Najnowszy dokument Stolicy Apostolskiej o synodalności jest w większości bezbrzeżnym pustosłowiem; ale organizatorzy Synodu ogłosili, że tak po prostu musi być. Prawdziwe decyzje podejmą specjalne Komisje Synodalne, a klucz będzie prosty: Duch (?) objawia się w czasie.
Przeczytałem w życiu wiele dokumentów kościelnych; nigdy dotąd nie odczuwałem jednak tak wielkiego zażenowania, jak podczas lektury najnowszego Instrumentum laboris Synodu o Synodalności. To bardzo bolesne patrzeć, jak nisko upadła w Kościele katolickim dyscyplina intelektualna; jak bardzo Rzym jest zagubiony we współczesności; jak ślepo miota się, zupełnie nie wiedząc, co zrobić i dokąd się skierować. Po lekturze tego przydługiego tekstu – w PDF ma 60 stron – każdy dostrzeże, że w ujęciu jego autorów tego tekstu synodalność nie jest wcale wielkim projektem: ci, którzy stworzyli Instrumentum laboris, nie potrafią wydobyć z synodalności nie tylko szansy na odnowę Kościoła, ale nie są zdolni nawet do tego, by nadać jej jakąkolwiek w ogóle moc reformistyczną.
Nie; Instrumentum laboris jest dziełem po prostu głupim – napisanym przez ludzi, którzy bełkoczą bez sensu, odmieniając przez wszystkie przypadki słowa zasłyszane w demokratycznych nadajnikach inkluzywnych społeczeństw liberalnych, przemieszane z kościelną nowomową. Partycypacja, udział, transparentność, zmiana, przemiana, dynamika, relacja, partnerstwo, włączanie, akceptacja, reforma, synodalne nawrócenie, perspektywa misyjna, perspektywa synodalna, tożsamość chrzcielna każdego i każdej… Na pierwszych 40 stronach tekstu nie ma dosłownie żadnej treści; później pojawia się kilka bardziej konkretnych elementów, jakkolwiek zaczerpniętych głównie z poprzednich dokumentów synodalnych. To w sumie więcej niż żałosne.
Wesprzyj nas już teraz!
Po lekturze byłbym zatem zupełnie załamany, gdyby nie jeden kluczowy fakt: Instrumentum laboris jest głupie, bo może być głupie; jego redakcję można było powierzyć nawet dziecku, jako że dokument nie ma po prostu żadnego znaczenia. Zgodnie z przyjętymi procedurami powinien wprawdzie stanowić fundament dalszej dyskusji, ale… tak nie będzie. Wyjaśnił to sam Sekretarz Generalny instytucji Synodu Biskupów, a zatem formalnie główny organizator Synodu o Synodalności, kardynał Mario Grech. Podczas prezentacji Instrumentum laboris zapowiedział, że wkrótce zostanie opublikowana „pomoc teologiczna”, która zawrze w sobie podsumowanie i omówienie Instrumentum laboris – i to właśnie ona będzie wskazywać, co dalej. Mówiąc krótko: Watykan dobrze wie, że 60-stronicowe Instrumentum laboris nie nadaje się do lektury, dlatego przygotuje krótszy i bardziej konkretny tekst; dopiero ten będzie przedłożony do faktycznej lektury biskupom i świeckim zaangażowanym w proces synodalny.
Na tym jednak nie koniec, bo tak naprawdę… cały Synod o Synodalności nie ma już kompletnie żadnego sensu. Proszę nie myśleć, że ten radykalny osąd jest wynikiem uprzedzeń autora tego tekstu, bynajmniej. Mam na to twarde dowody i spieszę z ich przedstawieniem.
Jak pamiętają Czytelnicy, papież Franciszek ogłosił Synod o Synodalności w roku 2021. Miał składać się zasadniczo z trzech faz: zbierania opinii ludzi w diecezjach (etap krajowy), omawiania ich w ramach kontynentów (etap kontynentalny), przetworzenia ich na zjeździe w Rzymie zakończonym wydaniem dokumentu finalnego (etap powszechny). Później papież, biskupi, księża i świeccy mieli zacząć wdrażać w życie synodalne postanowienia i Kościół miał rozpocząć erę wielkiej szczęśliwości i prosperity. Odzwierciedlało to jeden do jednego metodę przeprowadzania reform, jaką zaproponowali Kościołowi biskupi Niemiec w roku 2020.
