27 listopada 2012

Moskwa dąży do starcia z Kościołem

Moskwa była stolicą bezbożnictwa i mózgiem walki z katolickim Rzymem. Interesowała się soborem, bo interesowała się Kościołem, który był najpoważniejszą siłą sprzeciwiającą się komunizmowi w całym świecie – mówi w rozmowie z PCh24.pl dr hab. Sławomir Cenckiewicz, historyk.


I część wywiadu

Wesprzyj nas już teraz!

 

Dlaczego Jan XXIII w pewnym momencie zaczął miękko odnosić się do komunizmu? Jeszcze w 1961 roku w encyklice „Mater et Magistra” ostro skrytykował tę ideologię.

 

Wciąż pozostaje to zagadką, choć wiele na ten temat już napisano. Dla jednych owa miękkość wynika z życiowej drogi i charakteru Angelo Giuseppe Roncalliego, dla innych z jego pięknoduchostwa, naiwności i mało realistycznych wizji pokoju budowanego przez „ludzi dobrej woli”, wśród których mieli się pomieścić także bolszewicy. Jeszcze inni widzą w tym przede wszystkim spisek przeciwko Kościołowi i jego infiltrację przez zorganizowane siły zła, w tym Moskwę.

 

Historyk jest gdzieś pomiędzy tymi interpretacjami. Często o nawet najpoważniejszych decyzjach w dziejach decyduje zarówno charakter ludzi, ich błędne mniemania, jak i niedostrzegalne często spiski, które – w omawianym przypadku – odrzucając i nie biorąc pod uwagę, rzecz jasna, boskiej natury Kościoła, starają się wykorzystać pewien profil psychologiczno-charakterologiczny „dobrego papieża”. I choć często jest to bardzo zawodne, co pokazują przypadki papieży Piusa IX czy Leona XIII, z którymi świat liberalny wiązał pewne nadzieje, a później sromotnie się rozczarował, to w przypadku papieża Roncaliego stało się inaczej. Miał on wizję soboru, który od początku będzie miał również pewien wymiar międzyreligijny. Chciał, by już w dniu jego inauguracji w ławach soborowych zasiedli przedstawiciele prawosławia moskiewskiego. To z kolei zostało wykorzystane przez Moskwę do neutralizacji pozostałych wspólnot prawosławnych, a zakulisowo wspierane było przez KGB.

 

Ekumeniczne złudzenia Jana XXIII postanowiła wykorzystać Moskwa, która szybko sformułowała warunki stawiające Stolicę Apostolską pod ścianą. Kreml przemówił przez agenta KGB o ps. „Adamant” czyli arcybiskupa Nikodema (Borysa Rotowa) – przewodniczącego Wydziału Zewnętrznych Stosunków Cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego, który orzekł, że warunkiem uczestnictwa sowieckich prawosławnych w Soborze jest milczenie Kościoła katolickiego na temat komunizmu. Takie są też kulisy późniejszej tak zwanej umowy w Metz z września 1962 r. i soborowego milczenia o komunizmie.

 

Nie zgadzam się z poglądem, że w społecznej encyklice Mater et Magistra z 15 maja 1961 r. Jan XXIII „ostro skrytykował” komunizm. Owszem skrytykował, ale jak się wydaje, jednak nieadekwatnie do czasów, w których pisał swoją encyklikę. Bodaj jedna trzecia świata była wówczas w rękach bolszewików. Powołując się na Piusa XI „uśmiechnięty papież” napisał jedynie, że „tezy tak zwanych komunistów pozostają w skrajnej sprzeczności z nauką chrześcijańską. Nie mogą też katolicy popierać w jakikolwiek sposób twierdzeń socjalistów, mimo, że głoszą oni bardziej umiarkowane poglądy”.

 

Jednocześnie w Rzymie idea czynnego oporu wobec komunizmu czy regularne krucjaty modlitewne w intencji „Kościoła milczenia” organizowane przez kard. Alfredo Ottavianiego cieszyły się coraz mniejszym wsparciem papieża i bliskich mu kurialistów. Wczesną jesienią 1961 r. poruszony tak zwanym kryzysem berlińskim papież wygłosił orędzie radiowe wzywające wszystkich do rokowań pokojowych, a wierzących do modłów „za trwały, owocny i pogodny pokój”. Biskupa Rzymu pochwalił publicznie Sekretarz Generalny KPZS Nikita Chruszczow. To był początek katastrofy.

 

Jedną z form wywierania presji przez Moskwę na to, by Sobór Watykański II milczał na temat komunizmu były kwestie ekumeniczne. Jak wyglądały te działania?

 

Rola inspiracyjna KGB wykraczała zarówno poza kwestie ekumenizmu, jak i sprawy dotyczące rewizji stosunku Kościoła do komunizmu. Oczywiście, ekumenizm otworzył Kościół na błędy, a więc i na tych, którzy te błędy rozsiewali. Trzeba jednak pamiętać, że Sowieci postrzegali Kościół całościowo, nie zaś jedynie w wymiarze doraźnym i politycznym.

 

Moskwa była stolicą bezbożnictwa i mózgiem walki z katolickim Rzymem. Interesowała się soborem, bo interesowała się Kościołem katolickim, który był najpoważniejszą siłą sprzeciwiającą się komunizmowi w całym świecie. „Komunizm jest zły w samej swej istocie. Nie można więc współpracować z nim na żadnym polu, o ile chce się uratować przed rozkładem chrześcijańską cywilizację i porządek społeczny” – pisał papież Pius XI w Divini Redemptoris.

 

Sowieci poważnie traktowali słowa papieża. Rejestrowali wszelkie odstępstwa od wyrażonego przez Piusa XI tradycyjnego nauczania na temat komunizmu. Ćwierć wieku później postanowili wykorzystać sobór i klimat mu towarzyszący do realizacji swoich planów dezintegracji Kościoła. Od wielu lat analizowali nastroje w Kurii Rzymskiej, prądy teologiczne, frakcje i podziały. Z entuzjazmem spoglądali na liberalnych katolików, którzy już przed soborem wzywali Stolicę Apostolską do zrewidowania tradycyjnie negatywnego stanowiska wobec komunizmu. Na fali powojennej fascynacji kwestią społeczną we Francji, na uboczu coraz silniejszego ruchu komunistycznego, rozwijał się ruch księży robotników, którzy poprzez zatrudnianie się na roli, w fabrykach czy kopalniach postanowili zyskać poklask wśród tak zwanych prostych ludzi. Pomysłodawcą tego ruchu był ojciec Louis Augros. Z czasem okazało się jednak, że zainicjowane przez niego „brygady kapłańskie” na tyle zaraziły się lewicowymi hasłami społecznymi, iż nie zamierzały już nawracać proletariatu. Księża robotnicy szybko popadli w konflikt z hierarchią. Niektórzy zgłosili nawet swój akces do partii komunistycznej.

 

Nieprzypadkowo jeden z ich obrońców, przedstawiciel tzw. nowej teologii, a później jeden z najzagorzalszych zwolenników Soboru Watykańskiego II – dominikanin Yves Congar, na kartach swojego dziennika porównał potępiające księży robotników Święte Oficjum do… triumfujących nad partyzantami jednostek SS! Ojciec Congar drwił z papieża Piusa XII, który, według niego, tak lękał się komunizmu, że nawet widział ich w Rzymie „z nożami w zębach”.

 

Również w Polsce aktywne były wówczas ruchy postępowych katolików…

 

Za żelazną kurtyną – w Czechosłowacji, na Węgrzech, w Polsce, a później także w Chinach, przy wsparciu władz i tajnych służb rozwijał się ruch „katolików postępowych” z przybudówką w postaci tzw. księży patriotów. Wzywał on do sojuszu i współdziałania katolicyzmu z sowieckim socjalizmem na gruncie reform społecznych.

