20 czerwca 2021

Mroczna ideologia ekologizmu a fakty o świecie

(pixabay.com)

Ekologiści lubują się w wymyślaniu katastroficznych wizji przyszłości i jeszcze bardziej katastroficznych jej rozwiązań. Zastosowanie ich ideologii mogłoby przynieść skutki porównywalne z totalitaryzmem.

Jak twierdzi Tomasz Ulanowski w tekście opublikowanym 4 czerwca na łamach „Gazety Wyborczej”, „ekocyd to ekologiczne samobójstwo, ekobójstwo, zniszczenie całego ekosystemu, w którym żyjemy. Nasi przodkowie popełniali ekocyd wielokrotnie w różnych rejonach Ziemi, odkąd blisko 11,5 tys. lat temu w rejonie Żyznego Półksiężyca przeprowadzali pierwszą rewolucję rolniczą”.

W tej historii świata na nowo pisanej „zagładę ściągnęli na siebie m.in. Majowie, mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej, wikińscy osadnicy na Grenlandii, Khmerowie z imperium Angkor Wat. U podstaw każdego z tych kolapsów legły problemy ze środowiskiem naturalnym. Po pozornie wiecznych cywilizacjach zostały tylko majestatyczne ruiny” – pisze Ulanowski, powołując się na „najnowszy” raport Programu Środowiskowego ONZ.

Wesprzyj nas już teraz!

Przejdźmy do porządku dziennego nad (nie)dbałością o język polski dziennikarza „Wyborczej” – cóż bowiem znaczy „ekocyd”. Takiego słowa po polsku nie ma i miejmy nadzieję nie będzie. Zapewne chodzi o angielskie „ecocide”, które nawet w tym języku stanowi neologizm pochodzący od „gendocide” (ludobójstwo). Kolejna kalka z angielskiego to słowo „kolaps” (ang. collapse – upadek, załamanie). Ideologia składa piękno ojczystego języka w ofierze słusznym poglądom.

Co więcej, widzimy tu typową jednokierunkową wizję historii opartą wyłącznie na jednym motywie. Trudno oprzeć się porównaniu z marksistowską teorią walki klas. Marksistowscy historycy dostrzegali wszędzie ślady walki klasy panującej i klasy wyzyskiwanej oraz dostosowywali za wszelką cenę historię do swojej ideologii. Tutaj mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem. Weźmy choćby przykład imperium Majów. O jego upadku – podobnie jak o upadku Azteków – pisał określony przez Tomasza Ulanowskiego mianem „znakomitego naukowca” Jared Diamond. W swej wydanej niedawno po polsku książce „Strzelby, zarazki, stal” zwrócił uwagę, że głównymi czynnikami wpływającymi na ich zniszczenie były przywleczone przez Europejczyków zarazki oraz wewnętrzne skłócenie tych ludów. Praprzyczyną okazało się zaś odmienne ułożenie kontynentów. Europa rozpościera się ze wschodu na zachód. Dzięki temu w ramach jednej strefy klimatycznej można rozprzestrzenić techniki upraw ziemi czy hodowli zwierząt. Na kontynencie amerykańskim, który rozciąga się z północy na południe, jest to niemożliwe, co utrudnia rozwój tegoż.

Według danych przytaczanych przez Tomasza Ulanowskiego niemal połowę ze 104 milionów kilometrów kwadratowych lądów nadających się do zamieszkania niemal połowa przypada na tereny rolnicze. Ponadto 51 milionów kilometrów kwadratowych ziem uprawnych jest wykorzystywane w 77 procentach do hodowli zwierząt, a jedynie w 23 procentach do hodowli roślin (służących jako pożywienie czy też jako paliwa). Tymczasem według autorów raportu to rośliny zapewniają 82 procent kalorii i 62 procent białka.

Ta nadmierna eksploatacja ziemi umożliwiona przez rewolucje: rolniczą i przemysłową, pcha ludzkość na pogranicze przepaści. „Ta przyszłość” – zauważa Tomasz Ulanowski – „już zagląda nam przez ramię. Intensywnie użytkowana gleba jałowieje i traci swoje możliwości dawnej produkcji biomasy”. Średni wzrost temperatury prawdopodobnie „już w tym stuleciu” przekroczy 1,5 stopni Celsjusza, a więc próg uznawany za bezpieczny. W efekcie „czeka nas mocna intensyfikacja zjawisk pogodowych, znaczny wzrost poziomu oceanu, coraz bardziej kwaśny odczyn wody morskiej, utrata lodowców górskich […]”.

Oddać ziemi obszar Chin

Jak zauważa Ulanowski, autorzy raportu „wskazują na konieczność odbudowy tylko w ciągu najbliższej dekady co najmniej 10 mln km kw. gruntów, zniszczonych przez intensywne użytkowanie. To powierzchnia wielkości Chin, którą powinniśmy zwrócić dzikiej przyrodzie. Podobny obszar musimy zwrócić naturze w oceanie”. Koszty tego planu ochrony przyrody szacuje się na 200 miliardów dolarów rocznie. Jak jednak przekonuje Ulanowski, każdy dolar zwróci się 30-krotnie.

Kto zapłaci za Wielką Utopię?

No dobrze, a co z ludźmi, których pola, fabryki czy domy zostaną „oddane Ziemi”? Kto wypłaci odszkodowanie? Czy odszkodowanie załatwi sprawę przesiedleń? Czy gdyby ktoś nagle zdecydował się „oddawać ziemi” dobra należące do Tomasza Ulanowskiego, to ten również pogodziłby się z tym? Problem z radykalnymi ideologiami polega na tym, że wyglądają ładnie na papierze, jednak w praktyce muszą wiązać się z gigantycznymi cierpieniami ludzkimi.

