3,6 procent związków stanowią w Polsce związki nieformalne – wynika z raportu przygotowanego przez Instytut Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego. Najwięcej jest ich w miastach w Lubuskiem i na Pomorzu Zachodnim, a najmniej – na obszarach wiejskich Małopolski i Podkarpacia.
Autor opracowania, dr Piotr Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego podkreśla, że związki nieformalne (kohabitacyjne) upowszechniły się w Polsce w ciągu ostatnich 25 lat. Przyczyn upatruje w zmianach kulturowych i warunkach panujących w kraju.
Wesprzyj nas już teraz!
W przypadku kwestii kulturowych, znaczenie ma po pierwsze „zachodząca zmiana społeczna, dogłębnie modyfikująca sposób myślenia, zwłaszcza młodych Polaków, o sposobie budowania, funkcjonowania, rozpadu stabilnych związków”. Drugim elementem jest „westernizacja”, „powierzchowna zmiana sposobu myślenia polegająca na próbie »bycia takim samym« jak płynący z mass-mediów przekaz o życiu – zwłaszcza celebrytów – w krajach uznawanych za wzór rozwoju cywilizacyjnego, czyli USA i Europy Zachodniej”.
Ważne są też „warunki brzegowe”, z jakimi mamy do czynienia w Polsce. – Do tej grupy zaliczyć należy przede wszystkim wzrost niepewności w pierwszych latach dorosłości, związany z niestabilnym przebiegiem kariery zawodowej i niskimi dochodami, prowadzący do niechęci do podejmowania długookresowych zobowiązań, a w przypadku ich podjęcia do wybierania mniej zobowiązujących ich form – podkreśla Szukalski.
Naukowiec przyznaje, że ważnym czynnikiem, szczególnie dla osób uboższych, są kwestie ekonomiczne, a wśród nich „niedostrzegająca związków kohabitacyjnych polityka społeczna, traktująca w efekcie osoby je tworzące jako niepowiązanych ze sobą singli, z korzyściami przysługującymi takim osobom (renty rodzinne, zasiłki, ułatwienia w uzyskaniu miejsca w żłobkach i przedszkolach)”.
Dr Szukalski podkreśla w rozmowie z KAI, że analiza danych statystycznych nie pozwala wprawdzie na określenie motywacji do danego zachowania, ale „choćby na podstawie rozmów ze znajomymi żyjącymi w tego typu związkach widać, że małżeństwo – z punktu widzenia praw socjalnych, przywilejów dla samotnych rodziców lub dla osób formalnie samotnie prowadzących gospodarstwo domowe – jest instytucją mniej korzystną”.
Porównanie danych ze spisu powszechnego z roku 2011 z analogicznymi z roku 2002 pokazuje, że w związki nieformalne najczęściej wstępują osoby młode – około 4 procent wśród 25-29-latków. Im starsi Polacy, tym rzadziej decydują się na kohabitację. – W rezultacie coraz wyraźniej dominują w Polsce związki kohabitacyjne ludzi młodych, zaś kluczowymi kwestiami stają się ich długotrwałość, stopień przekształcania się tego typu związków w te małżeńskie oraz skłonność osób kohabitujących do posiadania potomstwa – podkreśla dr Szukalski w opracowaniu.
Życie „na kocią łapę” dotyczy głównie osób stanu wolnego – prawie 62% wszystkich związków nieformalnych. Ponad 28 proc. to osoby po rozwodzie, a po 5% – wdowy i wdowcy oraz osoby pozostające w związkach małżeńskich.
Z opracowania wynika, że od 2002 roku na związek nieformalny decyduje się więcej osób, które przez całe swoje życie były stanu wolnego. Ubywa natomiast żyjących na kocią łapę rozwodników i owdowiałych.
Najwięcej związków nieformalnych funkcjonuje na obszarach dawnych Ziem Odzyskanych (Lubuskie, Zachodniopomorskie), a najmniej – na terenie dawnej Galicji i części Kongresówki. – Nie powinno to dziwić, kolejność poszczególnych regionów jest taka sama, jak w przypadku innych analiz odnoszących się do nietradycyjnych zachowań demograficznych, pozwalając mówić wręcz o swoistym »syndromie nowoczesności«, przejawiającym się spójnością nie tylko zachowań w sferze prokreacji, doboru partnera, lecz również zachowań odnoszących się do innych sfer obyczajowości (np. religijność) i obywatelskości (np. preferencje polityczne, frekwencja wyborcza) – podkreśla dr Szukalski.
Autor opracowania zauważa, że badania nie pokazują wprost związku między religijnością, a tworzeniem związków kohabitacyjnych. Można jednak taki wniosek wysnuć z innych danych. – Patrząc na demograficzną mapę Polski i porównując ją z mapą religijności na podstawie danych ISKK – widać to powiązanie. Bez wątpienia ludzie religijni rzadziej odwołują się do kohabitacji, a jeśli już, to jako formy bezpośrednio poprzedzającej zawarcie związku małżeńskiego. Jest to dla nich takie bardziej intensywne narzeczeństwo – mówi dr Szukalski.
Źródło: KAI