W wyniku różnych zabiegów prawnych i ustawiania kryteriów wyborczych, prezydentem Singapuru została muzułmanka Halimah binti Yacob. Protestów w obronie demokracji singapurskiej raczej nie należy się spodziewać, choć przebieg procesu wyborczego może być ciekawym przykładem poprawności politycznej na azjatyckiej scenie politycznej.
Singapur to małe państwo – miasto, położone na wyspie u południowego krańca Półwyspu Malajskiego. Skupienie na powierzchni 716 km kwadratowych aż 5,6 mln mieszkańców powoduje, że Singapur jest drugim (po europejskim Monako) pod względem zagęszczenia ludności państwem świata. Na 1 kilometrze kwadratowym żyje tu średnio ok. 7,8 tys. osób. Republika Singapuru należy do pierwszej trójki najbogatszych państw świata. Z wskaźnikiem prawie 88 tys. dolarów PKB na obywatela ustępuje tylko Katarowi i Luksemburgowi, wyprzedzając kolejnych krezusów – Brunei, Kuwejt i Norwegię.
Wesprzyj nas już teraz!
Singapur zamieszkuje wiele narodowości, wśród których najliczniejsi są Chińczycy (ok. 78 proc.), Malajowie (ok. 14 proc.) i Hindusi (ok. 8 proc.). Jeszcze silniej widoczne są podziały religijne. Buddyzm wyznaje 34 proc. mieszkańców, chrześcijan jest 18 proc., muzułmanów ponad 14 proc. i nieco ponad 5 proc. hinduistów. Bezwyznaniowcy to ponad 16 proc., a inne wyznania religijne deklaruje ok. 12 proc. mieszkańców. W takiej mieszance kulturowej i narodowej łatwo o zdominowanie sceny politycznej przez jedną grupę narodową. Ponieważ stanowisko prezydenta kraju nie ma dużego znaczenia w systemie politycznym Republiki Singapru, w ubiegłym roku zdecydowano się na rozwiązanie, które w niczym nie przypomina zasady równości praw wyborczych, w szczególności biernego prawa wyborczego.
Cuda przed urną
Jak podaje portal „Islam Today”, zgodnie z rezolucją przyjętą w listopadzie ubiegłego roku, o fotel prezydenta mogli ubiegać się tylko przedstawiciele drugiej, po Chińczykach, mniejszości narodowej Singapuru – Malezyjczyków. Ograniczenie to spowodowało zgłoszenie się jako kandydatów do wyścigu wyborczego czterech osób, z których dwie odpadły właśnie ze względu na etapie przedstawiania dokumentów, ponieważ nie wywodzili się z malajskiej mniejszości narodowej.
Pozostałą dwójkę kandydatów oceniono następnie pod względem spełniania drugiego kryterium wprowadzonego na potrzeby wyborów prezydenckich. Był to wymóg doświadczenia służby w państwowej administracji lub kierowania przedsiębiorstwem z kapitałem nie mniejszym niż pół miliarda dolarów singapurskich (ok. 371 mln dolarów amerykańskich). To kryterium wprowadzono dopiero w czerwcu tego roku i dzięki właśnie temu kryterium jeszcze jeden kandydat odpadł.
Na placu boju o fotel prezydenta została Halimah binti Yacob, bo tylko ona spełniała znowelizowany zapis, dotyczący pretendentów do roli głowy państwa. Ordynacja wyborcza Singapuru przewiduje, że w sytuacji gdy w wyborach prezydenckich zarejestrowany jest tylko jeden kandydat nie przeprowadza się głosowania. Halimah Yacob została w ten sposób wprowadzona (bo nie da się stwierdzić, że wybrana) na stanowisko prezydenta Republiki Singapuru.
Kobieta w hidżabie
Halimah Yacob została pierwszą w historii kobietą – głową Singapuru. „Kobieta w hidżabie została prezydentem Singapuru” – skomentowały tę wiadomość media, zwracając uwagę nie tylko na płeć, ale też na wyznanie nowej pani prezydent. Do fotela prezydenckiego 63-letnia Halimah Yacob przesiądzie się z stanowiska przewodniczącej singapurskiego parlamentu. Na tę funkcję wybrano ją jednogłośnie. Wcześniej pełniła też funkcję zastępcy sekretarza generalnego Narodowego Kongresu Związków Zawodowych oraz kierowała ministerstwem do spraw rozwoju społecznego, młodzieży i sportu.
Ograniczenie wyborów prezydenckich w Singapurze do przedstawicieli Malezyjczyków niemal przesądzało, że głową państwa zostanie ktoś z środowisk muzułmańskich, ponieważ Malezyjczycy zarówno w Malezji, jak i w Singapurze, są najczęściej wyznawcami islamu. Wobec rosnących wpływów środowisk muzułmańskich w różnych krajach azjatyckich pokazanie pozycji muzułmanów w Singapurze mogło mieć funkcję tonizującą nastroje społeczne i relacje między nacjami, współżyjącymi na tej małej ale ważnej wyspie.
Jan Bereza