Lewackie media komentują dane dotyczące radykalnego spadku aborcji w Polsce. Zamiast ponad tysiąca śmiercionośnych „zabiegów” w roku 2021 przeprowadzono ich bowiem dziesięć razy mniej. Feministki krzyczą, że to hańba. Przeciwnie – to chwała dla Polski i Polaków.
W 2021 r. dokonano w Polsce 107 legalnych aborcji – wynika z danych Ministerstwa Zdrowia, które w sobotę jako pierwsza opisała „Rzeczpospolita”. I jest to najniższy wynik od dziesięcioleci.
W III RP liczba aborcji zaczęła radykalnie spadać po okresie PRL, w którym komunistyczni wrogowie narodu polskiego zezwalali kobietom na mordowanie nawet ponad 100 tys. ludzkich istnień rocznie. Zmiana prawa nastąpiła w 1993 roku – w tamtym roku dokonano jeszcze 1,2 tys., a później przez długie lata najwyżej kilkaset – z wyjątkiem roku 1997 kiedy ci sami komuniści znów na chwilę dopuścili aborcję „ze względów społecznych”, co kosztowało życie 3 tysięcy istnień. Tak, tak, chodzi o ten sam rok, w którym Pan Bóg dopuścił do powodzi stulecia w Polsce.
Wesprzyj nas już teraz!
Od 2015 r. liczba zabiegów ustabilizowała się na poziomie powyżej tysiąca. Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku radykalnie spadła. Nowe prawo weszło w życie w 2021 r. gdy wykreślona przesłanka pozwoliła jeszcze na 75 zabiegów, ale tylko dlatego, że wyrok wszedł w życie pod koniec stycznia. Pozostałe 32 aborcje w ciągu roku miały miejsce z powodu zagrożenia dla życia lub zdrowia kobiety. Stąd liczba 107 przeprowadzonych aborcji.
Lewackie media lamentują. Nic nowego. Kamila Ferenc, prawniczka z Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny mówi OKO.press, że liczba aborcji przeprowadzanych legalnie w Polsce to „liczba hańby”.
Oczywiście feministki jak zwykle się mylą. To liczba chwały. Uratowaliśmy tysiąc konkretnych ludzkich istnień. Tysiąc dzieci ma dziś rok lub kilka miesięcy i żyje tylko dlatego, że dokonaliśmy, jako Polacy, niesamowitego jak na nasze czasy aktu – zakazaliśmy aborcji. Owszem, rząd czekał na to zbyt długo, ręce części polityków PiS splamione są krwią dzieci nieuratowanych w latach 2016-2020, ale ostatecznie zasługi jaką był wyrok Trybunału Konstytucyjnego nikt im nie może odebrać. A wymusili to na rządzących polscy katolicy, którzy od lat dzielnie walczyli – mimo licznych problemów i szykan – o zakaz mordowania nienarodzonych.
Owszem, istnieje podziemie aborcyjne, a więc przestępcza mafijna struktura wykorzystująca stan psychiczny zmanipulowanych młodych Polek i dzieci giną nadal. Feministki się tym chwalą, rząd w tej sprawie nic nie robi – a powinien. Dopiero kiedy aborcyjna mafia zostanie dostatecznie zmieniona z podziemi, będziemy mogli mówić o pełnej chwale Polski. Ale póki co, w wymiarze zarówno konkretnych ocalonych istnień ludzkich jak i w warstwie symbolicznej, spadek aborcji o ponad 90 procent to nasza wielka zasługa.
I jeszcze jedno – feministki co i rusz chwalą się, jak szeroki zakres pomocy psychologicznej oferują kobietom pragnącym zabić własne dziecko w sytuacji gdy prawo do tego nie dopuszcza. Jest w tym głęboka ironia, bo po pierwsze, kobiety te najczęściej padają ofiarą stylu życia promowanego przez te same feministyczne środowisk. A po drugie, cóż, rzeczywiście psychologowie czy nawet psychiatrzy powinni zajmować się kobietami, którym w ogóle przyjdzie do głowy, że mogłyby zabić własne dziecko. Ale to już zupełnie inny temat.
