„O. Daniela nie tylko znać osobiście, ale nawet przyjaźnić się z nim. (…) Było to latem 1983 r., gdy mieszkałem razem z nim na Górze Karmel w klasztorze „Stella Maris”, podczas dwumiesięcznego kursu biblijnego i historii zakonu, na którym byłem wraz z grupą współbraci. Ojciec Daniel był naszym przewodnikiem. Fascynowały mnie jego dyspozycyjność, altruizm, nieprzeciętna erudycja i przychylność wobec Polaków” – mówi w rozmowie o ojcu Danielu Rufeisenie, karmelicie bosym, ojciec dr. Szczepanem T. Praśkiewiczem OCD.
W ciągu kilku ostatnich lat ukazało się wiele książek, w których poruszony został problem rzekomego polskiego antysemityzmu. Wszelkie artykuły na ten temat są modne w prasie lewicowo-liberalnej. Ale przecież Kościół polski w czasie II wojny światowej stanął w obronie narodu żydowskiego. Nielicznym jest znany przykład jednego ze współbraci zakonnych Ojca – Oswalda Rufeisena, w Karmelu o. Daniela od Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Wesprzyj nas już teraz!
Wojenne losy zawiodły maturzystę Oswalda Rufeisena wraz z uciekającą rodziną najpierw do Jarosławia, a potem, już bez rodziców, do Lwowa i Wilna. 13 VII 1941 r. został pojmany przez gestapo i osadzony w więzieniu. Za udzielenie pomocy pijanemu Niemcowi został zwolniony i jesienią 1941 r. opuścił Wilno, udając się na Białoruś. Przedstawiając się jako Polak, otrzymał zajęcie stróża przy szkole. Przy rejestracji na policji przyznał się, że zna język niemiecki, wskutek czego został zwerbowany do policji białoruskiej, a następnie jako tłumacz do żandarmerii niemieckiej. Na tym stanowisku pracował przez dziewięć miesięcy. Gdy został zdemaskowany, groziła mu śmierć. Zdołał jednak uciec i mimo pościgu ukryć się w rosnącym zbożu.
Po trzech dniach tułaczki, 15 VIII 1942 r., pod osłoną nocy, dostał się do domu sióstr zmartwychwstanek w Mirze, które go przyjęły i ukryły u siebie. Dom ten znajdował się w pobliżu posterunku policji niemieckiej. Siostry wspaniałomyślnie przez prawie szesnaście miesięcy, w bardzo trudnych warunkach, narażając własne życie, przechowywały go u siebie. Niekiedy nawet przebierały Oswalda w habit, a na poddasze stodoły, gdzie znajdowała się najlepsza kryjówka, przynosiły mu pokarm i książki religijne. Aż sześć razy przeczytał tam Nowy Testament, którego wcześniej nie znał. Otworzyły mu się oczy i poprosił o chrzest, którego z wody udzieliła mu siostra przełożona Euzebia Bartkowiak 25 sierpnia 1943 roku, a więc po upływie roku życia w ukryciu. Potem nastąpiło uzupełnienie ceremonii chrztu św. przy zamkniętych drzwiach kościoła. Siostry przebrały Oswalda w habit zakonny i przeprowadziły do świątyni, tam odbył też spowiedź i przyjął Pierwszą Komunię Świętą. Wdzięczny za wszystko pożegnał siostry i udał się do lasu, gdzie przystąpił do partyzantki.
A więc – pomimo groźby kary śmierci – siostry zmartwychwstanki zaopiekowały się poszukiwanym przez Niemców Żydem. Czy Oswald Rufeisen spotkał się jeszcze z nimi?
