8 lipca 2022

Globalni liderzy branży technologicznej, nie pytając nikogo o zgodę, przyznali sobie prawo do decydowania, kto ma prawo wypowiadać się na temat koronawirusa, a kto powinien milczeć. Za moderowaniem tej debaty stoi nie tyle chęć uszczęśliwiania świata na siłę, co potężne zyski czerpane ze stanu permanentnego zagrożenia.

Społeczeństwo od ponad dwóch lat zamykane masowo na kwarantannach, zmuszane do respektowania zasad izolacji i zniechęcane do częstych kontaktów, w dużo większym niż do tej pory stopniu opiera swoje interakcje na świecie wirtualnym. A w świecie tym – choć teoretycznie istnieje bardzo wiele kanałów komunikacji i pozyskiwania informacji – w praktyce od lat dominują te same, niezwykle potężne podmioty.

Nagły przypływ troski o ludzkość

Wesprzyj nas już teraz!

Wcześniej giganci zaliczający się do Big Techu na ogół rzadko pochylali się nad dziejącą się na świecie krzywdą, lecz począwszy od pierwszych miesięcy 2020 roku, wstąpił w nich duch rzadko spotykanej empatii i troski o każdą ludzką istotę. Z dnia na dzień znane serwisy społecznościowe zaczęły wypytywać użytkowników o stan zdrowia, raportować dzienną liczbę wykonywanych testów, tworzyć specjalne wizualizacje i mapki, poświęcać przestrzeń reklamową na informowanie o pandemii oraz promować treści wzmagające poczucie stanu zagrożenia.

Nie jest dobrym zwyczajem zakładać u kogoś złą wolę, niemniej jednak od samego początku zaangażowanie gigantów technologicznych w ratowanie ludzkości przed koronawirusem mogło budzić wątpliwości; podobnie zresztą jak przekonanie wyrażone przez szefa Światowego Forum Ekonomicznego Klausa Schwaba w książce Covid-19 – the Great Reset, że w obliczu pandemii nie można poświęcać ludzkiego życia w imię dobra gospodarki. Zarówno Schwab, jak i Big Tech od lat wspierają ideę tak zwanych praw reprodukcyjnych, dlatego zaangażowanie na rzecz ochrony ludzkiego zdrowia musiało wręcz wydawać się mocno podejrzane.

Dość szybko okazało się przy tym, że według Big Techu istnieje tylko jedna, specyficznie pojęta prawda na temat pandemii, a wszyscy zbyt energicznie ją kwestionujący muszą się liczyć z odebraniem prawa do wyrażania swoich opinii. Odstępstwo od narracji głównego nurtu od samego początku karano czasowym zawieszaniem kont, usuwaniem filmów i postów, ograniczaniem dostępności i przyprawieniem stosownej etykiety ostrzegającej przed nieodpowiednią treścią czy też wprost wyrzucaniem z serwisu.

Pod rękę z rządami

W Polsce w zadziwiający sposób ową jednostronną moderację dyskusji zaakceptował rząd Zjednoczonej Prawicy. Choć usilnie promowana przez Big Tech lewicowa i progresywistyczna agenda powinna czysto teoretycznie czynić wszelkie zbliżenie z nominalnie prawicowym rządem dość utrudnionym, popularne serwisy technologicznych gigantów budowały na każdym kroku autorytet ministerstwa zdrowia i serwowanego przez nie sanitaryzmu. Rządzący najwyraźniej nie zauważyli niczego podejrzanego w tym, że po raz pierwszy bronią dokładnie tego samego stanowiska wspólnie z radykalnie usposobionymi środowiskami biznesowymi.

Wielki biznes zaś ma do siebie to, że z natury nie robi niemal niczego bezinteresownie. Wynika to wprost z samej konstrukcji prawnej i organizacyjnej spółek wartych miliardy dolarów. Nie ma podstaw, aby zakładać, że na początku drugiej dekady XXI wieku zaszły w tej kwestii jakiekolwiek zmiany. Wystarczy więc spojrzeć, jak bardzo zmieniła się kondycja finansowa wielkich spółek technologicznych od początku pandemii, aby zrozumieć, że za dążeniem do wyciszenia realnej debaty na temat koronawirusa mogły stać potężne bodźce finansowe.

