25 kwietnia 2023

Minister Czarnek dla PCh24.pl: Inkluzja w edukacji? Odrzucamy ideologiczne projekty UE

(fot. PAP)

Ze strony Unii Europejskiej jest ideologiczne promowanie edukacji włączającej. Unia Europejska nie chce w żaden sposób finansować rozwoju szkół specjalnych; daje pieniądze wyłącznie na szkoły integracyjne. My się temu absolutnie sprzeciwiamy – mówi w rozmowie z portalem PCh24.pl minister Przemysław Czarnek. Z szefem resortu edukacji i nauki rozmawialiśmy na temat problemu edukacji włączającej.

***

Paweł Chmielewski, PCh24.pl: Czym jest edukacja włączająca, o której wprowadzanie w Polsce zabiega Unia Europejska? To projekt pomyślany dla dobra uczniów – czy projekt ideologiczny?

Wesprzyj nas już teraz!

Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek: Ze strony Unii Europejskiej widzimy z gruntu ideologiczne przesłanki i pobudki. Ze środków unijnych nie można rozbudowywać szkół specjalnych, można budować tylko szkoły integracyjne. Już to pokazuje pewien kierunek myślenia – wszyscy do jednego miejsca. Jest to absurd sam w sobie, bo nigdy nie będzie tak, żeby w szkołach ogólnodostępnych było tylu specjalistów z różnych dziedzin, którzy mogliby realnie pomóc dzieciom mającym potrzebę kształcenia specjalnego. Są zatem pewne ideologiczne pobudki.

Z drugiej strony, w Polsce dzieci – na szczęście – się rodzą. Mamy ochronę życia człowieka, także w fazie prenatalnej, na najwyższym na świecie poziomie. Nie pozwalamy na takie zbrodnicze rzeczy, jak na zachodzie Europie, gdzie dzieci są zabijane jeszcze w łonie matki. U nas dzieci się rodzą – również dzieci z potrzebami kształcenia specjalnego.

Dobrze, ale są dla nich szkoły specjalne. Dlaczego w takim razie mielibyśmy wprowadzać „edukację włączającą”, a nie rozwijać te szkoły?

Ale kto ją wprowadza? My rozwijamy szkoły specjalne. Wie Pan, od kiedy rodzice sami – bez udziału specjalistów – podejmują decyzję o tym, do której szkoły wysłać dziecko z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego? Od lat 90. Wie Pan, ile tych dzieci jest już w szkołach ogólnodostępnych? To 70 procent dzieci z orzeczeniem o specjalnych potrzebach. Czy Pan uważa, że ja mogę dzisiaj wyrzucić te dzieci z tych szkół? Nie. Jedyna rzecz, którą mogę robić, to jest wspierać tych nauczycieli, którzy mają takie dzieci; rodziców mogę z kolei przekonywać do tego, żeby te dzieci – zwłaszcza z bardziej zaawansowanymi potrzebami, czyli z dalej idącymi schorzeniami – kierować do szkół specjalnych. Dlatego właśnie nieprawda w artykule, który ukazał się w PCh24.pl, aż bije w oczy [link pod wywiadem – przyp. red.]. Żaden rząd nie zainwestował więcej niż my w szkoły specjalne.

Jakie to są konkretnie inwestycje?

Dzisiaj byłem w Namysłowie, gdzie w małym miasteczku na Opolszczyźnie buduje się szkoła specjalna za 23 mln zł. Wie Pan, z jakich pieniędzy? 18 mln z pieniędzy rządowych. Do Lublina kilka tygodni temu zawieźliśmy 64 mln zł po to, żeby wybudować nowoczesny kompleks szkoły specjalnej dla ponad 300 osób. W Kozienicach przenosimy szkołę specjalną ze starych klasztornych XVI-wiecznych murów do nowoczesnej szkoły zbudowanej ze środków rządowych w wysokości 18 mln zł. Szkoła będzie gotowa w maju. 1 września rozpoczynamy rok szkolny w szkole specjalnej w Węgrowie wybudowanej za 14 mln zł z pieniędzy rządowych. Tylko w tym momencie naliczyłem Panu 100 mln zł, a tych inwestycji rządowych w szkoły specjalnej jest coraz więcej. Nawet dzisiaj rozmawiałem z panem premierem, że jeżeli tylko sytuacja finansowa pozwoli, przy następnych inwestycjach rządowych chcemy odrębnej zakładki na szkoły specjalne, po to, żeby je rozbudowywać…

Chodzi o fundusz specjalny, o którego powołaniu mówił Pan kilka dni temu?