W trakcie 2023 roku zapadła jednak decyzja, by w sposób zasadniczy zmienić ten modus operandi. Przyczyn, dla których tak było, jest wiele i nie mam tu miejsca, by je wszystkie wymienić. Dość powiedzieć, że papież Franciszek i jego najbliższe otoczenie doszli do wniosku, że ten trójstopniowy program po prostu się nie sprawdzi. W tym momencie Synod o Synodalności stał się żywym trupem. Biskupi i świeccy zebrali się w Rzymie jesienią ubiegłego roku, ale nie postanowili zupełnie niczego. Ich dokument końcowy był pozbawiony treści. Co więcej, papież kompletnie zlekceważył ich debaty: choć na rzymskim spotkaniu bardzo wiele uwagi poświęcono moralności seksualnej, już dwa miesiące później Franciszek i kard. Victor Manuel Fernández ogłosili deklarację Fiducia supplicans, której nie omówili nawet z Kurią Rzymską. Deklaracja wprowadziła radykalną reformę w postaci zgody na błogosławienie par LGBT, co wywołało w Kościele prawdziwe trzęsienie ziemi, a biskupi na całym świecie nie mogli zrozumieć, dlaczego papież to zrobił i jak to połączyć z „synodalnym wsłuchiwaniem się” w głos innych.
W lutym tego roku Franciszek ogłosił powołanie 10 Komisji Synodalnych. Taki twór nie był przewidziany w procesie synodalnym. Komisje mają zająć się różnymi tematami szczegółowymi, które „pojawiły się” w debatach synodalnych. Diakonat i kapłaństwo kobiet, celibat, relacje władzy w Kościele, rola biskupa, rola papieża, moralność seksualna, różnorodność doktrynalna, ekumenizm – słowem, wszystko. Opisywałem te komisje w PCh24.pl wskazując, że ich powołanie może być przygotowaniem do quasi-soborowej reformy Kościoła: albo do zwołania faktycznego III Soboru Watykańskiego, albo do przeprowadzenia gruntownej przebudowy katolicyzmu bez formalnego zwoływania soboru. Powołanie tych Komisji zostało w większości mediów kompletnie zignorowane, tak, jakby nie chodziło o nic ważnego; część publicystów liberalnych uznała nawet, że to triumf konserwatystów, bo papież „wyjmuje” gorące tematy z procesu synodalnego i chce je „utopić” w tych komisjach. Bynajmniej.
Razem z Instrumentum laboris pojawiła się lista członków wszystkich z dziesięciu komisji. Lista pokazuje, że mowa jest o niezwykle poważnym przedsięwzięciu, które jest ewidentne nakierowane na to, by doprowadzić do konkretnych rezultatów. W każdej z dziesięciu komisji zasiadają kardynałowie Kurii Rzymskiej oraz eksperci teologiczni. Przewijają się tu bardzo znane liberalne nazwiska: Jean-Claude Hollerich, Michael Czerny, Jose Cobo Cano, Joseph Tobin, Luis Antonio Tagle, Joao Braz de Aviz, Felix Genn, Ulrich Steiner, Oswald Gracias, Filippo Iannone, Nathalie Becquart, Maurizio Chiodi, Piero Coda… Gdyby 10 Komisji Synodalnych miało służyć do „utopienia” progresywnych postulatów, nie byłoby tak silnie nasycone ludźmi, którzy – jak Hollerich, Steiner czy Chiodi – są rewolucjonistami pełną gębą. Organizatorzy Synodu o Synodalności poinformowali, że 10 Komisji Synodalnych przygotuje swoje analizy „wychodząc” od tego, co mówiono na synodzie, a następnie do czerwca 2025 roku przedłoży konkretne propozycje reform papieżowi. Na tym nie koniec: pracy 10 Komisji Synodalnych będzie towarzyszyć praca specjalnego zespołu ds. reformy prawa kanonicznego, tak, by przygotowane przez Komisje reformy miały umocowanie formalnoprawne. Propozycje reformy KPK zostaną przedstawione w październiku 2025 roku.
