Nowymi zdominowanymi są imigranci, kobiety, homoseksualiści, osoby LGBT, nieeuropejskie grupy etniczne. To prowadzi do sakralizacji różnorodności, która stanowi aktualizację zmutowanego wirusa komunizmu – mówi Jean-Pierre Maugendre, przewodniczący francuskiego stowarzyszenia Renaissance Catholique („Odrodzenie Katolickie”), dziennikarz i publicysta.
Co pozostało w umysłach zwolenników marksistowskiej wizji społeczeństwa i świata po upadku Związku Sowieckiego oraz fiasku socjalistycznej ekonomii?
Wesprzyj nas już teraz!
By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba przypomnieć, czym był komunizm w latach 1917-1960, zwłaszcza w sferze intelektualnej. W tym okresie przeszliśmy od jego hegemonii – którą François Furet nazywa w książce pt. Przeszłość Iluzji „uniwersalnym urokiem Października” – do oczywistego uznania porażki tego systemu. Począwszy od lat pięćdziesiątych komunizm podlegał mutacji: od formułowanej wobec ustroju kapitalistycznego krytyki, która była bazą marksizmu, poprzez kwestionowanie cywilizacji zachodniej, aż do obserwowanej obecnie sakralizacji „różnorodności”, czyli aktualnej odmiany komunizmu.
Po intelektualnej fascynacji ideami marksistowskimi, które opanowały lewicę europejską, nastąpiła praktyczna realizacja zasad komunizmu w Rosji, zwłaszcza w latach 1917-1950 r. W tym okresie Związek Sowiecki został „ukoronowany” zwycięstwem nad nazizmem, ale przybrał też przesadnie pozytywne oblicze poprzez udział Partii Komunistycznej we francuskim ruchu oporu.
W latach 1920-1930 przedstawiciele francuskiej, lewicowej inteligencji prześcigali się w wyjazdach do Moskwy. Wracając w większości byli zauroczeni Związkiem Sowieckim, oprócz kilku wyjątków, takich jak Raymond Aron, który krytykował „opium intelektualistów”.
Już od 1917 roku można mówić o kleszczach marksizmu, postawa sympatyzowania z komunizmem opanowała praktycznie całą lewicę. Fenomen ten przerodził się w praktyczną akceptację tej ideologii. W powojennym rządzie francuskim znalazło się aż pięciu komunistycznych ministrów.
W obliczu kryzysów, począwszy od lat pięćdziesiątych komunizm podlegał jednak pewnej ewolucji. Czy nie miało to wpływu na francuskich, w większości marksistowskich intelektualistów?
Od 1950 roku komunizm wszedł w okres kryzysów, zwłaszcza po trzech wydarzeniach, do których doszło w 1953 r. – powstaniach na Węgrzech i w Berlinie oraz śmierci Stalina. Tajny raport Breżniewa na XX kongresie Partii Komunistycznej ZSRS ukazał, że król jest nagi. Upubliczniono okrucieństwa reżimu, zaś za oskarżonego uznany został nie system, tylko Stalin.
Później przyszły represje związane z wybuchem w Budapeszcie roku 1956. Ocenia się, że ofiarami padło wtedy 200 tysięcy ludzi. Dla części francuskich, lewicowych intelektualistów był to argument by otworzyć oczy. „Radosna przyszłość” ciemnieje, „raj” nabiera piekielnego oblicza i każdy odkrywa, że komunizm to w rzeczywistości system biurokracji policyjnej, praktykującej masowy terror.
Oczywiście stara się bronić – przeprasza, znajduje usprawiedliwienia, wytłumaczenia, preteksty, które można by sformułować w zasadę głoszącą, iż aspiracje rewolucji nigdy nie powinny być negowane z racji praktycznego sposobu wprowadzania ich w życie. To stalinizm został obarczony odpowiedzialnością za wszystkie okrucieństwa dokonane od czasu rewolucji październikowej.
Jednakże, to niepowodzenie praktyczne, które oznaczało jednocześnie fiasko gospodarcze, sprawiło, że część intelektualistów zastanawiało się nad stosownością i wartością teorii, która doprowadziła do katastrofy. Dla tych ludzi celem była już obrona tego, co stanowi rdzeń marksizmu, co możnaby zdefiniować, jak uczynił to Sartre, jako „materializm historyczny i dialektyczny”. Dla tego myśliciela marksizm pozostaje „nieprzekraczalnym horyzontem naszych czasów”. Jest on spójnikiem scjentyzmu i proroctwa. To podejście profetyczne ogranicza się do utopii, której niebezpieczeństwo wykazał Thomas Molnar w swoim dziele: „Utopia – odwieczna herezja”.
Marksistowcy i lewicowi intelektualiści musieli też stanąć przed rzeczywistością sytuacji klasy robotniczej – diametralnie różnej od tej opisanej przez Marksa, twierdzącego, że jej jedynym bogactwem są dzieci.Okazało się, czego nie przewidział twórca komunizmu, że klasa robotnicza systematycznie się bogaci, korzystając z dobrodziejstw konsumpcyjnego społeczeństwa i proletariat nie jest już gotowy do przeprowadzenia rewolucji. Czy to nie podważało istoty marksizmu oraz jego społecznego przesłania?
Trzeba zgodzić się z Jeanem Ousset, który w książce „Marksizm i rewolucja” twierdził, że celem rewolucji nie była obrona interesów proletariatu. Marks i Lenin interesowali się nim, bo potrzebowali mas do przeprowadzenia Rewolucji”. Teoretyk marksizmu, Henri Lefebvre pisał natomiast: „Marksizm nie przejmował się tym, że proletariat jest biedny, tak jak czynili to niektórzy utopiści, ludzie zaangażowani w akcję charytatywną, uświadomieni lub nie, paternaliści. Proletariat interesował go jako siła”. W latach 60. intelektualista Herbert Macrus będzie mówić z pogardą o „ludowej klasie konserwatywnej”, na którą nie można już liczyć dla zmiany społeczeństwa. Pogląd ten zaczynają podzielać wszyscy zwolennicy i sympatycy marksizmu.
Jacy więc są nowi aktorzy rewolucji, liczący się w oczach obecnych marksistów?
Maj 1968 roku był okresem, kiedy zmienił się paradygmat. Jacgues Ellul w książce „Od rewolucji do rewolty”, twierdził: „brak woli rewolucyjnej klasy robotniczej, jej postawy rewolucyjnej, a nawet bycia nią samą, jasno ujawnił się w maju 1968”. Sprawa była pewna – francuscy robotnicy nie wywołają rewolucji.
Marksiści nie mogli jednak zrezygnować z idei „uszczęśliwiania świata”.
Polaryzacje, które do tego momentu miały charakter ekonomiczny, zgodnie z marksistowskim schematem opresji proletariatu przez burżuazję, zmieniły formę. Stały się elementem domeny społecznej, kulturalnej i politycznej. Pytanie, przed jakim stanęli marksiści brzmiało: Jakie antagonizmy zastąpią dawną walkę klas ?
Od lat 60. zeszłego wieku mówi się jedynie o koncepcji alienacji. Dawniej klasy ludowe były alienowane przez burżuazję. Dzisiaj dla marksistów świat alienacji zmienił się – to, co alienuje człowieka, nie jest efektem jego samodzielnego wyboru, lecz zostało mu przekazane. Trzeba więc go wyzwolić, wyemancypować ze wszystkich form transmisji i determinizmu. Irving Kristol syntetyzował tę mutację w formule: „nowym paradygmatem dzisiaj jest wrogość filozoficzna do cywilizacji zachodniej”. Paradygmat ten, dzięki swej naturze zawiera wszystkie czynniki alienacji. Jean-François Revel pisze w tej kwestii: „Metamorfoza obyczajów, czarna rewolta, feministyczna napaść przeciw męskiej dominacji, odrzucenie przez młodzież celów społecznych lub osobistych, jedynie ekonomicznych i technicznych, powszechne przyjęcie nieprzymusowych metod w kształceniu dzieci, poczucie winy w obliczu biedy, wzrastający apetyt równości, eliminacja kultury autorytatywnej przez kulturę krytyczną i różnorodną – bardziej wymyśloną niż przekazaną – pogarda blasku siły narodowej jako celu polityki zagranicznej, większa potrzeba ochrony środowiska naturalnego niż interesów gospodarczych. Żaden z tych gorących punktów w powstaniu Ameryki przeciw niej samej nie separuje się od pozostałych. Żadna z tych grup tematów protestu, żaden z tych nurtów ewolucji nie mógłby posiąść tyle siły, gdyby nie był – przez liczne połączenia – związany z innymi”. I to dzieje się na naszych oczach.
Kim są nowi alienowani?
Według Michela Foucault – w stosunkach społecznych wszędzie występuje dominacja. „Cały determinizm społeczny zobowiązuje każdego do odmowy zaakceptowania tych determinizmów, by w sekrecie wynaleźć się, odkryć się w sobie”. Nie chodzi teraz przede wszystkim o przejęcie władzy, ale o przekształcenie życia. Chodzi o dekonstrukcję transmisji kultury.
Nowymi zdominowanymi są więc imigranci, kobiety, homoseksualiści, osoby LGBT, nieeuropejskie grupy etniczne. To prowadzi do sakralizacji różnorodności, która jest aktualizacją zmutowanego wirusa komunizmu. Wrogiem jest zachodni, biały człowiek, którego traktuje się systematycznie, być może zbyt szybko, jako chrześcijanina. Główną zaletą dugiego człowieka jest to, że nie jest jednym z nas. Istnieje więc równość między wszystkimi grupami. Dlatego twierdzi się, że korzenie Francji są tak samo muzułmańskie jak i chrześcijańskie. Mer Paryża, Anne Hidalgo głosi nawet, iż „ramadan jest świętem stanowiącym część dziedzictwa kulturowego Francji”. Nie ma więc już tradycji ani jej transmisji. Potwierdziła to Terra Nova (think tank) Partii Socjalistycznej wiosną 2011 r., biorąc pod uwagę zmianę bazy elektoratu tego ugrupowania. Jasno ogłoszono, że przyszłością partii są kadry kierownicze, bogata burżuazja, margines kulturowy i imigranci. Jesteśmy we Francji w okresie wprowadzania w życie tego procesu antynaturalnego, którego domaga się autorytarne państwo, oświecone przez „dobrą” doktrynę.
Jak wdrażana jest nowa walka przeciw wszelkim formom „prześladowania zdominowanych”?
Robi się to sądownie, w oparciu o ustawy nazywane antyrasistowskimi. Teraz dyskryminacja to samo życie. Nie ma życia społecznego bez dyskryminacji i zróżnicowania etnicznego. Prawa narodowe nie są dla obcokrajowców, prawa właściela mieszkania nie dotyczą tych, którzy bezprawnie je zasiedlili i je niszczą, itd. Według tej nowej komunistycznej filozofii, powinniśmy zwalczać nie nierówności, nie dyskryminację, ale niesprawiedliwości.
Stąd bierze się sympatia do islamu?
Tak, bo islam przeciwstawia się białemu, zachodniemu człowiekowi.
Jakie inne niebezpieczeństwa niesie ze sobą ta ideologia?
W jej imieniu odmawia się też procedur demokratycznych, takich jak referendum, które zdaniem Anne Hidalgo, „nie jest udaną formą wypowiedzi demokratycznej”. Neguje się determinizm i ograniczenia naturalne. Caroline Fourest deklarowała: „Prawo naturalne jest faszystowskie!”. Ma obowiązywać wieczna pokuta, permanentna i ciągła egzaltacja różnorodnością. Stąd też bierze się obserwowana obojętność na los chrześcijan Wschodu.
Wielokulturowość stała się nową religią polityczną. Jest ona zmutowanym wirusem komunizmu, który został wymyślony przez lewicę po dostrzeżeniu przez nią niemożności użycia mas do przeprowadzenia rewolucji.
Wobec tego, w czym upatruje Pan siły dzisiejszych francuskich katolików?
My nie bronimy idei, bronimy rzeczywistości, jak wiemy, wciąż gotowej by wypłynąć ze źródła. Nasza nadzieja jest nadprzyrodzona. Stajemy przede wszystkim w służbie prawdy – tej, o której święty Jan mówi nam, że nie jest ona źródłem alienacji, ale przeciwnie – jedyną, prawdziwą wolnością.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Franciszek Ćwik