Gdyby nie wybuchła pod koniec lutego wojna na Ukrainie, w przypadku tak zwanej technologicznej Wielkiej Piątki moglibyśmy mówić o niemal nieustannym marszu w górę. Szczególne wzrosty na nowojorskiej giełdzie zaliczyły od początku roku 2020 przede wszystkim: firma Alphabet (właściciel marki Google), Microsoft oraz Amazon, których cena akcji wzrosła niemal dwukrotnie. Jeszcze przed pojawieniem się koronawirusa z niepokojem zwracano uwagę na fakt, że amerykańska giełda i gospodarka są w niebezpieczny sposób uzależnione od kondycji technologicznych gigantów, których znaczenie w następstwie pandemii wzrosło na tyle, że zaledwie pięć podmiotów wypracowało aż jedną trzecią wszystkich zysków na giełdzie.

Zyski wypracowane przez potentatów przełożyły się rzecz jasna na zwiększenie majątku ich właścicieli oraz udziałowców. Według danych opublikowanych na początku roku przez lewicową organizację Oxfam dziesięć najbogatszych osób na świecie (w tym oczywiście Mark Zuckerberg, Bill Gates oraz Jeff Bezos) od marca 2020 roku do listopada 2021 zwiększyło swoje majątki z siedmiuset miliardów do półtora biliona dolarów.

Dystans społeczny i biznesowy

Wymuszany na zwykłych obywatelach dystans społeczny przełożył się tym samym na jeszcze większy dystans dzielący spółki Big Techu od całej reszty konkurencji. Im bardziej rządy na całym świecie brnęły w realizację kompletnie nieskutecznej (za to spełniającej standardy orientalnego despotyzmu) polityki ZeroCovid, tym wyższe były słupki z zyskami wypracowanymi przez gigantów. Polski rząd, podobnie jak wiele innych rządów na świecie, świadomie przystał na to, aby Big Tech stał się arbitrem i moderatorem w sprawie, do której od samego początku nie mógł mieć dystansu ze względu na charakter swojej działalności. W efekcie doszło do tego, że gdy w polskim Sejmie trwały prace nad ustawą regulującą kwestię przymusu szczepień, Facebook zawiesił stronę wyrażającej w tej kwestii swoje votum separatum Konfederacji.

Co ciekawe, sami technologiczni giganci starają się od samego początku pandemii przedstawiać siebie jako ofiary, a nie aktywnych cenzorów uciszających wszelki sprzeciw. W Stanach Zjednoczonych środowiska lewicowe od dłuższego czasu naciskają na Big Tech, aby jeszcze agresywniej włączył się w tak zwany fact-checking i nie dopuszczał do żadnego wielogłosu również w wielu innych kwestiach społecznych. Wielkie firmy technologiczne mają jednak świadomość, że cenzura jest najbardziej skuteczna przy zapewnieniu pewnych pozorów pełnej swobody wypowiedzi.

Pod koniec ubiegłego roku w Stanach Zjednoczonych głośna była sprawa prowadzącego własny kanał w serwisie YouTube prezentera i komika Joe’go Rogana. Zapraszając do swoich programów naukowców, którzy kwestionowali obowiązujące w wiodących mediach stanowisko na temat pandemii, naraził się on technologicznym gigantom do tego stopnia, że jego konto zostało bezpowrotnie usunięte. Audycje Rogana przyciągały wcześniej ogromną widownię, sięgającą nawet pięćdziesięciu milionów widzów, co z punktu widzenia biznesowego wydawało się niesłychanie korzystne dla żyjących z reklam serwisów. Tym bardziej, że nawet wiodące stacje telewizyjne o podobnej publice mogły tylko pomarzyć. Zarówno jednak YouTube, jak i Twitter uznały najwidoczniej, że utrata części śledzących dotąd Rogana użytkowników na rzecz mniej znanych platform będzie ruchem biznesowo bardziej opłacalnym niż zachwianie oficjalnej, nad wyraz dochodowej narracji na temat pandemii.

Jakub Wozinski

Tekst pochodzi z 87. numeru magazynu „Polonia Christiana”

Chcesz otrzymywać dwumiesięcznik regularnie? Kliknij TUTAJ i dołącz do Klubu Przyjaciół PCh24.pl

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij