Rodzice chrzestni… do czego tak naprawdę są? Nie tylko po to, by sprezentować zegarek, ale także po to, by porozmawiać o Mszy świętej. A przede wszystkim po to, by w sytuacji kryzysu, gdy rodzice nie radzą sobie z wychowaniem młodego człowieka we wierze – albo gdy swój obowiązek zaniedbują – spróbować zawalczyć o przynależność chrześniaka do Kościoła. O tym mówił w rozmowie z portalem PCh24 TV dr Paweł Milcarek.
Dr Paweł Milcarek rozmawiał o pochodzeniu oraz celach instytucji rodziców chrzestnych z red. Pawłem Chmielewskim. – Instytucja rodziców chrzestnych ma głębokie źródła historyczne. Jest silnie związana z instytucją katechumenatu – przygotowania do chrztu – powiedział. – W pierwszych kilku wiekach chrześcijaństwo rozwijało się przede wszystkim przez katechumenat dorosłych. Nie wykluczano absolutnie chrztu dzieci, ale dominował chrzest dorosłych. Wewnątrz katechumenatu dorosłych był ktoś, kto czuwał nad tym długim duchowym przygotowaniem, niejako brał odpowiedzialność za katechumena. Chodziło tu zwykle o jedną osobę, która towarzyszyła we wszystkich momentach przejścia, aż do samego chrztu. Z punktu widzenia tych najstarszych wersji wyglądało to raczej na starszego brata czy siostrę, choć w słownictwie nawiązywano raczej do obrazów ojca i matki – dodał redaktor naczelny kwartalnika „Christianitas”. – Ta instytucja była od początku świadkiem tego, że chrześcijaństwo nie propaguje się przez urodzenie, ale przez chrzest. Nawet jeżeli mamy piękne małżeństwo i rodzinę chrześcijańską, a wewnątrz tej rodziny rodzą się dzieci, którym rodzice poświadczają drogę wiary, to jednak nie z powodu wyłącznie woli rodziców przekazywany jest dar wiary – on przychodzi z zewnątrz jako dar łaski – stwierdził.
Dr Milcarek wskazał na dawny ryt chrztu świętego, który, jak powiedział, sam dobrze zna, bynajmniej nie z zamierzchłych wspomnień, ale z aktualnej praktyki.
Wesprzyj nas już teraz!
– W starszym zwyczaju to chrzestni trzymali dziecko do chrztu. Nawet w samym rytuale podkreślone było to, że jeśli chodzi o sprawy wiary odpowiedzialność rodziców naturalnych pozostaje i jest ogromnie ważna, ale w jakimś sensie ten, kto przedstawia dziecko Kościołowi do chrztu, jest kimś innym. To podkreślało, że chrzest nie jest własnością rodziców naturalnych, że to nie jest tylko rodzinna impreza, ale obrzęd i akt całego Kościoła – wskazał.
Kim jednak powinni być rodzice chrzestni w życiu dziecka czy już dojrzewającego albo dorosłego człowieka? Według dr. Pawła Milcarka mają, można rzecz, obowiązek bycia pewną instytucją „ratunkową”.
– Rodzice chrzestni są nie tyle instytucją odwoławczą od zwykłego życia rodzinnego, ale swoistą możliwością telefonu do przyjaciela, kimś, kto może interweniować wtedy, gdy zabraknie pomocy na miejscu – podkreślił. Przyznał, że dzisiaj ta rola jakby zanika, w ogóle więź chrzestnych z chrześniakiem bywa niewielka. – Kiedyś chrzestny w kulturze rodzinnej odgrywał o wiele większą rolę. Nawet jeżeli chrzestni nie mieli jakiejś silnej więzi, poczuwali się do odpowiedzialności, pojawiali się na horyzoncie każdego ważnego przejścia życiowego – byli przy pierwszej Komunii, małżeństwie i tak dalej. Chrzestni byli włączeni do kręgu szerokiej rodziny. Dzisiaj to nam trochę zanika – stwierdził.
Dr Milcarek wskazał też na inny charakter roli chrzestnego, jako świadka. – Chrzestny jest tym, kto zawsze zaświadczy, że chrzest miał miejsce. To bardzo ważne, z czego często nie zdajemy sobie sprawy; na przykład w Polsce powojennej było wiele przypadków, gdy dokumenty uległy zniszczeniu albo kiedy nie dokonano zapisów jak należy – i trzeba było się opierać na opinii świadków – wskazał.
Co w sytuacji, w której rodzice albo nie domagają we wierze, albo stracili siły do pracy wychowawczej, albo są po prostu fizycznie nieobecni?
– Wtedy na rodziców chrzestnych spada obowiązek – a nawet nie tyle spada, bo został już wzięty, więc raczej aktualizuje się; zapala się lampka – jesteśmy potrzebni – powiedział dr Milcarek.
– Znam takie przypadki, gdy chrzestny zdawał sobie sprawę, że gdzieś życie domowe jest w rozprzężeniu, dzieckiem nikt się nie interesuje, zwłaszcza gdy idzie o życie religijny, ale nie tylko. Wtedy nie próbując wchodzić w cudze buty i niejako zabierać dziecka rodzinie, w szczególnych punktach starał się zawsze być blisko i z powodu swojej obecności sprawiać, żeby dziecko było na Mszy świętej, modliło się, mogło zadać pytania, które są z tym związane. To jest ta cicha, ważna praca rodziców chrzestnych. Jeśli jest szansa, to trzeba interweniować wcześniej, niekoniecznie manifestując swoją moralną wyższość czy odrębność władzy, tylko próbując skutecznie zainterweniować na rzecz dziecka, które jest zaniedbane – dodał.
– Jest w tym delikatny moment respektowania pierwszeństwa rodziców naturalnych. Nie chodzi tu już o sam moment chrztu, ale o wychowanie, które odbywa się w rodzinie. Rodzice są zawsze pierwszym podmiotem. Dopóki ta aktywność rodziców chrzestnych jest po prostu wspieraniem rodziców na drodze, której sami rodzice chcą, to jest bardzo dobrze – zaznaczył dr Milcarek.
Jak stwierdził, chrzestny może czasami odgrywać, wydawałoby się, mało spektakularną rolę, która jednak w pewnych sytuacjach może być wręcz decydująca. – Czasami, gdy nie można uzyskać wszystkiego, to chrzestny powinien być osobą, która powinna utrzymać jakiś kontakt z jakimś niekiedy bardzo trudnym podróżnikiem życiowym. Nie w tym sensie, żeby wszystko akceptować, ale żeby być kimś, do kogo ta osoba będzie mogła się później zwrócić – zauważył.
Jak wskazał, dobrze byłoby też zdekonstruować wyobrażenie, że należy wybierać chrzestnych z jakiegoś rozdzielnika, rodzinnego czy koleżeńskiego. Bycie chrzestnym jest poważną odpowiedzialnością i ostatecznie kiedyś to się odezwie – to odpowiedzialność z bardzo odroczonym terminem; gdy się ją przyjmuje, brzmi bardzo lekko – później bywa różnie. Dr Milcarek zauważył, że istnieje konieczność wykonania pracy na szczeblu diecezjalnym, należąca do kompetencji poszczególnych biskupów, żeby odnowić rozumienie instytucji rodziców chrzestnych i związanych z nią obowiązków.
Więcej w nagraniu.
Źródło: PCh24 TV
Pach