Pozwolę sobie poniżej załączyć fragment książki „Jak Kościół katolicki stworzył Polskę i Polaków”, w której starałem się przypomnieć, że Polacy – owszem – w dużej mierze pragnęliby podążać za zepsutym światem, ale w największej liczbie (gdy idzie o kraje Zachodu) nadal trwają przy resztkach cywilizacji chrześcijańskiej i pragną ich bronić. Miejmy nadzieję, że uda nam się przekonać do naszych postaw świat, czy uda nam się zainspirować katolików spoza Polski do działania w taki sposób, w jaki polski Trybunał Konstytucyjny prawdopodobnie zainspirował sędziów amerykańskiego Sądu Najwyższego i prawodawców w wielu tamtejszych stanach?
Krystian Kratiuk
Poniżej fragment książki K. Kratiuka „Jak Kościół katolicki stworzył Polskę i Polaków” opublikowanej w maju bieżącego roku nakładem wydawnictwa FRONDA.
Dziś, w dobie gwałtownej rewolucji antychrześcijańskiej, nawet najbardziej podstawowe spośród tych zasad wydają się podważane – skoro część ludzkości nie tylko akceptuje, lecz także promuje grzechy wołające o pomstę do nieba (jak choćby sodomię), a nawet podważa słowa z Księgi Rodzaju „mężczyzną i niewiastą stworzył ich”, promując transpłciowość, operacje zmiany płci, płeć płynną i inne efekty stanowiącej fundament najnowszej odsłony rewolucji ideologii gender.
Warto więc zwrócić uwagę na badanie CBOS z 2021 roku, według którego w Polsce od ponad 10 lat następuje systematyczne odchodzenie od tzw. absolutyzmu moralnego w kierunku relatywizmu. Opinie Polaków na temat źródeł zasad etycznych różnicuje przede wszystkim religijność mierzona częstością uczestnictwa w praktykach. Osoby praktykujące kilka razy w tygodniu twierdzą najczęściej, że to prawa Boże powinny decydować o tym, czym jest dobro i zło (uważa tak 48 procent z nich). W pozostałych grupach dominuje przekonanie, że rozstrzyganie o dobru i złu powinno być wewnętrzną sprawą każdego człowieka, przy czym im rzadsze uczestnictwo w praktykach religijnych, tym częstsze przeświadczenie, zgodnie z którym główne źródło zasad postępowania powinny stanowić normy społeczne.
Widać więc wyraźnie, że silna wiara katolicka wciąż ma wśród części Polaków decydujące znaczenie dotyczące tego, co uważają za dobre lub złe, za moralne lub niemoralne, akceptowalne lub nieakceptowalne. Warto jednak dodać, że w tym badaniu wprawdzie ponad dziewięciu na dziesięciu Polaków określa się mianem katolików (91 procent), jednak katolickie zasady moralne za najlepszą i wystarczającą podstawę moralności uznaje obecnie jedynie co szósty badany (16 procent). Wśród samych katolików odsetek ten jest tylko minimalnie wyższy (17 procent).
Stosunek do jakich zachowań badał sondaż CBOS? Zacytujmy omawiającą go notkę Katolickiej Agencji Informacyjnej: „Polacy zdecydowanie potępiają wykorzystywanie przez pracodawców (95%), przyjmowanie łapówek (93%), bicie dzieci (89%) czy zdradę małżeńską (86%). W mniejszym stopniu wykazują dezaprobatę dla aborcji (54%), eutanazji (41%) i homoseksualizmu (38%). Jednocześnie bardziej tolerują niż potępiają rozwody (51%), antykoncepcję (62%), konkubinaty (63%) czy uprawianie seksu przed ślubem (63%). Z dezaprobatą większości badanych (od 52% do 77%), choć już nie z tak silnym potępieniem (od 26% do 40%) spotykają się takie zjawiska i zachowania jak: zaniedbywanie swoich obowiązków w pracy (77% braku akceptacji, w tym 40% wyrażanej w sposób stanowczy), przekraczanie dozwolonej prędkości na drodze (odpowiednio 74% i 40%), jazda na gapę autobusem lub tramwajem (67% i 34%), świadome kupowanie rzeczy podrabianych i fałszowanych (62% i 36%), przerywanie ciąży (54% i 32%), ściąganie na egzaminach (53% i 25%) oraz nieuczestniczenie w wyborach (52% i 26%). Z nieco większą dezaprobatą niż akceptacją respondentów spotyka się także eutanazja rozumiana jako skracanie życia nieuleczalnie chorego na jego prośbę (41% sprzeciwu wobec 34% akceptacji). Z kolei nieco większą tolerancję niż jej brak (40% wobec 38%) budzi szeroko rozumiane zjawisko homoseksualizmu”[1].