Oznacza to wszystko, że Synod o Synodalności zakończy się jesienią 2024 roku – i trafi na śmietnik historii. Kościół, owszem, zostanie gruntownie przebudowany, ale tak żmudnie zbierany głos zwykłych świeckich, księży czy nawet biskupów nie będzie mieć w tym wszystkim żadnego znaczenia.
O reformach zdecydują tylko i wyłącznie najbliżsi Franciszkowi kardynałowie Kurii Rzymskiej i skrzętnie dobrani eksperci teologiczni – oraz oczywiście sam papież, który z kardynałami Fernándezem i Parolinem u boku będzie w trakcie 2025 roku decydować o konkretnym kształcie reform.
Wrócę teraz do samego Instrumentum laboris. Tak jak pisałem na wstępie, 2/3 tego tekstu jest po prostu bełkotliwe. Jeżeli dokument ma jakąkolwiek wartość, to tylko taką, że przewija się w nim kilka absolutnie kluczowych „synodalnych” wątków, to znaczy punktów, które są ważne dla agendy reformistycznej od samego początku całego Synodu o Synodalności. Jakich? Mówiąc krótko: to po prostu niemiecka Droga Synodalna, ze wszystkimi jej tematami (- Zeitgeist jako źródło Objawienia; – nowa moralność seksualna; – nowa rola kobiet; – demokratyzacja władzy w Kościele; – radykalny ekumenizm; – agnostycyzm i relatywizm jako szczyt rozwoju chrześcijaństwa).
Jak to wygląda w praktyce? W Instrumentum laboris wielokrotnie pojawia się bezpośrednie lub częściej pośrednie odniesienie do koncepcji sensus fidei fidelium, czyli zmysłu wiary wierzących. Od 2021 roku na gruncie synodalnym funkcjonuje nowe rozumienie tej starej katolickiej nauki. Kościół głosił, że wierzący mają swoisty zmysł odróżniania tego, co katolickie, o ile tylko żyją w zgodzie z nauką Kościoła, przyjmują sakramenty, żyją modlitwą etc. Nowa koncepcja rozumienia sensus fidei fidelium przekreśla wszystkie te warunki: zdolność do wyróżniania tego, co katolickie, nabywa się jakoby na gruncie samego chrztu. To właśnie radykalna demokratyzacja: wszyscy są równi, nawet jeżeli żyją w stanie grzechu ciężkiego. Jako że Instrumentum laboris nieustannie mówi o „podróży” z chrześcijanami niekatolickimi oraz wyznawcami innych religii, przechodzi to w praktyce na jeszcze wyższy poziom: w istocie wszyscy ludzie nabywają zdolność do współkształtowania teraźniejszości i przyszłości Kościoła, na gruncie tego tylko, że są ludźmi. W ten sposób to właśnie Zeitgeist staje się nowym nauczycielem Kościoła. W punkcie 98 Instrumentum laboris mówi na przykład, że należy podejmować w Kościele decyzje wsłuchując się w głos absolutnie wszystkich, w tym społeczeństwa w ogóle oraz świeckich instytucji (sic).
Z tym wiąże się w sposób konieczny postawienie na piedestale agnostycyzmu i relatywizmu. Jeżeli Kościół katolicki ma odbywać wspólną podróż w odkrywaniu „prawdy” razem z niekatolikami i niechrześcijanami, a nawet z ateistami, to oznacza to po prostu, że „prawda” jest różnorodna i złożona, a zatem – że nie ogranicza się do tego, co zawarte w Objawieniu. Deus in fieri – Boga nie ma, Bóg się staje; wraz z Bogiem stają się dogmaty, doktryny i moralność, a synodalna podróż ze wszystkimi ludźmi (Fratelli tutti) jest narzędziem uświadamiania sobie przez człowieka tego stawania się. W tym procesie Kościół przechodzi głębokie przemiany, odrzucając coraz więcej ze swoich tradycji, które „martwieją” i tracą „życie”, o ile nie są podatne na wewnętrzną transformację. Uniwersalną etykę chrześcijańską zastępuje ostatecznie świecki Weltethos: to, co za słuszne uznaje hic et nunc ludzkość. W każdej epoce może to być coś innego.
