Identyfikująca się jako „ministra” Katarzyna Kotula poinformowała o złożeniu zawiadomienia ws. protestów środowisk pro-life przez aborcyjną placówką „AboTak” w okolicach Sejmu. W ten sposób minister ds. równości chce chronić działalność, która jest… sprzeczna z polską Konstytucją.
„Dziś składam zawiadomienie o możliwości popełnienia wykroczenia w związku z atakiem środowisk antyaborcyjnych na miejsce, gdzie kobiety mogą uzyskać rzetelną informację o przysługujących im prawach – punkt «AboTak»” – napisała minister ds. równości na X.
„Wulgarne okrzyki, drastyczne i gorszące treści, nieznośny huk z nagłośnienia – to spotyka osoby, które mieszkają w okolicach pikiety. Art. 51 i 141 Kodeksu Wykroczeń mówią jasno: zakłócanie spokoju i porządku publicznego oraz umieszczanie drastycznych treści w przestrzeni publicznej są nielegalne” – dodała.
Wesprzyj nas już teraz!
Na zarzuty Kotuli zareagowała Kaja Godek z Fundacji Życie i Rodzina. Przedstawicielka środowisk pro-life zdecydowanie sprzeciwia się sugestii, aby podczas manifestacji dało się słyszeć wulgaryzmy. „Wulgarnych okrzyków pod Abotakiem nie było, ale rozumiem, że być może się Pani pomyliło, bo – jak wiemy od czasów wyroku TK o aborcji eugenicznej – Pani sama nie ma w ustach bukietu róż…” – napisała w mediach społecznościowych.
Godek punktuje hipokryzję „ministry”, która powołuje się na obowiązujące prawo w celu ochrony…działalności sprzecznej z Konstytucją RP.
„Założycielki i beneficjentki Abotaku same zadeklarowały, że to będzie miejsce, gdzie polskie prawo nie działa (…) Prawo aborcyjne nie obowiązuje, a inne obowiązuje? Jakie? Bo można się już pogubić…” – wskazała ironicznie.
Osoby zaangażowane w otwarcie aborcyjnej placówki, m.in. Justyna Wydrzyńska, skazana w pierwszej instancji za pomocnictwo w aborcji, zapewniają, że nie obawiają się odpowiedzialności prawnej. Gwarancji bezkarności miał im udzielić sam Donald Tusk.
AboTak, miejsce, w którym aktywistki – jak deklarują – będą pomagały kobietom w przeprowadzeniu aborcji, nigdy nie powinno powstać. Pomoc w pozbawieniu życia nienarodzonego dziecka stanowi w Polsce przestępstwo ujęte w art. 152 § 2 Kodeksu karnego, zgodnie z którym karze pozbawienia wolności do lat 3 podlega każdy, kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania.
Kaja Godek przekonuje, że finansowane z zagranicznych pieniędzy aborterki kolejną prowokacją chciały zwrócić na siebie uwagę lewicowo-liberalnego środowiska. „Byliście przygotowani na zawiadomienia do Prokuratury, na „zdrowaśki”, jak to pogardliwie określały aborterki przed 8 marca” – pisze.
Tymczasem okazało się, że feministki rozbiły się o społeczną nieakceptację zbrodni dzieciobójstwa oraz o „morze modlitwy, którą wyśmiewacie, ale i po cichu marzycie, aby za nią wsadzać do więzienia, bo jednak gdzieś tam w środku bardzo się jej boicie”.
Tak zwane strefy buforowe przed placówkami aborcyjnymi to coraz powszechniejsza rzeczywistość krajów Europy Zachodniej. W ich otoczeniu zakazane jest jakiekolwiek protestowanie wobec procederu zabijania nienarodzonych. W Wielkiej Brytanii policja wystawia grzywny nawet za samą obecność w okolicy placówki, jeżeli nastąpi podejrzenie „cichej modlitwy” w myślach za ofiary aborcji. Jak widać, podobne chronione strefy, nie mówiąc o samych rzeźniach aborcyjnych, marzą się również środowiskom feministycznym w Polsce.
Pani Minister, prawie magister…
Wspaniale, nic nie będzie z tego zawiadomienia, można już teraz zacząć się cieszyć. Może je Pani od razu oprawić sobie w ramkę i powiesić na pamiątkę na ścianie, zresztą razem z aktem oskarżenia wobec @xMiroslaw_M, z którym widowiskowo przegrała… https://t.co/zkwWP5m4ss
— Kaja Godek 🇵🇱 (@GodekKajaU) March 19, 2025
Źródło: X / własne PCh24.pl / ordoiuris.pl
PR
Katarzyna Kotula. Kim jest aborcjonistyczna „ministra” ds. równości?