Resort spraw zagranicznych nie chce podać, ilu spośród pracowników odwołanych z konsulatu w Łucku było tajnymi współpracownikami służb specjalnych PRL. Polscy dyplomaci trudnili się wydawaniem nielegalnych wiz. Opozycja zapowiada, że będzie śledzić sprawę.
Szajka polskich dyplomatów działająca w Łucku wydawała nielegalne wizy osobom chcącym legalnie przebywać na terenie strefy Schengen. Korzystały z tego m. in. prostytutki. Jak się okazało, na kluczowych stanowiskach w konsulacie zatrudniano ludzi związanych dawniej z komunistycznymi służbami specjalnymi. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Apelacyjna w Katowicach.
Wesprzyj nas już teraz!
– Postępowanie to pierwotnie wszczęte zostało w Prokuraturze Okręgowej w Bielsku-Białej na podstawie ustaleń placówki Straży Granicznej w Żywcu, stąd też właściwość miejscowa tutejszej jednostki. W sprawie tej do chwili obecnej zarzuty postawiono 5 osobom, dotyczą one poświadczenia nieprawdy w dokumentach – wyjaśnia prokurator Leszek Goławski.
Informację o tym, że polski MSZ zatrudnia 131 byłych agentów, przekazała polskim parlamentarzystom wiceszefowa resortu – Grażyna Bernatowicz. Ministerstwo broni się, argumentując, że o pozbawieniu praw publicznych decyduje sąd orzekając m. in. o popełnieniu tzw. kłamstwa lustracyjnego. „Żadne inne ograniczenia w tym zakresie nie mogą być samoistnie stosowane, co stwarza warunki, by kwalifikacje, wiedza, doświadczenie były czynnikami decydującymi o przyjęciu do tych służb” – tłumaczą urzędnicy.
– MSZ sprawę w Łucku bagatelizuje. Resort twierdzi, że nie jest to szersze zjawisko, a wszędzie znajdą się tzw. czarne owce, tj. osoby skłonne do korupcji, które szukają indywidualnych korzyści. A sygnały z prokuratury wskazują, że problem jest poważniejszy i nie dotyczy tylko konsulatu w Łucku – twierdzi poseł Artur Górski. Jak zauważa, polski MSZ powinien w przypadku byłych tajnych współpracowników rozróżniać stanowiska o charakterze wykonawczym i kierowniczym. Te ostatnie nie powinny być obsadzane ludźmi skompromitowanymi w społecznym odbiorze.
Jak ustalił „Nasz Dziennik”, śledztwo jest rozwojowe i obejmuje już także pracowników innych placówek dyplomatycznych, w tym białoruskich.
Źródło: naszdziennik.pl
mat