Tragedia w Jeleniej Górze nie wzięła się znikąd. Morderstwo 11-letniej dziewczynki przez koleżankę ze szkoły potwierdza niepojące zjawisko rosnącej agresji wśród nieletnich dziewczyn. Już lata temu mówiło się o „żeńskim tsunami”, które dzisiaj pochłania kolejne ofiary.
Zaczęło się od wyzwisk, krzyku i wulgaryzmów. W końcu w ruch poszły pięści. W pewnym momencie odgłosy bójki ucichły, ustępując miejsca płaczowi i wyciu z bólu. Dźwięki dowodzące potwornego cierpienia stawały się coraz słabsze, aż w końcu ucichły zupełnie. Kiedy zaalarmowane służby dotarły na miejsce, było już za późno. 11-letnia dziewczynka leżała w kałuży krwi, uciekającej bystrym strumieniem z licznych ran. Po jakimś czasie zatrzymano podejrzaną, którą okazała się rok starsza koleżanka ze szkoły. Zabezpieczono również narzędzie zbrodni – harcerską finkę, używaną zazwyczaj w pracach polowych. W tym przypadku jednak, ostrze posłużyło do odebrania czyjegoś życia.
Wstępna diagnoza: 12-letnie dziecko wyciągnęło nóż i zabiło inne dziecko. Cała Polska z niedowierzaniem wczytywała się w nagłówki gazet i portali. Wszyscy zadawali jedno pytanie: skąd w małym dziecku tyle agresji? Jaki powód musi mieć uczennica podstawówki, żeby zabić swoją koleżankę? Droższe buty? Ładniejszą bluzkę? Zazdrość o chłopaka? Dlaczego wyciągnęła nóż? Dlaczego postanowiła zatopić ostrze w ciele koleżanki?
Wesprzyj nas już teraz!
Jakakolwiek próba racjonalnego wytłumaczenia motywów zbrodni rozbija się o mur niezrozumienia. Specjaliści mówią o meandrach dojrzewającego dziecięcego rozumu, kwestiach psychologicznych, badają wpływ środowiska szkolnego i rodzinnego. Ale kiedy popatrzymy na zbrodnię jako efekt szerszego zjawiska, wszystko zaczyna układać nam się w logiczną całość.
Już w 2008 r. badacze zauważyli, że obserwowana na przestrzeni ostatnich lat rewolucja obyczajowa spowodowała zmiany w zachowaniu dziewcząt wyrażające się w większej niż kilkanaście lat temu agresywności, cynizmie oraz udziale w przestępstwach. Nieletnie i dojrzewające dziewczynki zaczęły wyłamywać się z wzorca, według którego ich brutalność objawia się głównie w sferze psychologicznej. Zamiast knucia, zawiązywania intryg czy nastawiania jednych przeciwko drugim, dziewczyny coraz częściej uciekają się do bezwzględnej przemocy fizycznej.
Badania nie pozostawiają wątpliwości. Już w 2010 r. zauważono, że o 169 proc. wzrosła liczba dziewczyn do 16. roku życia podejrzanych o bójki i pobicia. O ponad 176 proc. wzrosła liczba dziewczyn do 16. roku życia podejrzanych o niszczenie i uszkodzenie mienia. To kilkukrotnie większy przyrost niż w męskiej populacji. Można spokojnie zakładać, że ta tendencja nie zmalała do dziś. Kilka lat temu ogromną popularność zdobywały filmiki pokazujące młode kobiety regularnie bijące się w pobliżu klubów, barów czy miejsc rozrywki. Damskie „ustawki” doczekały się nawet swojej nazwy –„żeńskie tsunami”, co było nawiązaniem od niezwykle chaotycznego i żenującego charakteru kobiecych rękoczynów. Dzisiaj kobiety nie ustępują mężczyznom również pod względem wulgaryzmów, ilości spożywanego alkoholu czy wypalonych papierosów.
Miejsce „królowych roju”, budujących armie posłusznych klakierek zajęły pełnoprawne patusiary, gotowe rozsmarować na ścianie każdą napotkaną rywalkę. Już w 2005 r. psycholog społeczny Janusz Czapiński przyznawał: „one mnie po prostu przeraziły. Są bezwzględne, nietolerancyjne (…) W ich obrazie świata silniejsi są na górze, słabsi na dole – i niech ci słabsi zginą”.
Płeć piękna, słynąca niegdyś z delikatności i powabu, coraz częściej ma twarz zwykłego bandziora, dla którego nie istnieją żadne granice. A jest to twarz dużo bardziej przerażająca, niż w przypadku jej męskiego odpowiednika.
Przemoc fizyczna różni się w zależności od płci. Chłopcom wystarczy kilka ciosów, by pogodzić się i wkrótce zapomnieć nawet o co poszło. Kobieca przemoc jest za to bardziej bezwzględna i nie cofa się przed przekraczaniem kolejnych granic. Przypomina bardziej chaotyczną eksplozję ciosów, niż precyzyjne, wyważone uderzenia. Sam konflikt trwa w przypadku kobiet dużo dłużej, a rozdrapywane wciąż rany nie dają się do końca zabliźnić.
Mężczyzna, jako ten silniejszy i mocniejszy, musiał nauczyć się kontrolować swoją agresję. W przeciwnym wypadku zamieniłby świat w piekło. Jak powtarzał Jordan Peterson idąc za myślą Carla Junga, musiał odnaleźć w sobie bestię, a następnie ją okiełznać. „Jeśli jesteś nieszkodliwym obywatelem, nie znaczy, że jesteś dobry. Jesteś po prostu nieszkodliwy. Jak króliczek. Króliczek nie jest „dobry”, jest po prostu królikiem, który nie może nic zrobić poza byciem zjedzonym (…) Jeśli jesteś potworem, a nie zachowujesz się potwornie…to prawdziwe dobro” – podkreślał.
Mężczyźni mieli jednak na tę naukę całe millenia. Pokłady kobiecego gniewu wystrzeliły zaś niczym wulkan. Bo choć za tak przerażającymi zdarzeniami jak morderstwo stoją również inne czynniki; zniszczone relacje w rodzinach, wrogie środowisko szkolne, hejt w internecie czy konsumpcja treści związanych z przemocą i brutalnością, często zapomina się, że lont pod beczką z prochem zapaliła rewolucja feministyczna.
To właśnie radykalny feminizm każe konkurować z mężczyznami w każdej dziedzinie życia. Kobiety muszą być „silne”, „niezależne”, zarabiać dużo lepiej od mężczyzny, podejmować trudne decyzje, chować emocje do kieszeni. Muszą być silne nie siłą swojej kobiecości, ale jako nowy, lepszy mężczyzna, który naprawi samochód, skręci regał, wyniesie pralkę na szóste piętro, a nawet „da w mordę” jeżeli będzie trzeba.
Pop-kultura pełna jest Jamesów Bondów i Supermanów w spódnicy, stanowiących nowe wzorce osobowe dla całych pokoleń kobiet. Jednocześnie drastycznie znikają archetypy typowo kobiece; pełne wrażliwości, delikatności i piękna. W świecie gdzie postępuje rozpad tradycyjnych struktur społecznych, relatywizacja norm i wartości, kobiecego gniewu nie powstrzymuje żaden mechanizm hamulcowy. Raz przybierze on formę ordynarnych wyzwisk, raz podbitego oka i wyrwanych włosów, a raz – noża zatopionego w sercu ofiary.
Adam Basista