Na ekrany kin wchodzi właśnie kolejna część filmowej epopei o Człowieku-Nietoperzu w reżyserii Christophera Nolana. Dotychczasowe filmy o Batmanie podpisane przez tego reżysera są bolesną diagnozą współczesnego społeczeństwa, oraz opisem dramatycznego starcia dobra ze złem. Mimo głębokiego pesymizmu dobro odnosi ostateczne zwycięstwo. Taka opowieść szybko więc musiała stać się ofiarą celnego ostrza homopropagandy.
Mroczny Rycerz powstaje to najnowszy i trzeci już wyreżyserowany przez Nolana film o Batmanie ze świetnym Christianem Bale w roli Człowieka-Nietoperza. Reżyser nawiązuje w nich do mrocznej konwencji komiksów Franka Millera, który opisał Batmana jako podstarzałego herosa targanego problemami psychicznymi i troską o los Stanów Zjednoczonych w okresie zimnej wojny.
Wesprzyj nas już teraz!
Nolan nie jest jednak pierwszym reżyserem, który podjął się pokazać pesymistyczny obraz współczesnej, wielkomiejskiej społeczności. Przed nim był jeszcze Tim Burton który dwóch w pierwszych częściach sagi o Batmanie epatował pesymizmem, ukazując bierność, strach, obojętność i atomizację współczesnego społeczeństwa.
Dobro kontra zło
W filmach Nolana obserwujemy jeszcze dramatyczniejszy obraz współczesności. Przedstawione przezeń
Gotham City jest istną karykaturą miasta Oran z Dżumy Alberta Camusa. Pogrążeni w dekadencji mieszkańcy marzą jedynie o spokojnej pracy, posiłku i śnie. Siłą inercji akceptują nawet szalejącą przestępczość i korupcję, dopóki, za sprawą demonicznego przestępcy Jokera, nie dotyka ich ona na skalę masową.
Duszne, wręcz klaustrofobiczne Gotham City poraża, a walka Batmana ze złem wydaje się być starciem beznadziejnym. Nolan stawia drastyczną diagnozę demoralizacji, jaką sieje współczesność. I choć rzuca do walki przeciwko niej uzbrojonego herosa, to i tak dominuje poczucie pesymizmu.
W „Mrocznym Rycerzu” obserwujemy nie tylko starcie między demonicznym psychopatą a pozytywną postacią Batmana. Reżyser poszedł znacznie dalej, czyniąc areną walki ludzkie sumienia, które postawione przed dramatycznym wyborem: zabić i przetrwać czy ryzykować własne życie dla innych, pokazują ostatecznie przywiązanie do podstawowych wartości. Mimo to mieszkańcy Gotham są wyraźnie upośledzeni w umiejętności odróżniania dobra od zła. Odrzucają przecież zarówno Jokera jak i Batmana. I ta ostatnia sekwencja w „Mrocznym Rycerzu” sprawia, że widz wychodzi z kina z poczuciem moralnego niepokoju.
Batman zbluzgany
Choć nowe filmy o Batmanie pełne są pesymistycznej diagnozy, można w nich znaleźć pozytywy, a twórca nowego oblicza Mrocznego Rycerza twierdzi wręcz, że film, mimo przygnębiającej konstatacji, jest w gruncie rzeczy optymistyczny. Reżyser przyznał zresztą, że Batman jest dla niego postacią fascynującą, ponieważ „złe impulsy jakich doświadcza przekuwa w coś dobrego”.
Nie dziwi więc, że przy takiej konwencji jaką zastosował uchodzący w Hollywood za konserwatystę Nolan, głowę podniosły lewackie środowiska i krytycy filmowi, szerząc tezę jakoby Batman miał być… homoseksualistą. Skąd ten pomysł?
Jego rodowód odnajdujemy w słowach nowego twórcy komiksów o Batmanie, Granta Morrisona, który stwierdził, że podstawą koncepcji Człowieka-Nietoperza jest jego homoseksualna natura. Oczywiście, nijak się to ma do faktów. Wszelkie podteksty o rzekomym homoseksualizmie Batmana zdementował bowiem twórca postaci, Bob Kane. Stwierdził on, iż u podstaw postaci Człowieka-Nietoperza nie ma żadnych treści o charakterze homoseksualnym.
Homopropaganda jednak z ochotą będzie przywłaszczać sobie postać Batmana, bo jest on niezwykle popularnym symbolem popkultury. Jakie są po temu motywacje?
Przede wszystkim panseksualizm, który stanowi swoiste centrum w schemacie myślenia środowisk homoseksualnych. Tęczowi aktywiści z łatwością sprowadzają wszystko do seksu i kwestii płciowości, którą, oczywiście, można sobie dowolnie wybierać. Nie widzą więc sensu doszukiwać się w postaci Batmana jakiejkolwiek głębszej analizy. Cóż bowiem jest ważniejszego niż seks?
Po drugie przyjemnie jest zbluzgać postać pozytywną. Jeśli granice między tym co dobre i złe zostały w Batmanie wyraźnie zarysowane, to najlepiej sprowadzić popkulturowego bohatera z silnym moralnym kręgosłupem do rynsztoka naszych nowoczesnych czasów. Idol umazany w błocie brudnej ponowoczesności będzie kolejnym celnym uderzeniem w zdolność ludzi do odróżniania czarnego od białego. Niech wszystko będzie kolorowe, bo pod tym sztandarem relatywizmu rewolucyjny postęp odnajduje się znakomicie.
Chaos na usługach dewiantów
Wydaje się jednak, że widzowie mimo wszystko niechętnie (lub przynajmniej nieufnie) przyjmują do wiadomości przerabianie swego ulubionego bohatera na homoseksualistę. Przynajmniej na razie. Homopropaganda jednak nie odpuszcza i za pomocą pozytywnych postaci usiłuje wprowadzać relatywizm, chaos i w efekcie promocję rozmaitych dewiacji. Skoro można demoralizować w szkołach to wejście z buciorami na kinowe sale nie musi być żadnym problemem.
Krzysztof Gędłek