Tak. Byłyby to dodatkowe, oddzielne środki dla starostów i prezydentów miast, którzy prowadzą szkoły specjalne, po to, żeby je modernizować i doposażać. Postawmy się w sytuacji rodziców z dzieckiem niepełnosprawnym, wymagającym kształcenia specjalnego. Jeśli Pan czy ja, mając takie dziecko, miałby do wyboru dowozić je 40 km do szkoły specjalnej, która ma znakomitych specjalistów i świetnych nauczycieli, ale która jest w sensie infrastrukturalnym zapóźniona, to szukałby Pan w bliższej okolicy szkoły ogólnodostępnej, do której chciałby Pan odprowadzić swoje dziecko. I tak się dzieje w przypadku tych 70 proc. dzieci, o których mówiłem. Rozmawiałem dzisiaj z dyrektor szkoły w Namysłowie, która mówiła, że właśnie to jest pierwszy powód, dla którego rodzice odprowadzają swoje dzieci w większości jednak do szkół ogólnodostępnych, a nie do szkół specjalnych. My, rząd Prawa i Sprawiedliwości, rozwijamy szkolnictwo specjalne. Dlatego mam wielkie pretensje do tych, którzy tego nie dostrzegają, a swoją wręcz agresywną narracją doprowadzą do tego, że jeżeli ktokolwiek inny zwycięży, będą mieli stuprocentową „inkluzję”, której my absolutnie nie chcemy dopuścić.

Sednem zarzutów, które się pojawiają, jest jak się zdaje obawa przed wyciąganiem specjalistów ze szkół specjalnych po to, aby przekierować ich do szkół ogólnodostępnych, wskutek czego szkoły specjalne byłyby stopniowo marginalizowane, aż wreszcie – de facto likwidowane.

Czyli dlatego inwestujemy setki milionów złotych w szkoły specjalne żeby wyciągać specjalistów ze szkół specjalnych do szkół ogólnodostępnych? No, naprawdę… Inwestujemy w szkoły specjalne po to, żeby przekonywać rodziców do zaprowadzania swoich dzieci do tych szkół. Tam są specjaliści i tylko tam będą specjaliści z różnych dziedzin, którzy będą w stanie dalej pomagać tak, jak to robią dzisiaj. Takie straszenie, nieposiadające żadnych podstaw, jest w istocie czynieniem szkody szkołom specjalnym. Ja bym apelował do wszystkich państwa, nie róbcie szkody szkołom specjalnym. Pomagajcie nam w reformowaniu i w doinwestowaniu w infrastrukturę tych szkół, co robimy na skalę dotąd niespotykaną. Nie chcemy ideologicznej edukacji włączającej na wzór Europy Zachodniej; natomiast nie możemy nie zwrócić uwagi na fakt, że 70 proc. dzieci – raz jeszcze podkreślę, decyzją rodziców, bo mają prawo decydować o tym od lat 90., nie ja to wprowadziłem – jest w szkołach ogólnodostępnych. Pan sobie wyobraża, że my teraz te dzieci stamtąd wszystkie naraz zabierzemy? Oczywiście, że to nierealne.

Powstają jednak Specjalistyczne Centra Wspierania Edukacji Włączającej. Co mają w takim razie na celu?

Tych Specjalistycznych Centrów jest nieco ponad 20…

…ale wiceminister edukacji Marzena Machałek mówiła, że będzie ich docelowo 300 – w każdym powiecie.