Pod koniec wojny ponownie zjawił się u sióstr w Mirze. Wypoczął i razem z dzielną siostrą przełożoną Euzebią pojechał do Wilna, gdzie 27 VIII 1944 r. przyjął sakrament bierzmowania z rąk ks. abp. Romualda Jałbrzykowskiego. Siostra Euzebia zapoznała go także z karmelitami bosymi, którzy – wypędzeni wprawdzie z klasztoru – mieszkali w rozproszeniu, ale opiekowali się Ostrą Bramą. Poprosił o przyjęcie do zakonu powstałego w Izraelu, do którego pragnął wyjechać. Odesłano go jednak do Krakowa. Tam, po formacji odbytej m.in. w Czernej, 29 VI 1952 r. został wyświęcony na kapłana, a prymicje, w zastępstwie najbliższych (rodzice zginęli w Auschwitz), urządziły mu dzielne i ofiarne siostry zmartwychwstanki w Stryszawie, gdzie była też siostra Euzebia. W 1967 r. napisała ona swoje wspomnienie o ojcu Danielu. Ostatnie jego zdania brzmią: „Dodam jeszcze, że jakiś czas po chrzcie Oswalda zapytałam go o to, co go najwięcej skłoniło do przyjęcia wiary katolickiej. Na to pytanie odpowiedział mi: „Miłość bliźniego. Widziałem, jak Siostry się dla mnie poświęcają, narażają swe życie, nie dają odczuć, że jestem Żydem. I to mnie skłoniło do refleksji, że to musi być coś większego, jakaś Prawda, która daje tę siłę!”.
9 VI 1959 r. odleciał do upragnionej Ziemi Świętej, by tam wśród swych braci głosić Chrystusa Mesjasza, że już przyszedł i nie trzeba już na Niego czekać.
Czy znał Ojciec osobiście o. Daniela?
Tak. Cieszę się, że dane mi było o. Daniela nie tylko znać osobiście, ale nawet przyjaźnić się z nim. Uderzył mnie od razu jego niski wzrost z równoczesną wielkością ducha. Było to latem 1983 r., gdy mieszkałem razem z nim na Górze Karmel w klasztorze „Stella Maris”, podczas dwumiesięcznego kursu biblijnego i historii zakonu, na którym byłem wraz z grupą współbraci. Ojciec Daniel był naszym przewodnikiem. Fascynowały mnie jego dyspozycyjność, altruizm, nieprzeciętna erudycja i przychylność wobec Polaków.
Zajmował się m.in. duszpasterstwem małżeństw mieszanych, chrześcijańsko-żydowskich. O złożonej problematyce swojej pracy o. Daniel informował wielokrotnie poprzez Radio Watykańskie, był przyjęty na prywatnej audiencji przez Ojca świętego Jana Pawła II, a jego niespodziewaną śmierć odnotowało wiele tytułów światowej prasy i wiele agencji informacyjnych, łącznie z Radiem Watykańskim.
Jak o. Daniel wypowiadał się na temat rzekomego polskiego antysemityzmu?
Można by przytoczyć wiele jego słów na ten temat. Niech wystarczy tylko jedna wypowiedź opublikowana na łamach „Polityki” (29 V 1993 r.). Bardzo ostro skrytykował w niej rzucane przeciw Polakom oskarżenia o antysemityzm, stwierdzając: „Nigdy nie mówię o polskim antysemityzmie i gdzie tylko mogę, walczę z tym, bo to jest przesąd, to jest zabobon […]. Wydaje mi się, że o antysemityzmie mówią nie ludzie, którzy przeżyli czas holokaustu w Polsce, a ci, którzy przyjechali do Izraela z Polski przed wojną. Tak mi się wydaje. Ludzie, którzy byli odcięci od społeczeństwa polskiego, którzy przenieśli swoje koncepcje psychologiczne na sytuację wojenną […]. Mam już ponad 70 lat, żyłem w Polsce przed wojną, przeżyłem wojnę na wschodnich terenach polskich, nie widziałem tam Polaków mordujących, natomiast widziałem Polaków mordowanych. Z drugiej strony widziałem Białorusinów, widziałem Łotyszów, Estończyków, Ukraińców, którzy mordowali, a polskich jednostek, które by mordowały, nie widziałem. Ale tego wszystkiego ci idioci nie wiedzą. Im się tego nie mówi. Tak jest, niech mi nie opowiadają. Ja wiem, jak było”.
Serdeczne „Bóg zapłać” za rozmowę!
Rozmawiał Kajetan Rajski.