12 listopada 2018

Mocny felieton Tomasza A. Żaka: Niepodległość i dyktat antykultury

Wolność krzyżami się mierzy – to jest fakt. A miarą niepodległości, jej gwarantem jest narodowa kultura. Dlaczego PiS przegrał w miastach wybory samorządowe? Bo tam są galerie sztuki i teatry. I jeżeli ktoś nie rozumie tej zależności, to nigdy nie pojmie dlaczego teraz, w rocznicę stulecia odzyskania Niepodległości, Polska przegrywa w sercach i umysłach tak wielu jej obywateli.

 

„Od historycznego koncertu Paderewskiego do sukcesu >Klątwy<” – tak w swoim podsumowaniu ostatniego stulecia widzi polską kulturę postkomunistyczny tygodnik „Polityka”. I to właśnie jest najlepszą miarą upadku hierarchii wartości, które przez wieki miały na celu czynić człowieka lepszym, a – niejako przy okazji – nam, Polakom dały siłę pozwalającą „wybić się na niepodległość”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Tymczasem jak Ojczyzna długa i szeroka, trwa dekonstrukcja polskiej kultury, a więc dekonstrukcja niepodległości. Realizuje się ten proces za pieniądze polskiego podatnika, bo odbywa się on przede wszystkim w instytucjach kultury zwanych publicznymi, a od czasów reformy administracyjnej państwa, niemal w stu procentach samorządowych, nie scentralizowanych. I tego nijak nie może zrozumieć tzw. prosty człowiek: jak to jest możliwe, że w teatrze można bezcześcić polskość, a w galeriach bluźnić przeciwko Bogu, a rząd nic z tym nie robi? Nie robi, bo formalnie nie może, a oprócz tego, kiedy już może (jak np. sprawa Starego Teatru w Krakowie, który bezpośrednio podlega pod resort kultury), to jakby nie chce…

 

Patrzę na to od lat i myślę, że to „niechcenie” wynika po prostu z braku tzw. polityki kulturalnej, a ta jest przecież prostą wykładnią braku jednoznacznej racji stanu. Najlepiej widać to choćby na przykładzie pamięci Kresów czy kultury emigracyjnej po II wojnie światowej. Jeżeli te wątki się pojawiają, to marginalnie i jakby ze wstydem, bo „nie chcemy urażać Ukraińców”, bo „trzeba się liczyć z uczuciami Litwinów”, bo „ci emigranci z Londynu, to narodowcy”.

 

Podobnie jest z odwoływaniem się do konstytuujących Polskę wartości katolickich, które ograniczane tylko do św. Jana Pawła II mają skutek przeciwny do oczekiwanego. W kontrze do tego, okupujący polską kulturę nie mają żadnych zahamowań w realizowaniu swojej polityki. Jadą „po bandzie” i dodatkowo mają wsparcie propagandowe i finansowe marksistowskiej międzynarodówki. No i do tego cieszyli się przez długie lata poparciem rządu, a od 2015, po nadejściu „dobrej zmiany”, okopali się w instytucjach samorządowych wielkich i dużych miast, rządzonych przez różnych Adamowiczów, Gronkiewicz-Waltzowe/Trzaskowskich, Dutkiewiczów, Zdanowskie czy Jaśkowiaków, a także mniejszych, w których rządzą niemal klony wyżej wymienionych.

 

Tylko świnie…

 

Pozostaje nam tęsknić za czasami, kiedy zdrajców Ojczyzny po prostu odstrzeliwano albo przynajmniej otoczeni byli powszechną infamią. To taka kulturowa jakość stosunku do zła, które szkodzi rodzinnemu gniazdu, porządkuje emocje i daje wewnętrzny spokój, w którym nie jest pustą frazą stwierdzenie, że „prawo znaczy prawo, a sprawiedliwość sprawiedliwość”. Ale taką jakość buduje się latami i pokoleniami. Podobnie zresztą jak mentalną formację szpiclów, ormowców, „obywateli rp” czy „kodziarzy”.

