Kwestia reparacji nie jest sprawą wyłącznie między dwoma rządami, ale między dwoma krajami – wyjaśnił wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk w poniedziałkowym wywiadzie dla dziennika „Welt”. Podkreślił, że ważne jest, aby móc rozmawiać w Berlinie z przedstawicielami wszystkich ugrupowań parlamentarnych Bundestagu o trudnych niemiecko-polskich sprawach
3 października 2022 roku polski rząd skierował do rządu niemieckiego notę, w której po raz pierwszy oficjalnie podniósł żądania reparacji w kwocie ok. 1,3 biliona euro.
– Trzeba nawiązać dialog między nami a wszystkimi formacjami politycznymi w Niemczech, aby stało się jasne, że kwestia reparacji nie jest sprawą wyłącznie między dwoma rządami, ale między dwoma krajami – podkreślił minister Mularczyk. – Prowadzę intensywny dialog z różnymi organizacjami i osobami w Niemczech. Zależy mi na tym, aby dziennikarze i dyplomaci, ale także ogół społeczeństwa niemieckiego, zapoznali się z tematem reparacji – zaznaczył.
Wesprzyj nas już teraz!
– Widzę, że w Niemczech zainteresowanie tą kwestią oraz świadomość tematu rośnie. (…) Część klasy politycznej w Niemczech nie uważa sprawy reparacji za zakończoną, jest zainteresowana prawdziwym dialogiem. To pozytywne – dodał Arkadiusz Mularczyk.
Jak zauważył, mimo pozytywnych przykładów „w Niemczech istnieje powszechny opór wobec tematu reparacji”. – Ma to w sobie coś schizofrenicznego: Niemcy lubią uważać się za szczególnie moralnych, za wzór demokracji i praworządności w Europie. Ale potem uciekają od odpowiedzialności za zbrodnie swoich przodków – stwierdził minister. To sprawia, że „autorytet Niemiec w Europie jest poważnie nadszarpnięty”.
Jeśli chodzi o kwotę roszczeń, to „na pierwszy rzut oka wydaje się gigantyczna”, ale wyliczenia są i tak „zachowawcze”. – Prawdziwe liczby mogą być nawet od pięciu do dziesięciu razy wyższe. W przypadku obrazów Picassa, artystów renesansu lub artystów polskich, (…) posługujemy się ówczesną wartością obrazu, a nie możliwą lub szacunkową wartością rynkową dzisiaj – wyjaśnił minister Mularczyk.
– Jesteśmy pragmatyczni. Zdajemy sobie sprawę, że jakiemukolwiek krajowi na świecie byłoby bardzo trudno zapłacić taką kwotę w ciągu roku czy pięciu lat. (…) Oczekujemy dialogu i poważnego potraktowania naszej sprawy – dodał.
Jak przypomniał „Welt”, Niemcy wypłaciły do tej pory odszkodowania robotnikom przymusowym. Osoby, które były ofiarami eksperymentów w obozach koncentracyjnych i robotnikami przymusowymi, otrzymywały jednorazowe wypłaty. Nie są to odszkodowania” – zauważył Mularczyk.
„W III Rzeszy było 2,1 mln robotników przymusowych z Polski, którzy średnio przepracowali trzy lata. Proszę sobie wyobrazić morderczą pracę przez trzy lata, a po latach – otrzymanie za to jednorazowej wypłaty w wysokości 500 euro. To nie jest sprawiedliwość. To jedynie mały gest” – stwierdził minister. – Niemcy (…) nadal wypłacają miesięczne emerytury byłym członkom SS i Wehrmachtu. To jest oburzając – podkreślił minister Mularczyk.
Jego zdaniem opinia (wyrażona m.in. przez Olafa Scholza na Twitterze), że koniec II wojny światowej oznaczał „wyzwolenie Niemiec od narodowego socjalizmu” jest „z polskiego punktu widzenia niepoważna”.
– Niemcy zostali pokonani, a nie wyzwoleni. Popierali Hitlera i wojnę. Przedsiębiorcy i rolnicy korzystali z pracy robotników przymusowych z Europy Wschodniej, wiedzieli o zbrodniach wojennych i obozach zagłady. Niemcy rabowali, mordowali i wspierali Hitlera tak długo, jak dało się czerpać korzyści z systemu. Wiara, że naziści stanowili mniejszość i że większość Niemców nie była winna, jest alternatywną rzeczywistością – podsumował polski minister.
Źródło: PAP