Z perspektywy „katolickiego kraju” nie wygląda to najlepiej, prawda? Ale znów chciałbym prosić Państwa o spojrzenie na te dane w szerszym kontekście. Po półwieczu okupacji komunistycznej i ponad trzech dekadach nachalnej propagandy relatywizmu moralnego wylewającej się z większości mediów, filmów, seriali (również z telewizji publicznej), powieści i innych dzieł kultury i popkultury w Polsce nadal bardzo wiele osób nie akceptuje tego, co w całym świecie zachodnim, przeżartym, strawionym i wydalonym przez antychrześcijańską rewolucję, stało się już normą. Nie dotarłem do badań równocześnie sprawdzających stosunek do wszystkich wyżej wymienionych problemów wśród innych narodów (tak szeroka baza tematów nazwanych w badaniach „kontrowersyjnymi moralnie” to chyba specyfika polskich badaczy, co też o czymś świadczy), ale spróbujmy porównać przekonania dzisiejszych Polaków z deklarowanymi przekonaniami innych narodów.
Zacznijmy od aborcji. Według CBOS nie akceptuje jej 54 procent Polaków. Według raportu IPSOS z tego samego roku – tworzonego w kontekście innych pytań, dotyczących raczej dopuszczalności prawnej aborcji – 33 procent Polaków uważa, że aborcja powinna być dozwolona „na życzenie kobiety”. Jak jest w innych państwach Europy? W Niemczech uważa tak… 54 procent badanych, w Szwecji 75 procent, w Holandii 64 procent, w Wielkiej Brytanii 65 procent, w Hiszpanii i na Węgrzech 59 procent, we Włoszech 60 procent. Powtórzymy – w Polsce 33 procent! To wyraźna dysproporcja, nieprawdaż?
Weźmy teraz homoseksualizm i znów zestawienie przygotowane przez IPSOS w 2021 roku na podstawie badań w 27 krajach świata. Zapytano o dopuszczalność w prawie krajowym tzw. małżeństw homoseksualnych. Za ich legalizacją opowiedziało się 29 procent pytanych Polaków. Mniejsze poparcie homomałżeństwa otrzymały tylko wśród badanych… Rosjan, Turków i mieszkańców Malezji. W Szwecji, Holandii, Hiszpanii i Belgii poparcie dla takiego pomysłu wyrażało grubo ponad 70 procent ankietowanych, więcej niż 60 procent w pozostałych badanych krajach Europy Zachodniej prócz Francji – tam bowiem tylko 59 procent popierać ma ideę małżeństw osób tej samej płci. Średnia dla badanych państw na świecie (bez państw z tzw. trzeciego świata) to 54 procent poparcia. A w Polsce – powtórzmy – 29 procent. Ogromna dysproporcja, prawda?
To teraz eutanazja. Większość dostępnych badań przekrojowych na ten temat pochodzi z pierwszej połowy poprzedniej dekady. Badanie, które zostało przeprowadzone przez szwajcarską Isopublic w Austrii, Wielkiej Brytanii, Danii, Finlandii, we Francji, w Niemczech, Grecji, Irlandii, we Włoszech, w Portugalii, Hiszpanii i Szwecji, wskazywało, że wówczas wspomagane samobójstwo popierało 55–87 procent badanych z tych krajów. Liderem byli Niemcy – outsiderem Grecy. Średnia – to około 70 procent poparcia dla eutanazji. W Polsce w tym samym czasie eutanazję akceptowało około 53 procent badanych. Również widać dysproporcję, czyż nie?