Ponadto ich realizacja z konieczności musi związać się z użyciem przemocy państwowej na niewyobrażalną skalę. Trudno bowiem spodziewać się, by wszyscy dobrowolnie zgodzili się na odstępowanie swych ziem Planecie. Tym bardziej, że wiązałoby się to z koniecznością wymazywania z powierzchni map całych krajów, a w każdym razie masowymi przesiedleniami całych narodów. Pomysł ten jest na tyle szaleńczy, że mógł zakiełkować wyłącznie w głowie radykalnych ideologów.

Ekologiczny katastrofizm a fakty o świecie

Porównajmy teraz tę katastroficzną wizję rzeczywistości z faktami o świecie przedstawianymi przez Mariana Tupy w książce „Ten Global Trends Every Smart Person Should Know” (omawianej w rozmowie z Jordanem Petersonem na kanale YouTube tego ostatniego). Jak zauważa Tupy, przez większość dziejów ludzkości wzrost przebiegał w tempie 0.1 procenta. W 1900 wynosił 3 biliony dolarów, a w 2018 roku 121 bilionów dolarów. Jeśli więc obecny poziom wzrostu się utrzyma, to w 2100 roku ludzkość znajdzie się w posiadaniu 600 bilionów dolarów.

Liczba ludności żyjącej w absolutnym ubóstwie wynosiła na początku XIX wieku 80-90 proc. (głównie rolnicy). Obecnie jest to około 8 proc. Stało się tak pomimo (a może – wbrew eko-ponurakom – dzięki) wzrostowi liczby ludności. W 1800 roku na świecie żyło około miliarda ludzi. Dziś jest to 7,8 miliarda. W myśli maltuzjanizmu powinien panować powszechny głód. Tymczasem wzrosło ogromnie nie tylko całkowite PKB, ale i zmniejszyła się bieda.

Między 1980 a 2018 rokiem cena 50 najbardziej potrzebnych surowców realnie spadła. Jeśli weźmiemy pod uwagę przyrost płac, to okaże się, że cena tychże surowców spadła we wspomnianym okresie o 70 proc. Jednocześnie w tym okresie ludność świata wzrosła również o około 70 proc. Zatem wzrost ludności nie uniemożliwił tego trendu, a wiele wskazuje na to, że go wzmocnił. Wszak nowi ludzie to więcej szans na pojawienie się geniusza rewolucjonizującego całą technologię.

Co więcej, według szacunków ONZ ludność świata to obecnie 7,8 miliardów. W latach 60. XXI wieku wyniesie 9.8 miliarda, a następnie zacznie spadać na koniec stulecia do około 8.8 miliarda, a niektóre szacunki twierdzą, że nawet mniej. Wynika to ze spadku współczynnika dzietności, który w krajach rozwiniętych nieraz wynosi poniżej 2, a spada także w wielu krajach rozwijających. Nie nastąpi też problem przeludnienia, którego boją się ekologiści. Przeciwnie, problemem okaże się niedostatek ludności, podczas gdy to właśnie im więcej ludności tym więcej szans na geniuszy.

Kolejny powód do radości (i kolejne zaprzeczenie ekologicznemu katastrofizmowi) to ogromny wzrost liczby dostępnego pożywienia. Liczba konsumowanych kalorii wzrosła z ok. 2200 w 1960 roku do 2800 w 2015 roku dziennie na osobę. W Afryce Subsaharyjskiej wzrosła z 1800 do około 2300. Oznacza to, że obecnie głód jest zjawiskiem marginalnym.

Kolejne dane, które powinny szczególnie zainteresować ekologistów, dotyczą zmniejszenia liczby katastrof naturalnych. Wbrew bowiem propagandzie w okresie 1982-2016 doszło do całkowitej utraty 1,3 miliona kilometrów kwadratowych lasów. Jednak na to miejsce powstało ich 3 miliony kilometrów kwadratowych w skali globu. Oczywiście proporcje te rozkładają się nierówno – gdyż zależy to od kontynentu. Jednak znaczący spadek zanotowano tylko w Ameryce Południowej. Afryka i Oceania wyszły mniej więcej na zero. Natomiast w Ameryce Północnej, Europie i Azji powierzchnia zalesiona znacząco wzrosła. Co więcej, w krajach rozwiniętych wiele drzew na użytek ludzi wykorzystuje się głównie drzewa zasadzone specjalnie w tym celu.

Kolejny trend to wzrost urbanizacji w 1950 – 30 proc., obecnie – 55., w 2050 – niemal 70. Ta urbanizacja prowadzi też do oszczędniejszego zarządzania energią. Choćby przez transport publiczny.

Co szczególnie ważne – w ciągu ostatnich 100 lat liczba osób, która zginęła wskutek naturalnych katastrof zmniejszyła się o 99 proc. (sic!). Jak zauważa Tupy, to zdumiewające, jeśli weźmiemy pod uwagę nieustanne straszenie nas zagrożeniami egzystencjalnymi. Tymczasem okazuje się, że za sprawą lepszej zdolności przewidywania przyszłych zagrożeń jesteśmy w stanie na nie reagować i zapobiegać stratom u ludzi. Oznacza to, że jesteśmy w stanie zapobiegać przyszłym katastrofom z odpowiednim wyprzedzeniem. Nawet zatem jeśli czekają nas w przyszłości większe zmiany klimatyczne, to ludzkość jest coraz lepiej przygotowana, by sobie z nimi radzić. Zamiast histerycznego oddawania ziemi terenów wielkości Indii wystarczy pozostawić ludzką kreatywność w spokoju i ująć ją na solidnych podstawach etyki, której najgłębszym fundamentem jest Stwórca niebios i ziemi.

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij