Czy w kościele pierwotnym kapłan był skierowany twarzą do ludu? Czy Msza „trydencka” powstała w XVI wieku? Czy została ona zakazana po Soborze Watykańskim II? Czy katolik może i powinien w niej uczestniczyć? Dlaczego jest po łacinie? Dlaczego jest tak inna od współczesnej i tak bardzo zwalczana? Na te i inne pytania ks. Grzegorz Śniadoch IBP – kapłan wyjątkowo zasłużony dla Tradycji w Polsce – odpowiada w sposób celny i przystępny. Opiera się przy tym przede wszystkim na faktach, nauczaniu Kościoła katolickiego oraz wypowiedziach hierarchów i teologów.
Dzieląc się wiedzą historyczną i liturgiczną z jednej strony, z drugiej autor wplata w swą pracę także osobiste doświadczenie Mszy Świętej „nowej” i „starej” – najpierw z pozycji świeckiego, a później kapłana. Trzecie wydanie książki Msza Święta Trydencka. Mity i Prawda – poszerzone, poprawione i uzupełnione – jest wyśmienitym źródłem pogłębienia wiedzy nt. liturgii i stanowi znakomite wprowadzanie do tematyki tradycyjnego katolicyzmu.
[FRAGMENT KSIĄŻKI]
Wesprzyj nas już teraz!
Rozdział IV
VINCULUM UNITATIS
Temat łaciny jako języka sakralnego, który jest „węzłem jedności” (vinculum unitatis), snuje się w tej książce nieustannie. Ponieważ jest on najbardziej uderzającą różnicą, należy mu poświęcić oddzielny rozdział. Jest to rozwinięcie mitu pt. Nie znam łaciny, nie mogę w pełni uczestniczyć. Dlaczego łacina jest tak ważna? Istnieje wiele powodów.
1. Diabeł boi się łaciny
Ordynariusz diecezji Isernia położonej na południu Włoch, biskup Andrea Gemma, znany jest we włoskich mediach jako „Wróg szatana” lub „Bohater Synów Winy”. Ten stary hierarcha osobiście egzorcyzmuje ciężkie przypadki opętanych przez szatana, napisał też kilka książek o tematyce walki duchowej, współpracuje z Papieskim Uniwersytetem Regina Apostolorum i współorganizuje kursy dla egzorcystów. Otóż tenże biskup ujawnił, że ma tajną broń przeciwko szatanowi. Jest nią… łacina „Gdy mówię po łacinie, to diabeł też mi odpowiada w tym języku. Jednak brzydzi się on tym językiem” – twierdzi włoski duchowny.
Biskup Andrea nie powiedział nic nowego. Jeśli jednak tak się sprawy mają, to my nie powinniśmy diabłu życia umilać, ale przeciwnie – uprzykrzać. To, czym brzydzi się szatan, jest wspaniałą muzyką dla aniołów i świętych. Nie dziwi więc fakt, dlaczego ów nieprzyjaciel rodzaju ludzkiego taką wojnę wydał temu świętemu językowi.
2. Łacina liturgiczna nie była językiem potocznym
Łacina liturgiczna pojawiła się w obrzędach w okresie względnego ustabilizowania się samego języka łacińskiego. Kościół w Rzymie starał się mieć nad tym pieczę od samego początku. Łacina liturgiczna wbrew panującym przekonaniom nie była językiem potocznym, tak jak greka poetycka, w której napisano np. Iliadę czy Odyseję. W obu wypadkach wykształcił się odmienny styl, a z czasem i odmienne słownictwo. Np. Laktancjusz (250–330) w Tract. In Ps 12,1 wzywa do czujności i starania, by niczego w służbie Bożej nie wypowiadać w języku potocznym. Św. Hilary z Poitiers (315–367), Doktor Kościoła, w swoim dziele De Trinitate (1, 3, 8) sformułował zasadę mówiącą, że kontakt z rzeczywistością Boską wymaga specjalnej formuły językowej, bardzo szlachetnej, oddalonej od języka codziennej komunikacji.
Na początku XX wieku św. Pius X miał tę samą wiarę i zbieżne ze starożytnym spojrzenie, gdy wypowiadał się na temat liturgii i śpiewu w Kościele obrządku rzymskiego:
Nic zatem nie powinno wydarzyć się w świątyni, co by przeszkadzało lub choćby tylko zmniejszało pobożność i skupienie ducha wiernych, nic, co by stanowiło słuszną przyczynę niesmaku lub zgorszenia, a nade wszystko nic, co by wprost obrażało powagę i świętość kościelnych czynności i tym samym stawało się niegodnym Domu modlitwy i Majestatu Bożego. (…) Język właściwy Kościoła rzymskiego to język łaciński. Dlatego zakazuje się w uroczystych czynnościach liturgicznych śpiewać cokolwiek bądź w języku ludowym, następnie, o wiele więcej jeszcze nie wolno śpiewać w języku ludowym części zmiennych lub ogólnych Mszy i Oficjum.
3. Język sakralny to zasłona świętych tajemnic
Od zawsze gniewało to nieprzyjaciół Kościoła, że w nabożeństwach liturgicznych nie pozwalał on używać języków pospolitych – więc zmiana, jaka nastąpiła po latach 70-tych XX wieku była dla nich wielce pożądaną. Żądali jej: waldensi i albigensi – w końcu XII i w początkach XIII wieku, Wiklef i husyci – w wieku XIV, protestanci w wieku XVI i janseniści na przełomie wieków XVI i XVII. Znane są również usiłowania zwolenników józefinizmu w celu wprowadzenia języka ludowego w Niemczech i w północnych Włoszech, czego dowodem był synod w Pistoi.
Synod w Pistoi w Toskanii zwołany w roku 1786. Zaproponował m.in. uproszczenie liturgii, używanie podczas niej języków narodowych i głośną recytację Kanonu. Proponowane przez Synod w Pistoi reformy w znacznej mierze, są tymi sami jakie zaproponował Sobór Watykański II. Papież Pius VI w Konstytucji apostolskiej Auctorem Fidei z 28 sierpnia 1794 roku potępił 85 tez zawartych w opublikowanych w roku 1788 aktach synodu, które skatalogowano i potępiono w dziesięciu rozdziałach. Większość potępionych tez dotyczy eklezjologii, sakramentologii i liturgiki, także tezy jansenistów i Bajusa dotyczące łaski. Konstytucja ta uważana jest za dokument nieomylny Magisterium Kościoła katolickiego.
Nawet w Polsce w XVI wieku domagano się Mszy w języku ojczystym tak silnie, że poseł królewski w imieniu narodu i króla zaniósł to żądanie do stóp Pawła V, który je odrzucił. I nie mógł Ojciec święty inaczej uczynić, gdyż prawo, od którego żądano zwolnienia, nie pochodziło od zwyczaju kościelnego – któremu poddać się trzeba – ale wypływało z ducha Kościoła. Dlatego Najwyższa władza kościelna zawsze w ten sposób odpowiadała, a najdosadniej na powszechnym Soborze Trydenckim.
Nie przedstawiając bowiem reformatorom swej odmownej wypowiedzi w szczegółach, Sobór Trydencki uchwalił tylko krótko: non expedire visum est Patribus, ut vulgari passim lingua Missa celebraretur. Tych zaś, którzy by twierdzili, że Msza Święta powinna być wszędzie odprawiana w języku ludowym – obłożył klątwą kościelną.
Kościół miał najzupełniejsze prawo do tego, choćby z tego powodu, że żądanie przez kacerzy wprowadzenia języka ludowego do liturgii było tylko następstwem odrzucenia przez nich sakramentu kapłaństwa i ofiarnego charakteru Eucharystii Świętej. Oni w liturgii nie widzieli czynności kapłanów spełniających je in persona Christi (w osobie Chrystusa), ale czynności przedstawicieli współwyznawców zebranych w jednym miejscu, w których języku należało przemawiać. Ich Ofiara polegała nie na oddaniu należnej czci Bogu, ale przede wszystkim na nauczaniu, które wymagało zrozumiałego języka.
Tymczasem w liturgii katolickiej kapłan, który sprawuje Ofiarę w miejsce Chrystusa, niebieskiego Ofiarnika i dla oznaczenia tego charakteru występuje w urzędowych szatach, różniących się od szat wiernych i materią, i formą – w szatach nadających mu cechę arcykapłana, a Ofiarę swą spełnia nie w przestrzeni wyznaczonej dla ludu w kościele, ale zwykle w położonym wyżej prezbiterium – tak samo zwraca się do Boga w innym niż lud języku, języku martwym, którym żaden lud już nie mówi, języku, który jako taki jest najodpowiedniejszym dla kapłana, wziętego z ludzi, lecz sprawującego Boży urząd.
Języki martwe, z codziennego życia usunięte, stanowią jakby rodzaj zasłony dla wzniosłych, tajemnic ponawiających się w liturgii, gdy tymczasem kult odbywany w języku używanym codziennie byłby wystawiony na liczne profanacje. Kiedy wśród żydów palestyńskich po niewoli babilońskiej język chaldejski stał się mową ludową, w nabożeństwie utrzymywali oni język starohebrajski, czytali wśród służby Bożej wyjątki z Pisma Świętego po starohebrajsku bez wątpienia dlatego, że język ten, w którym otrzymali objawienie Boże, uważali za święty i jako najodpowiedniejszy do czci składanej Bogu.
Kościół już w kolebce, aby osłonić należytą czcią świętość tajemnic, ustanowił tak zwane disciplina arcani – tj. prawo tajemnicy. A choć już nie ma katechumenów, których stopniowo należałoby przyuczać i przygotowywać do chrztu świętego, bo w jednym dniu można się narodzić z łona matki i odrodzić dla życia łaski, choć nie ma publicznie pokutujących, aby ich usuwać ze świątyni wraz z rozpoczęciem ofiarowania – wszakże jest zawsze ta sama głębokość tajemnic, taż sama słabość serca ludzkiego do ziemi ciągnącego, taż sama potrzeba osłaniania rzeczy świętych. W Starym Zakonie najświętsze miejsce w świątyni było oddzielone zasłoną i nikomu, tylko arcykapłanowi, nie wolno było tam wejść. Prorocy pod przenośniami przepowiadali. A w Nowym Testamencie Słowo Boże ukryło się w ciele człowieka, a później w Eucharystii pod postaciami chleba i wina. Kościół więc naśladuje w swej liturgii postępowanie Boga Ojca i Jezusa Chrystusa.
„Mojżesz – powiada św. Bazyli Wielki – wiedział w swej mądrości, że rzeczy zwykłe i codzienne są wystawione na wzgardę, a te, które są rzadkie i odosobnione, pobudzają do poszanowania i czci. Za jego przykładem apostołowie i ojcowie ustanowili od początku pewne obrzędy w Kościele i przez tajemnicę i milczenie utrzymywali ich godność. Nie jest już bowiem żadną tajemnicą, co uszy pospolite rozumieją”.
Przypomnieć tu sobie warto, czego nauczał syn męczennika Leonidasa, wielki Orygenes, gdy przytaczał i następnie tłumaczył tak tłumaczył jeden z ustępów księgi Liczb: „Gdy zbliżał się czas dla synów izraelskich zwijania obozu, zabrano się do złożenia namiotu. Aaron i kapłani, jego synowie, wszedłszy do Świętego Świętych, okrywali każdą rzeczy przykryciem; i tak wszystko przykryte pozostawiwszy na swych miejscach, wprowadzają synów Kaath przeznaczonych do tego i wkładają na ich barki to, co ręka kapłańska okryła… (Lb 4, 1–20).
Jeżeliście zrozumieli to opowiadanie historyczne, podnieście się teraz do świętości tajemnicy, i jeżeli oko waszej duszy jest czystym, patrzcie na światło prawa duchowego. Ten, któremu zostały powierzone tajemnice, wie, że nie ma prawa odkryć ich tym, dla których nie mogą być widzialnymi, lecz je zakrywszy, oddaje na ramiona tych, którzy choć nie mogą na nie patrzeć, są wszakże zdolnymi do ich niesienia. Tak i w przepisach Kościoła wiele jest rzeczy takiej natury, które trzeba czynić, ale powód ich, przyczyna nie jest okazaną. My te obrzędy, i zakryte, i osłonione, dźwigamy na naszych barkach; spełniając je, odbieramy z rąk arcykapłana i jego synów. Pozostają one ukrytymi, choć mamy między sobą Aarona lub jego synów, którym dozwolone jest patrzeć i widzieć bez okrycia”.
Nie powinno więc nas już dziwić, że Kościół wybrał na języki liturgiczne – języki martwe, już nieżyjące. Bo właśnie te języki, zamarłe, bez wyłącznej ojczyzny, przyjęte [zostały] na służbę Boga, aby służyć wszystkim krajom, ludom i pokoleniom.
***
Ksiądz Grzegorz Śniadoch IBP, urodzony w 1981 roku w Łomży, kapłan katolicki należący do Instytutu Dobrego Pasterza, wyświęcony w święto Macierzyństwa Maryi 11 października 2008 roku we Francji. Posługiwał w Duszpasterstwach Tradycji Katolickiej we Wrocławiu (2008-2012), Białymstoku (2012-2020) i w Częstochowie (2020-2021). Od 2021 roku mieszka i posługuje w Rzymie.
MSZA ŚWIĘTA TRYDENCKA. MITY I PRAWDA
Ks. Grzegorz Śniadoch IBP
Premiera: 12 stycznia 2023
Format: 140 x 205 – sztywna oprawa, wstążka
Liczba tomów: 2
Łączna liczba stron: 660
35 kolorowych fotografii tradycyjnej liturgii
Wydawca: ROSA MYSTICA