Nie będzie. Nie będzie dalszego naboru na Specjalistyczne Centra. Najpierw musimy wysłuchać specjalistów ze szkół specjalnych. Specjalistyczne Centra to są de facto szkoły specjalne. Na przykład w Kaliszu jest wspaniale działająca szkoła specjalna pod dyrekcją pani Sylwii Baranowskiej, która jest tam dyrektorem. Ma Specjalistyczne Centrum – i środki finansowe dla szkoły specjalnej! Po to, żeby edukować również tych nauczycieli, którzy mają w szkołach ogólnodostępnych dzieci ze specjalnymi potrzebami. Pomoc jednym i drugim – to nie jest wyciąganiem nauczycieli ze szkół specjalnych do szkół ogólnodostępnych. Teraz będziemy przeprowadzać podsumowanie działania Centrów i zobaczymy, jakie są tego efekty. Natomiast absolutnie nie jest procedowana żadna ustawa, która by w dalszej kolejności rozwijała edukacje włączającą – i absolutnie nie są likwidowane szkoły specjalne. Jest ich więcej, chodzi do nich więcej uczniów, a inwestycje są przepotężne i będą jeszcze większe. Dlatego nie straszmy, tylko promujmy szkoły specjalne, bo dzięki temu będziemy mogli wpływać na decyzje rodziców, którzy posłali dzieci do szkół ogólnodostępnych, a w szkole specjalnej będą miały dużo lepszą opiekę i tam należy je przekierować.

Skoro tych centrów nie ma być więcej, to dlaczego wiceminister Machałek mówiła o 300?

Takie były założenia projektu, na który miały zostać przeznaczone środki finansowe. Po tym wstępnym pilotażu będziemy analizować skutki. W tym momencie żadnego naboru na kolejne Centra nie ma.

Polska podpisała jednak z Unią Europejską „Umowę Partnerstwa” na lata 2021 – 2027. Jest tam wyraźnie zaznaczone, że Unia nie będzie przeznaczać pieniędzy na żadne placówki, które prowadzą „segregację” tzw. grup defaworyzowanych, mówiąc krótko – nie będzie pieniędzy dla szkół specjalnych.

Unia Europejska w ten sposób do tego podchodzi. My do tego podchodzimy zupełnie inaczej.

To oznacza jednak, że Unia Europejska wywiera na Polskę nacisk ideologiczny.

Oczywiście, że tak, powiedziałem o tym na samym początku. Ze strony Unii Europejskiej jest ideologiczne promowanie edukacji włączającej. Podałem przykład: Unia Europejska nie chce w żaden sposób finansować rozwoju szkół specjalnych; daje pieniądze wyłącznie na szkoły integracyjne. My się temu absolutnie sprzeciwiamy.

Jednak taka „Umowa Partnerstwa” funkcjonuje, partycypujemy więc w rozwijaniu unijnych projektów.

Nie, nie będziemy rozwijać projektów unijnych idących w edukację włączającą: pokazujemy to czynami, proszę porozmawiać z dyrektorami szkół specjalnych.

Dlaczego zatem rząd korzysta z unijnych pieniędzy na edukację włączającą? Chodzi o to, żeby „wziąć, skoro dają”, ale realizować de facto inną politykę?

Rządowe projekty są absolutnie nastawione na rozwój szkolnictwa specjalnego. Polska pedagogika specjalna, stojąca na bardzo wysokim poziomie, kształci doskonałych nauczycieli, którzy odpowiadają na specjalne potrzeby wielu dzieci. Widzimy to w każdej szkole specjalnej, do której jeździmy. Takich szkół jest mnóstwo i my je będziemy rozwijać, właśnie po to, żeby pokazać rodzicom dzieci z potrzebami kształcenia specjalnego: rodzice, podejmujcie decyzję o skierowaniu dzieci do szkół specjalnych, bo my w te szkoły inwestujemy. Lublin jest tego doskonałym przykładem – 64 mln złotych! Chcieliśmy wziąć na to również środki unijne, ale okazało się, że nie jest to możliwe. Wyjęliśmy więc całe 64 mln zł z rezerwy budżetowej. Nigdy nie było takich inwestycji edukacyjnych w Lublinie i nigdy takich inwestycji nie było w szkolnictwo specjalne. To robimy. Dlatego raz jeszcze apeluję do wszystkich, którzy krytykują nasze działania: jeżeli rzeczywiście tą krytyką doprowadzimy do tego, że kto inny obejmie władzę, to wtedy „inkluzja” będzie stuprocentowa i  nic się na to nie poradzi.