Papież Franciszek w Laudato si’ pisał o swoich marzeniach dla Kościoła. O tym, jaki Kościół powinien być. Der Mythus des 21. Jahrhunderts? Chyba tak, bo tak jak u Rosenberga prawdą było to, co wyznawał u progu XX stulecia niemiecki Volk, tak dziś prawdą jest to, co wyznaje Volk synodalny, zwany Ludem Bożym prowadzonym przez Ducha (People of God led by the Spirit).
O nowej moralności seksualnej Instrumentum laboris nie mówi wprost; ten ważny dla niemieckiej Drogi Synodalnej wątek jest jednak implicite zawarty w postulacie wsłuchiwania się w Zeitgeist, czemu zresztą Franciszek już dał wyraz, ogłaszając Fiducia supplicans: błogosławienie par LGBT nie ma żadnego uzasadnienia w Piśmie ani Tradycji, a wyłącznie w duchu czasu. O ekumenizmie, demokratyzacji władzy – już owszem, tu pojawiają się konkrety. Na koniec zwrócę uwagę na ten ostatni aspekt, bo ostatecznie przecież zawsze chodzi o to samo: o to kto podejmuje decyzje i jak to robi.
W Kościele synodalnym, jak mówi punkt 67, władza ma należeć do ludu. Nie w tym sensie, by usuwać biskupa; bynajmniej, na to nie pozwala hierarchiczna „konstytucja” Kościoła. Biskup dalej ma mieć pełnię władzy, tyle, że nie powinien jej używać. Według punktu 68 biskup winien skonsultować każdą ważniejszą decyzję z kolektywem wiernych, który to kolektyw wybiorą zresztą sami wierni; jeżeli pojawi się konsensus – powinien postąpić w zgodzie z nim. Gdyby uczynił inaczej, zerwałby relację ze wspólnotą, a to oznaczałoby, że przestałby być synodalny. Niesynodalny biskup w synodalnym Kościele jest, można rzec, schizmą bytu; można się domyślić, że zostanie więc wypluty.
Jako że mottem synodalności jest „jedność w różnorodności”, ma być mniej jedności, a więcej różnorodności. Punkt 97 mówi, że trzeba obdarzyć konferencje episkopatu nowym autorytetem doktrynalnym, tak, aby mogły podejmować swoje własne decyzje bazując na swojej własnej kulturze.
Synodalny Volk nie jest globalny; jest plemienny, dlatego wiara i moralność również będą plemienne. Należy „uznać konferencje episkopaty za podmioty eklezjalne obdarzone autorytetem doktrynalnym, przyjmujące społeczno-kulturową różnorodność w ramach Kościoła o wielu twarzach, preferujące takie formy wyrazu w liturgii, dyscyplinie, teologii i duchowości, jakie są właściwe dla różnych kontekstów społeczno-kulturowych”.
W Instrumentum laboris pojawia się też oczywiście wiele odniesień do nowej roli kobiet, zwłaszcza gdy idzie o święcenia diakonatu; mówi się również o tworzeniu kontynentalnych zgromadzeń biskupów, które byłyby kolejnym ograniczeniem władzy pasterza – już nie oddolnym poprzez synodalno-demokratyczny Volk, ale i odgórnym, poprzez kolektywy eklezjalne pozostające w dialogu ze społeczeństwem i świeckimi instytucjami (pkt. 98).
Pamiętajmy jednak, że te wszystkie zapisy Instrumentum laboris ostatecznie i tak nie mają znaczenia. Prawdziwym wyrazem woli ludu nie jest przecież lud, nawet Lud Boży: w naszym wypadku autentyczną wolę ludu wyraża 10 Komisji Synodalnych.
Swoje wnioski Komisje przedstawią w czerwcu 2025; i wtedy zacznie się prawdziwa Rewolucja.
Paweł Chmielewski