 

To właśnie dla tych, których polskość uwiera, swą ofertę przygotowują ich artyści, poklepywani po plecach etatami i zleceniami przez ich samorządowych właścicieli. I nie miejmy złudzeń w związku z takim czy innym jubileuszem, z okazji którego uda im się przygotować jakąś sztukę. Nieważne czy rzecz dotyczy okrągłej rocznicy powołania na tron papieski kardynała Wojtyły, czy przekazania przez Radę Regencyjną władzy w ręce Piłsudskiego.  Robią to z niewątpliwym obrzydzeniem, o czym świadczą najlepiej powstałe „dzieła”. Idealnie tutaj pasuje powiedzenie o diable przebranym w ornat i ogonem na mszę dzwoniącym. A w związku z tym, że czują się coraz bardziej bezkarni, to już nawet jakoś specjalnie nie szminkują swych „propozycji artystycznych”. Można rzec, że w ich twórczą konsTYtucję wpisane jest przede wszystkim szyderstwo i bluźnierstwo.

 

Jeżeli ktoś potrzebuje przykładów, niechaj sprawdzi ofertę publicznych teatrów i galerii rozpisaną na czas obchodów odzyskania przez Polskę Niepodległości. Nie chcę, nawet w tej krytycznej formule, przywoływać tych spektakli lub wystaw. Nie chcę w ten sposób robić reklamy złu. Uwierzcie Państwo, że antypolskie szambo rozlewa się bardzo szeroko, karmiąc swą zawartością tych już zarażonych i infekując kolejne rzesze nieświadomych, szczególnie młodych ludzi, którzy za rok lub dwa trzy pójdą głosować.

 

Wiem jedno, że to ogłupiające zło posługuje się estetyką wziętą gdzieś z wiaty śmietnikowej, a etyką prosto z domu schadzek. Przy tym, gdy chodzi o teatr, który jest częścią mojego życia od czterech dekad, obserwować możemy coraz bardziej żałosny warsztat aktorski. Normą stały się mikroporty, bo aktorzy nie tylko nie umieją poprawnie mówić, ale emisja ich głosów bez sztucznego wspomagania kończy się na góra trzecim rzędzie widowni. Ponadto nie rozumieją wypowiadanych tekstów i ewidentnie nie radzą sobie z ekspozycją zadanych im przez reżyserów postaci. Choć to ostatnie to bardziej wina niedouczonych twórców. Ignorancja kulturowa tej gildii woła o pomstę do nieba, a jedyne, co im wiarygodnie wychodzi, to opowiadanie o antycywilizacji wyuzdania i nihilizmu. 

 

#MeToo

 

Jak w dawnym bolszewizmie legitymizowała autokrytyka, tak dzisiaj taką rolę spełniają coming-outy. Do niedawna na pierwszym miejscu w tych wiwisekcjach plasowały się zwierzenia artystów-sodomitów. Od niedawna salony promują „wyznania” na temat bycia zgwałconym lub molestowanym. Najwyższe oceny uzyskuje w tej konkurencji opowiadanie o księżach pedofilach czy zboczonych siostrach zakonnych. Za tą obrzydliwą delatorską paplaniną rzadko idą konkrety dowody, ale jakiż jest za to „fan” w towarzystwie! 

 

Jak Pan Bóg chce kogoś ukarać, to mu odbiera rozum. Okazało się, że wyzwoleni artyści i celebryci w tym szale paplania oskarżają przede wszystkim swoje środowisko. To w szkołach teatralnych, baletowych i muzycznych, to w teatrach dramatycznych i teatrach tańca, no i oczywiście w świecie filmu (bo tak to robią w Ameryce) dochodzi do gwałtów i wymuszania seksualnych usług, i to bez względu na płeć. Niedwuznacznie mówi się o mafii seksualnej w tych środowiskach, która decyduje o karierze, stanowiskach i przyznawanych rolach. Nie miejmy złudzeń: to dzieje się również u nas, niemal w każdym mieście, w którym mamy teatry czy inne instytucje kultury. I tak koło degeneracji kulturowej się domyka. Bo nie może złe drzewo wydawać dobrych owoców. A kto po takie owoce wyciąga rękę, to nie tylko sobie zamyka drogę zbawienia, ale wszystko wokoło czyni na swój obraz i podobieństwo. I rodzinę, i znajomych, i państwo, w którym żyje. 

 

 

Tomasz A. Żak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie