Na terenie Niemiec znajduje się bardzo wiele rzeczy, które zostały z Polski zrabowane; rzeczy, które wystawiono na aukcję, przecież też pochodzą z rabunku – powiedział w niedzielę zastępca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej prof. Karol Polejowski.
Dom Aukcyjny Felzmann w Neuss miał w poniedziałek rozpocząć sprzedaż prywatnej kolekcji, obejmującej dokumenty i przedmioty związane z ofiarami zbrodni niemieckich, w tym mordu katyńskiego – a jak wynika z informacji Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, także sowieckich. Przeciw aukcji zaprotestował m.in. Międzynarodowy Komitet Oświęcimski, jak również polskie władze.
Do sprawy odniósł się na antenie Polsat News zastępca prezesa IPN, który zauważył, że na terenie Republiki Federalnej Niemiec znajduje się bardzo wiele rzeczy, które zostały z Polski „po prostu zrabowane”. – Te rzeczy, które wystawiono tutaj na aukcję, przecież też pochodzą z rabunku – powiedział. – To są w wielu przypadkach prywatne rzeczy związane z ofiarami niemieckich zbrodni. A więc z jednej strony mówimy tutaj o procederze kradzieży, z drugiej strony mówimy o czymś, co chyba nazywa się paserstwem, wystawianiem na sprzedaż rzeczy kradzionych – dodał.
Wesprzyj nas już teraz!
Pod naciskiem polskich instytucji aukcję wstrzymano, a przedmioty zostały usunięte ze strony internetowej. Prof. Polejowski, pytany, czy IPN ma narzędzia, by zażądać chociażby zwrotu tych przedmiotów albo chociażby je odkupić, wskazał, że tu pierwszoplanową rolę odgrywają Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. – To są te instytucje państwa polskiego, których obowiązkiem jest w tej sprawie zadziałać tak, aby te artefakty już nigdy nie tylko nie wróciły na żadną aukcję, ale żeby wróciły do Polski. Żeby wróciły do spadkobierców – powiedział. – My jako IPN oczywiście możemy wesprzeć te działania, ale narzędzi jako takich nie mamy – wyjaśnił.
Na liście obiektów przeznaczonych do sprzedaży – jak podała gazeta „Frankfurter Allgemeine Zeitung” wyszczególnione były 623 pozycje. Wśród dokumentów był list więźnia z Auschwitz „o bardzo niskim numerze” do adresata w Krakowie. Cena wywoławcza miała wynieść 500 euro. Diagnozę lekarską z obozu koncentracyjnego Dachau, dotyczącą przymusowej sterylizacji więźnia, wyceniono na 400 euro. Karta z kartoteki Gestapo z informacją o egzekucji żydowskiego więźnia w getcie Mackheim w lipcu 1942 r. miała mieć cenę wywoławczą 350 euro. W katalogu znajdował się też antyżydowski plakat propagandowy oraz gwiazda żydowska z obozu Buchenwald.
Wśród dokumentów wystawionych na aukcji w Neuss było ponad 20 materiałów dotyczących więźniów obozu koncentracyjnego na Majdanku – powiedziała PAP w niedzielę rzeczniczka Państwowego Muzeum na Majdanku Agnieszka Kowalczyk-Nowak.
Źródło: PAP
„Beznadziejna sprawa”. Radosław Sikorski skomentował apel prezydenta o reparacje od Niemiec