Sprawdźmy wobec tego rozwody i szerzej – przywiązanie do małżeństwa. Tu nie trzeba porównywać poziomu akceptacji moralnej dla takiego zjawiska (tak jak wspominałem, takie rzeczy mierzy się głównie w Polsce, więc trudno dojść do poglądów innych narodów), ale jako że rozwody są powszechnie dozwolone (inaczej niż aborcja na życzenie, eutanazja czy homozwiązki), sprawdźmy realne statystyki rozpadu małżeństw.
Niejednokrotnie w ostatnich latach słyszeli Państwo zapewne, że Polacy rozwodzą się bardzo często – najczęściej w historii. To prawda. I słyszeli też Państwo, że jest to liczba powyżej średniej w Unii Europejskiej. I to też jest prawda – ale tylko według jednej z metodologii. Ponad średnią unijną bowiem Polacy są tylko wtedy, jeśli liczyć współczynnik małżeństw na 1000 osób. Mnie osobiście bardziej logiczna wydaje się jednak inna metodologia – o przywiązaniu do małżeństwa i jego nierozerwalności nie świadczy bowiem tylko to, ile osób na daną grupę mieszkańców się rozwodzi, lecz także (co przecież oczywiste, ale z jakichś względów rzadko uwzględniane), ile osób decyduje się… zawrzeć związek małżeński. Zwłaszcza w dobie promocji singielstwa, wolnych związków i „niezobowiązującego seksu”. Jeśli zbadamy społeczeństwa w ten sposób, okaże się, że Polacy nie tylko nie wystają ponad średnią w Unii Europejskiej, lecz także są zdecydowanie poniżej tej średniej. Otóż według badań UNIDOMO z 2019 roku na 100 zawartych małżeństw w krajach UE rozpada się 42,8 (najwięcej w Luksemburgu – aż 88, Portugalii, Hiszpanii, Finlandii, Szwecji, Belgii (52–62), w Wielkiej Brytanii zaś 41, w Niemczech 37,7, a w Polsce 35,6. W tej statystyce jesteśmy na 10. miejscu od końca w Unii Europejskiej, a za nami znajdują się wyłącznie kraje znacznie mniejsze od Polski (w tym Cypr, Słowacja czy Dania) z zaniżającą statystki Maltą, na której rozwody (13 na 100) dozwolone są przecież dopiero od 2011 roku. To miejsce Polski, w której mediach tak bardzo goni się za trendami Zachodu – i tak bardzo dotkniętej w ostatnich latach wielomilionową emigracją oraz szerokim zjawiskiem eurosieroctwa – także o czymś świadczy, nieprawdaż?
Nie będziemy porównywali tu pozostałych statystyk – z różnych względów bowiem nie wydaje się to wykonalne. Niech jednak te dotyczące najpopularniejszych kwestii uznawanych dziś na Zachodzie za wzbudzające „kontrowersje”, pomogą nam uświadomić sobie, że żyjemy – wbrew pozorom – w społeczeństwie wciąż nieco innym niż te nieustannie stawiane nam za wzór. I to bardzo dobrze o nas świadczy – choć zdajemy sobie oczywiście sprawę, że to i tak nie czyni nas nikim ponad ucznia z dwóją w klasie, w której wszyscy pozostali otrzymali pałę. Z dwóją jednak można jeszcze otrzymać promocję do kolejnej klasy i tam starać się poprawić ocenę.
[1] CBOS: Polacy potępiają łapówki i zdrady, tolerują konkubinaty i antykoncepcję, https://www.ekai.pl/cbos-polacy-potepiaja-lapowki-i-zdrady-toleruja-konkubinaty-i-antykoncepcje, dostęp: 20.02.2022 r.