W ostatnich miesiącach głośno było o kwestii edukacji domowej. Wielu Polaków, w tym znakomita część naszych czytelników, uważa edukację domową za kwestię fundamentalnie ważną, w tym za swoisty „bezpiecznik” na wypadek ideologicznych wpływów w edukacji publicznej. To temat na osobną rozmowę, dlatego zapytam już krótko: Czy Pan podziela takie spojrzenie? Wiele decyzji, które podjęło ministerstwo, spotkało się z ostrą krytyką jako ograniczanie możliwości wyboru edukacji domowej.

Gdy zostałem ministrem edukacji i nauki, podniosłem finansowanie edukacji domowej ze współczynnika 0,6 do 0,8. Mało kto o tym pamięta. Wszystkim edukatorom domowym przypominam: to ja, minister Przemysław Czarnek, podniosłem finansowanie edukacji domowej z 0,6 do 0,8. Edukacja domowa – to jest sprawa rodziców. Jeżeli rodzice rzeczywiście chcą edukować domowo swoje dzieci, poświęcać im uwagę dużo większą niż inni, jeżeli mają na to czas i warunki, to absolutnie jest to godne pochwały. Nie możemy jednak zamykać oczu na to, że przy edukacji domowej stworzyła się patologia tak zwanych szkół w chmurze, zwłaszcza w szkołach ponadpodstawowych, która polega na ominięciu obowiązku szkolnego przez młodzież, którą rodzicie się nie zajmują. Ta patologia polega na tym, że wyciąga się pieniądze z subwencji oświatowej na coś, co edukacją domową w istocie nie jest. Bardzo szanuję i wspieram edukatorów domowych, dlatego podniosłem im finansowanie z 0,6 do 0,8. Bronię tego finansowania. Samorządy w całej Polsce żądają od nas obniżenia finansowania do 0,4 bo twierdzą, że tylko takie są koszty edukacji domowej. Ja nie widzę żadnych podstaw do obniżenia tego finansowania. Po to je podnosiłem, żeby było na 0,8. Nie mogę jednak przymykać oczu na patologie, które dzieją się z boku.

Nie zamierza zatem realizować Pan żadnych strategicznych działań na rzecz ograniczenia edukacji domowej w Polsce?

Jeszcze raz powtórzę: czy gdybym miał realizować, to podnosiłbym finansowanie?

Są głosy krytyczne: z jednej strony finansowanie, z drugiej decyzje utrudniające w praktyce korzystanie edukacji domowej.

Właśnie, że nie. Jeżeli edukacja domowa miałaby polegać na tym, że licealista podłoży kartkę swojemu ojcu bądź matce do podpisu, że wypisuje się ze szkoły i będzie chodził do szkoły w chmurze dlatego, że taka szkoła w chmurze oferuje zdalne egzaminy bez nadzoru kuratora i on jakoś przez to przejdzie, to jest to akurat patologia i nie ma nic wspólnego z edukacją domową. Niestety ta patologia narasta – obok znakomicie działających szkół edukacji domowej i świetnie funkcjonujących rodziców w edukacji domowej. Apeluję do odpowiedzialnych rodziców w edukacji domowej: nie dajcie się wrzucać do jednego worka z tymi, którzy tę patologię robią na waszych plecach. Wy jesteście znakomici i będziemy wam pomagać, ale tamte nadużycia musimy eliminować.

Dziękuję za rozmowę.

Rozm. Paweł Chmielewski

 

Zobacz także artykuł Hanny Dobrowolskiej: 

Ideologia „równości” wchodzi do polskich szkół. Co na to minister?!

Totalna rewolucja w polskiej szkole. Komu służy produkcja „homo debilis”?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij