„Kiedy otworzymy stronę Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, zobaczymy, że pani minister Agnieszka Dziemianowicz-Bąk występuje tam pod niekonstytucyjnym terminem ministra”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Łukasz Warzecha.
Publicysta zwraca uwagę, że oprócz tego, że termin „ministra” jest niekonstytucyjny to dodatkowo jest niepoprawny językowo. „Gdyby bowiem już chcieć na siłę utworzyć feminatyw od słowa minister, musiałby on brzmieć ministerka, nie ministra”, czytamy.
Warzecha relacjonuje swoją korespondencję z ministerstwem rodziny, pracy i polityki społecznej, do którego zwrócił się z zapytaniem, czy pani minister, która przedstawia się jako ministra, tak samo każe się nazywać swoim podwładnym i czy za nieużywanie tego potworka językowego grożą im jakieś sankcje.
Wesprzyj nas już teraz!
„Stosowanie przez urzędników resortu w komunikacji pisemnej i ustnej formy żeńskiej słowa minister w odniesieniu do ministry Agnieszki Dziemianowicz-Bąk ma charakter uznaniowy i nie jest określone jakimikolwiek wiążącymi decyzjami i poleceniami”, napisano w odpowiedzi.
Z kolei na pytanie „jaki tytuł widnieje na urzędowej pieczęci pani minister” odpowiedź brzmiała: „Minister Agnieszka Dziemianowicz-Bąk”.
„Cyrk z feminatywami, który ma oczywiście swoje głębsze znaczenie – kłaniają się Gramsci i rewolucja robiona poprzez język – wywraca się o własne nogi. O przepisy, o konstytucję, o reguły języka polskiego. Jest jak każdy idiotyzm narzucany ludziom odgórnie”, podsumowuje ekspert programu „PRAWY PROSTY PLUS” na antenie PCh24 TV.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TG