W Polsce znacznie bardziej opłaca się utrzymywać szkoły dla Niemców czy Kaszubów niż dla Polaków. Jest to efekt sposobu naliczania subwencji na naukę języka mniejszości. Budżet państwa dopłaci 270 mln złotych do nauki języków mniejszości w Polsce. Nasi rodacy w Niemczech nie mogą liczyć na porównywalne wsparcie rządu niemieckiego.
Szkoła Podstawowa nr 3 w Kędzierzynie-Koźlu nie zostanie zlikwidowana pod warunkiem, że rodzice podpiszą deklaracje o skierowaniu dzieci do nauki w języku niemieckim. Samorząd, chcąc ratować szkołę publiczną przed zamknięciem, przekazał ją Bildungsgeselschaft Cosel Rogau (Stowarzyszeniu Oświatowemu Koźle Rogi) utworzonemu przez Mniejszość Niemiecką. Placówka wciąż będzie miała status szkoły publicznej, 123 uczniów będzie mogło kontynuować w niej naukę, ale w ramach programu rozwoju języka mniejszości narodowych.
Wesprzyj nas już teraz!
Ostatnie dane resortu edukacji pokazują, że w Polsce szybko przybywa nam mniejszości etnicznych. Czy przyczyniają się do tego absurdalne przepisy o finansowaniu szkół? W jakiejś mierze na pewno. Bez trudu możemy wskazać, jak szybko rosną nakłady państwa polskiego na subwencjonowanie nauki języków mniejszości. W 2006 roku było to 107 mln zł. Na bieżący zaplanowano 270 mln zł. To 152-procentowy wzrost, trzykrotnie większy niż wzrost ogólnej subwencji na oświatę w tych latach (46 proc.).
– To tak, jakby demograficzny niż dotykał tylko uczniów narodowości polskiej, co jest oczywiście nieprawdą – zauważa prof. Jacek Kurzępa, socjolog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Samorządy znalazły lukę w przepisach, która pozwala im finansować działalność edukacyjną pod przykrywką innego programu. Ta „pomysłowość” ma swoje uzasadnienie w dramatycznej sytuacji polskiego szkolnictwa, w ramach oszczędności setki placówek edukacyjnych zostało zamkniętych. Problem jest tym bardziej godny uwagi, że w Niemczech nie ma federalnej subwencji na nauczanie dzieci mniejszości języka polskiego.
Źródło: „Rzeczpospolita”
luk