Pierwszym aktem samejże modlitwy jest: postawienie się w obecności Bożej. Nie tylko modlitwa, o której tu mówimy, to jest rozpamiętywanie, ale całe życie nasze, które powinno z przyrodzonego stać się nadprzyrodzonym, zależy najwięcej od tego postawienia się w obecności Boga; bo ono stawia nas wobec Tego, który jedynie może nam dać to życie nadprzyrodzone. Tymczasem to postawienie się w obecności Bożej tak źle najczęściej jest wykonywane, że staje się prawie nic nie znaczącym i całej modlitwy skutek w niwecz obraca.
Ludzie żyjący życiem przyrodzonym, a czasem oddający się modlitwie, przedstawiają sobie Pana Boga abstrakcyjnie, gdzieś za górami, i przed Nim stawiają się myślą. Ale to jest myśl ich o Panu Bogu, nie zaś sam Pan Bóg, i dusza wylewa się przed tą myślą, a nie przed Panem Bogiem. Nie jest to żywe postawienie się i stosunek cum Deo vivo et ver, ale cum idea et repraesentatione mea Dei. To postawienie się w obecności Boga powinno być żywe, a nie myślne tylko, teoretyczne, oderwane.
Trzeba więc prosić Pana Boga, żeby On sam sprawił w nas to żywe uczucie, iż On jest przed nami, a my przed Nim, najpierw choćby tak obiektywnie. A nie trzeba uważać Pana Boga jako jakieś panteistyczne wyobrażenie obszaru, wielkości, jako jakieś rozlanie się nieskończoności. Dusze żywszą mające wyobraźnię, przedstawiając sobie tak Pana Boga, myślą, że Pan Bóg je wokoło otacza, zewnętrznie ogarnia, i cytują na poparcie słowa św. Pawła (Dz 17, 28): Albowiem w Nim żyjemy i ruszamy się, i jesteśmy. Ale to wyobrażenie Pana Boga fałszywe jest, panteistyczne i niechrześcijańskie; jest to własny nasz wymysł, nasze widzimisię o Bogu.
Najlepiej, jeśli idzie o uobecnienie sobie Pana Boga, wystawić Go sobie jako punkt, a za tym punktem widzieć całą rzeczywistość, nieskończoność Pana Boga, którego tym punktem my się dotykamy. Owe słowa św. Pawła: w Nim żyjemy i ruszamy się, i jesteśmy, nabiorą wtedy prawdziwego znaczenia, mówią bowiem one nam, że Pan Bóg jest owym punktem, który nam daje samo życie (w Nim żyjemy), ruch (ruszamy się) i byt (jesteśmy), a jednak jest On osobnym od nas. On jest całą racją naszego istnienia, ale zawsze to tylko Jego działanie, ruch na zewnątrz. Będzie to także pewna myśl o Bogu, ale nie będzie wyobrażenia. Trzeba bowiem rozróżnić wyobrażenie od myślenia. My pojmujemy Boga pod jakimiś obrazami myśli, ale Go sobie nie wyobrażamy w takich obrazach; co innego bowiem pojmować, a co innego przedstawiać sobie. Naturalnie, że my Pana Boga nie widzimy, takie więc obrazy myśli dać nam mogą pewne pojęcie o Nim, ułatwiać do żywego postawienia się wobec Niego; ale chodzi o to, iżby te obrazy nie były tylko przedstawieniem Boga, a On sam gdzieś daleko, lecz obrazem tego żywego Jego z nami stosunku. Takie pojmowanie może ułatwić nam modlitwę, ale i to pod warunkiem, że nie o jakiś obraz, ale o rzeczywistość nam chodzi.
Póki więc czuć nie będziemy żywo obecności Pana Boga, trzeba ciągle o nią prosić, kto wytrwa, ten otrzyma. Nie dość raz, drugi prosić, a potem puścić się na działanie wyobraźni, ale prosić trzeba wytrwale, aż póki nie otrzymamy. Królestwo Boże gwałt cierpi, a gwałtownicy porywają je (Mt 11,12). A to jest właśnie to królestwo Boże, to są wrota do niego. I choćbyśmy nie wiem jak długo nad tym pracowali i o nic innego nie prosili, tylko o to postawienie się żywe w obecności Pana Boga, nie będzie nasza modlitwa zmarnowaną; przeciwnie, przez ten akt postawienia się w obecności Pana Boga przeskoczywszy, choćbyśmy potem najpiękniejsze rozmyślania odbywali, będą one bez skutku; nie będzie to modlitwa. A kiedy otrzymamy wskutek usilnej modlitwy naszej to żywe uczucie obecności Bożej, w jeden rok zrobimy więcej niż we dwa lub dziesięć bez niego.
Ks. Piotr Semenenko, O modlitwie, Kraków 2006, s. 96-98.