 

Jednym z rzeczników tego ruchu w Polsce Ludowej był Bolesław Piasecki, który pisał między innymi: „Narastanie wewnętrzno-katolickich odrodzeńczych procesów społecznych zbiegło się z potęgą historycznego procesu rewolucji socjalistycznej. Dzięki socjalizmowi wszyscy ludzie dobrej woli, a więc i ludzie wierzący, przestają być maluczkimi i prostaczkami w zakresie rozumienia i możliwości kierowania procesami społecznymi. Dlatego z poczuciem godności uniwersalizmu chrześcijańskiego, ale jednocześnie z poczuciem zdrowej krytyki funkcji społecznej katolicyzmu w czasach nowożytnych, należy stwierdzić, że socjalizm pomógł i obiektywnie wspiera odrodzeńczą rewizję funkcji społecznej katolicyzmu”. Powyższe heretyckie tendencje traktowano bardzo poważnie, bo zdawano sobie sprawę, że są skuteczną bronią rozsadzającą Kościół od wewnątrz i dopasowującą go do świata, w którym komunizm buduje nowy model zlaicyzowanego państwa. Już Stalin mówił, że jego marzeniem jest mieć „swojego prymasa”. Nie wierzył bowiem do końca w fizyczną likwidację Kościoła.

 

Komuniści zaprzęgli do swej wojny wielu upadłych duchownych i świeckich, którzy stanowili zaplecze intelektualne dla tej walki. Symbolem w tym względzie pozostaje dla mnie znawca liturgii rzymskiej ojciec Jan Wierusz-Kowalski, który w 1960 r. porzucił kapłaństwo i odszedł z zakonu benedyktynów, by następnie nająć się do walki z Kościołem w Urzędzie ds. Wyznań i zostać nawet kadrowym oficerem na etacie niejawnym w Departamencie IV MSW! W tym sensie gry Moskwy wokół soboru są tylko wypadkową gier i tendencji stosowanych przez Sowietów znacznie wcześniej.

 

Czy można powiedzieć, że sobór nie był dla komunistów zaskoczeniem? Jak KGB się do niego przygotowała?

 

W jakimś sensie sobór dla nikogo nie był zaskoczeniem. Między upublicznioną przez papieża wolą jego zwołania a pierwszą sesją Vaticanum II minęły prawie trzy lata. Było więc sporo czasu by się przygotować.

 

Z nieznanych praktycznie dokumentów MSW wynika, że na wieść o zwołaniu soboru w KGB i tak zwanych bratnich służbach powstały specjalne komórki odpowiedzialne za Vaticanum II. Dużą rolę w tych przedsięwzięciach odgrywali doświadczeni w walce z Kościołem funkcjonariusze „litewskiego” i „ukraińskiego” KGB.

 

Tajne służby PRL miały w tej sprawie do odegrania istotną rolę ze względu na dość dobre dotarcie i rozpoznanie Kościoła. Stąd też w licznych odprawach i nasiadówkach uczestniczyli zaprawieni w bojach z Kościołem towarzysze z Warszawy z płk Morawskim i płk Straszewskim na czele.

 

Regularnie organizowano w Moskwie, także już podczas soboru, narady i spotkania, podczas których dyskutowano o aktualnej sytuacji w Kościele katolickim. Całością tego zagadnienia zawiadywał Zarząd II KGB a odpowiedzialnymi za sobór byli, między innymi, tacy funkcjonariusze jak Uszakow, Pietrow, Jegorow i Polakow. Co ciekawe, w skład tej specjalnie powołanej grupy wchodził także łącznik pomiędzy KGB a „polską” bezpieką, płk Bułgakow. Jedną z podstawowych wytycznych wobec soboru było „podtrzymanie liberalnego ugrupowania w Watykanie”.

 

 

 

Rozmawiali: Krzysztof Gędłek, Mateusz Ziomber



II część wywiadu ze Sławomirem Cenckiewiczem ukaże się wkrótce.

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij