, ale od kilku lat.

Chaos doktrynalny jako metoda

Rozumiem ubolewanie Sebastiana Dudy nad chaosem, jaki zaprowadził papież Franciszek w sprawie nauki o wojnie sprawiedliwej; tekst publicysty „Więzi” jest niezłym opisem tego problemu. Pragnę jednak zwrócić uwagę, że od 2013 roku Ojciec Święty zaprowadził chaos także w innych obszarach nauczania Kościoła. Są to: rozumienie roli ludzkiego sumienia; nierozerwalność małżeństwa; jedyność zbawcza Jezusa Chrystusa; jedyność zbawcza Kościoła katolickiego; źródła teologii; pierwszeństwo przykazania miłowania Boga wobec drugorzędności miłowania człowieka (hierarchia przykazań); grzeszność stosunków i związków homoseksualnych; relacje między prawem Bożym a prawem stanowionym; kara śmierci; źródła teologiczne – źródła wiedzy o Objawieniu; liturgia… Fakt, że nie wiemy, jak rozumieć nauczanie Franciszka na temat wojny nie wynika bynajmniej z tego, że papież popełnił jakieś błędy w tym zakresie; wynika z tego, że w ogóle nie wiemy, jak rozumieć jego nauczanie. Stoimy przed dylematem, czy brać je tak, jak Ojciec Święty je podaje, czy też starać się na siłę wpisywać je w naukę całego Kościoła. Pogodzić jednego z drugim w wielu przypadkach się po prostu nie da. Dlatego zdziwienie obecnymi trudnościami wydaje mi się nieco niepoważne. U Franciszka chaos doktrynalny nie jest wypadkiem przy pracy, ale konsekwentną metodą działania.

Nadużycia seksualne nie są przyczyną milczenia Franciszka

Wreszcie sprawa trzecia, czyli klerykalizm jako podłoże polityki milczenia Franciszka. Myślenie o Kościele katolickim jako o realizującej przede wszystkim doczesne interesy wspólnocie wyświęconych księży, biskupów i kardynałów, odpowiada niewątpliwie za liczne patologie. W tym sensie można czynić paralelę między przedkładaniem interesu materialnego tej wspólnoty nad prawdę o nadużyciach seksualnych oraz przedkładanie tegoż interesu nad prawdę o wojnie Rosji na Ukrainie. Rzecz jednak w tym, że bardziej „demokratyczny” – czy jak się teraz mówi, synodalny – Kościół nie byłby wcale wolny od pokusy zeświecczonego myślenia. Kościół, w którym władza byłaby bardziej rozproszona, a związek między święceniami a sprawowaniem nadzoru administracyjnego byłby mniejszy, byłby może i wolny od ryzyka klerykalizmu, ale od ryzyka korporacjonizmu już nie. I nawet jeżeli system kościelnej władzy można i trzeba poprawiać, to nie wolno upatrywać w nim źródła zła. Człowiek grzeszy, system, mimo całej wagi tego zagadnienia, jest zawsze drugorzędny.

Sądzę, że reakcja Sebastiana Dudy w postaci poszukiwania przyczyn milczenia papieża Franciszka w klerykalnym systemie Kościoła jest pokłosiem swoistej pułpaki, w jakiej ten publicysta i szerzej, całe środowisko katolicyzmu tak zwanego otwartego, zamknęli się w ostatnich latach. Chodzi z jednej strony o konsekwentne niedostrzeganie fundamentalnych problemów związanych z pontyfikatem Franciszka, które starałem się bardzo pobieżnie nakreślić we wcześniejszych akapitach, a z drugiej o dla mnie mało przekonującą próbę tłumaczenia współczesnego kryzysu w Kościele głównie sprawą nadużyć seksualnych. Kryzys ten ma tymczasem przede wszystkim wymiar duchowy: jest kryzysem wiary w Jezusa Chrystusa, odrzuceniem absolutnie fundamentalnego dla chrześcijaństwa przekonania o całkowitym prymacie Boga, dla którego zakwestionować trzeba wszystko inne. Kościół od kilkudziesięciu lat wchodząc w intensywny dialog ze światem nie szuka już pierwszeństwa Stworzyciela, ale raczej dróg kompromisu ze światem. Sebastian Duda, sądzę, zgodzi się, że zestawienie mentalności chrześcijan naszych czasów z mentalnością wyznawców Chrystusa z epoki prześladowań rzymskich wypaść musi wręcz żałośnie dla tych pierwszych. W nas już nie ma radykalizmu, bo nie ma w nas tyle wiary. Papieże, którzy szukają w pierwszej kolejności porozumienia z Rosją, nie są wytworem klerykalnego systemu Kościoła potrydenckiego, ale wytworem utraty perspektywy pierwszeństwa Królestwa Bożego: to problem, z jakim zmagał się już św. Piotr.

Demokracja liberalna czy Ewangelia

Podobnie jak Sebastiana Dudę, boli mnie milczenie papieża Franciszka w obliczu rosyjskiego ataku na Ukrainę. Mnie jednak ono nieszczególnie zaskakuje. Co więcej uważam, że Jorge Mario Bergoglio w tym wypadku może przynajmniej mieć jakieś argumenty na swoją obronę, nawet jeżeli słabe i nieprzekonujące. W przypadku aborcji takich argumentów nie ma. W istocie argentyński papież już dawno sprzeniewierzył się wymogom, jakie stawialibyśmy autentycznym prorokom. Zauważanie tego dopiero dzisiaj wydaje mi się być efektem przyjęcia perspektywy właściwej raczej kanonom demokracji liberalnej niż Kościoła katolickiego. Prawda jest, jaka jest: Jorge Mario Bergoglio to papież, który potrafi wspierać polityków odpowiedzialnych za krwawą politykę. Nie wiem, jakie są jego najgłębsze motywacje. Efekty są jednak smutne: zarówno na Ukrainie, gdzie giną ludzie narodzeni, jak i w tych krajach, gdzie morduje się nienarodzonych.

Różnica nie jest w papieżu, ale w katolickiej opinii publicznej, która w obliczu jednych zbrodni pomstuje na milczenie papieża, a w obliczu milczenia dotyczącego innych – w ogóle nie reaguje.

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij