W Kościele katolickim zaczyna się nowa era. Epoka posoborowa, naznaczona tak wielkim chaosem i wstrząsami, osiągnęła już swój kres. Nie oznacza to jednak czasu błogosławionego spokoju; wprost przeciwnie. Nadchodząca era synodalności będzie naznaczona gwałtownym poszukiwaniem nowego kształtu katolicyzmu, ze wszystkim, co to ze sobą niesie: kwestionowaniem tradycji i prawd wiary, rzucaniem się w odmęty dialogu ze światem, otwieraniem drzwi przed błędnymi koncepcjami i ideami. Nie są to obawy jakiegoś prawicowego redaktora, ale wizja, którą przedstawiają najpoważniejsi kardynałowie Kościoła, ci, którzy stojąc u boku Ojca Świętego trzymają w rękach stery tego, co nowe. Przygotujmy się na burzę – tym więcej, że rewolucjoniści nie muszą już liczyć się z obecnością Benedykta XVI.
Koniec epoki Soboru
Gdy 11 października 1962 roku św. Jan XXIII otwierał II Sobór Watykański nikt w Kościele katolickim nie spodziewał się, jaki rozmiar klęsk spadnie na Owczarnię Pańską na skutek impetu reformacyjnego zainicjowanego przez to zgromadzenie. Nawet zachodnioeuropejscy moderniści nie sądzili, że uda się zmienić aż tyle: odrzucić skrupulatnie przygotowane schematy soborowe i zastąpić je nowymi, pospiesznie napisanymi tekstami, które z powodu swojej niejednoznaczności pozwolą później na dokonywanie głębokich wyłomów w katolickiej doktrynie. Nikt nie sądził, że posoborowi macherzy będą w stanie tak bardzo rozdmuchać każdą, najdrobniejszą nawet sugestię Ojców Soborowych do gargantuicznych rozmiarów, jak to stało się choćby w przypadku konstytucji Sacrosanctum Concilium: rozsądny dokument liturgiczny odczytano jako zgodę na destrukcję tradycji liturgicznej i tę destrukcję rzeczywiście przeprowadzono. Kto sądziłby początkowo, że z miałkich w sumie wypowiedzi soborowych na temat dialogu z heretykami i poganami zrodzi się później duch relatywizmu patronujący Asyżowi, Dniom Islamu i Judaizmu w Kościele czy fetowaniu Pachamamy w Ogrodach Watykańskich? A jednak gdy 8 grudnia 1965 roku Sobór został zamknięty, zaczęła się epoka wielkiego chaosu.
Wesprzyj nas już teraz!
Ta epoka dobiegła właśnie końca. W maju 2021 roku papież Franciszek ogłosił, że zaledwie za kilka miesięcy, w październiku tamtego roku – bez żadnych wstępnych przygotowań – Kościół rozpocznie Proces Synodalny, który ma przygotować go na wyzwania XXI stulecia. Decyzja była nagła, podobna do tej, którą podjął św. Jan XXIII ogłaszając zwołanie Soboru. Początkowo proces rozpisany został na trzy lata, ostatecznie potrwa cztery – tyle samo, ile Sobór. Rozmiar operacji również ma rozmach soborowy: w pierwszym etapie procesu zorganizowano konsultacje z wiernymi niemal we wszystkich diecezjach, w etapie drugim odbędą się rozmowy na wszystkich kontynentach, wreszcie biskupi dwukrotnie zjawią się w Rzymie. W ten sposób zostanie przygotowany ideologiczny grunt założycielski pod budowę „nowego”.
Zapowiedź Kaspera
Na początku grudnia 2022 roku o rozmiarze tego dzieła mówił w niepokojących słowach kardynał Walter Kasper. Kim jest niemiecki purpurat Czytelnik portalu PCh24.pl niewątpliwie wie, ale ze względu na doniosłość jego słów pozwolę sobie na krótkie przypomnienie tej postaci. Kasper to wybitny niemiecki teolog neomodernistyczny. Otrzymał skrupulatne wykształcenie w niemieckich szkołach przesiąkniętych ideologicznym racjonalizmem i filozofią idealistyczną. Naukowo związany jest zwłaszcza ze znanym ośrodkiem heterodoksji katolickiej, Uniwersytetem w Tybindze. Jednym z jego uczniów był ks. prof. Eberhard Schockenhoff (zm. 2020), główny ideolog otwarcia Kościoła na transgenderyzm. Kasper w latach 90. zaangażował się w antywojtyliański bunt wobec Rzymu, dekretując w swojej diecezji dopuszczenie rozwodników w powtórnych związkach do Komunii świętej. Działał w porozumieniu z najwybitniejszymi modernistami tamtych czasów w ramach tak zwanej mafii z Sankt Gallen. To on był gospodarzem pierwszego spotkania jej członków, którzy zebrali się w klasztorze Heiligkreuztal w 1996 roku. Uczestniczył w ten sposób w nieudanej operacji osadzenia na tronie Piotrowym Jorge Mario Bergoglia w roku 2005 oraz w udanej w roku 2013. Franciszek uczynił go nieformalnym nadwornym teologiem. Idee Kaspera patronowały obu synodom o rodzinie w latach 2014 i 2015; to on wpłynął przemożnie na kształt Amoris laetitia, zarówno gdy idzie o samą praktykę udzielania Komunii rozwodnikom jak i nową koncepcję rozumienia sumienia, którą św. Jan Paweł II odrzucał jeszcze w Veritatis splendor; to on promował też wizję decentralizacji Kościoła poprzez nadanie większych kompetencji doktrynalnych poszczególnym konferencjom biskupów.
Wróćmy teraz do jego grudniowej wypowiedzi. W wywiadzie dla dziennika „Il Messaggero” powiedział, że ma nadzieję, iż pontyfikat Franciszka jest początkiem nowej ery w Kościele. Chodzi właśnie o synodalność. Według Kaspera synodalność Kościoła będzie musiało zbudować „dwóch albo trzech” papieży. To oczywiste nawiązanie do Soboru, zainicjowanego przez Jana XXIII, ale zrealizowanego przecież przez Pawła VI, Jana Pawła II i w jakiejś mierze Benedykta XVI. Kasper przyznał, że te zmiany muszą wiązać się z chaosem i kryzysem tożsamości. Ten czas charakteryzują i muszą charakteryzować stawianie takich pytań: – Co jest jeszcze obowiązujące w związku z procesem transformacji, w którym się znajdujemy? Co musi pozostać ważne, a co należy jak najszybciej zreformować? – pytał retorycznie. Wreszcie wskazując na istotę obecnej zmiany, stwierdził: „Kościół nie głosi już Boga, który grozi, potępia i karze, ale Boga, który przyjmuje, akceptuje, przebacza i jedna wszystkich w miłości. Jest to nowy ton, który jest dobry dla Kościoła”.
Rewolucja synodalnego „miłosierdzia”
Słów Kaspera nie wolno lekceważyć. Ten wybitny kardynał mówi wprost, że rewolucja synodalna, którą rozpoczął Franciszek, to nie jest jakieś krótkotrwałe dmuchnięcie, powiew, który skończy się wraz z tym pontyfikatem. To dopiero początek, inicjacja procesu, który przekształci Kościół w duchu nowego paradygmatu – głoszenia Boga, który nie potępia i nie karze, ale który przyjmuje, akceptuje, przebacza i wszystkich jedna. Tak jak powiedział dogmatyk z Tybingi, dekretowanie tego nowego paradygmatu musi wiązać się z chaosem i podważaniem wielu dotychczasowych pewników. Jak bowiem głosić Boga, który wszystkich jedna, jeżeli nie każdego dopuszczamy do Sakramentu Ołtarza? Dlatego sam Kasper optuje za jednością eucharystyczną przynajmniej z luterańską częścią świata protestanckiego, na co zresztą Franciszek już przystał w 2018 roku, godząc się na udzielanie Komunii świętej ewangelikom w Niemczech. Na tym „rewolucja miłosierdzia” oczywiście się nie kończy. Przyjmowanie, akceptowanie, przebaczanie: w publikowanych dotąd dokumentach synodalnych czytamy o rozmaitych grupach dysydenckich, które należy włączać do Kościoła, takich jak rozwodnicy, praktykujący homoseksualiści czy poligamiści. Wreszcie chodzi o stosunki z innymi religiami i nowe spojrzenie na ich znaczenie w dziejach zbawienia… Tu Kasper może Franciszkowi podsunąć książki ks. Hansa Künga, autora koncepcji Weltethosu, elementarnej ogólnoświatowej etyki wyrastającej z racjonalistycznego ducha dziełka „Zum ewigen Frieden” Immanuela Kanta.
Nowa eklezjologia. Progresywny leseferyzm neomodernistów
Kto i gdzie będzie budować nowy synodalny Kościół? Znajdujemy się dziś w ramach modelu eklezjologicznego zaproponowanego przez Kaspera. Według niemieckiego purpurata Kościół powszechny jest drugorzędny względem Kościołów lokalnych; to one mają ontologiczne pierwszeństwo i to one dopiero, razem wzięte, tworzą Kościół powszechny. To koncepcja przeciwna tej, której hołdował dotąd Kościół. Ma to głębokie konsekwencje: jeżeli to Kościoły lokalne mają ontologiczne pierwszeństwo przed Kościołem powszechnym, to winny cieszyć się dalece większym autorytetem, niż było to w ostatnich wiekach. Franciszek pisał o tym wprost już w swojej pierwszej adhortacji Evangelii gaudium, ale najmocniej dał temu wyraz w silnie Kasperiańskiej adhortacji Amoris laetitia, gdzie wprost przedstawił katolicką doktrynę jako ogólny program, który na poziomie lokalnym można modyfikować i zmieniać w zależności od warunków kulturowych i potrzeb. Widzimy to dzisiaj w praktyce, gdy papież daje zielone światło Belgom błogosławiącym pary homoseksualne albo Kościołowi w Amazonii przygotowującemu mariaż katolicyzmu z pogańską religijnością indiańską. Taki ma też być Kościół synodalny. Człowiek, któremu papież Franciszek powierzył przygotowanie ostatecznego dokumentu synodalnego, wielki przyjaciel niemieckiej Drogi Synodalnej kard. Jean-Claude Hollerich, mówi nieustannie o jasnym programie: nie będziemy zmieniać doktryny, będziemy zmieniać podejście duszpasterskie. To deklaracja swoistego leseferyzmu w spornych kwestiach tzw. światopoglądowych, opartego ideowo właśnie na eklezjologii Kaspera i na jego paradygmacie „miłosierdzia” rozsadzającego przepisy prawa.
Kościół synodalnego Weltethosu
Na czym będzie polegać Kościół synodalny w praktyce, Czytelnik łatwo sobie wyobrazi. Jest to jednak niewątpliwie próba odgórnego zadekretowania końca wielkiego sporu eklezjologicznego, jaki wstrząsał okresem posoborowym. Czy tak jak chcieli Józef Ratzinger, Hans Urs von Balthasar i inni teolodzy dystansujący się od impetu progresywnego, Kościół winien koncentrować się na krzyżu, upatrując w męczeństwie dla Chrystusa tego, co jest ostatecznym powołaniem chrześcijanina? A może raczej, jak chciałby Karl Rahner, winien rozpocząć proces „rozpuszczania się w świecie”, rezygnacji z tego, co specyficznie katolickie na rzecz ogólnoludzkiego Weltethosu? Rahner postulował tak zwaną „radykalną identyczność” miłości Boga i miłości bliźniego. Innymi słowy ten, kto miłuje bliźniego, nie musi tak naprawdę miłować Boga – bo między jednym a drugim nie ma różnicy. Dlatego chrześcijanin składający Bogu Najświętszą Ofiarę jest niewiele warty w porównaniu z ateistą, żydem, muzułmaninem albo masonem, który angażuje się na rzecz walki z głodem na świecie lub też chce zapobiec zmianie klimatycznej. Według Rahnera wymiar zbawczy ma każde działanie na rzecz drugiego człowieka, albo nawet – na rzecz świata.
Oto Heglistowski cel historii chrześcijaństwa, oto sedno Fratelli tutti papieża Franciszka, oto credo Kościoła synodalnego: nie ma już ofiary, nie ma męczeństwa, nie ma Krzyża; jest tylko praca światowa. Papież Franciszek może manifestacyjnie uderzać w katolickich tradycjonalistów, ale tak naprawdę na stosie pali nie tylko ich: płoną również Ratzinger z Balthasarem, Wojtyła z Maritainem, ba, płoną de Lubac i Gilson, wszyscy, którzy konstytuowali, pasywnie lub aktywnie, już nie tradycjonalistyczne, ale nawet bardziej konserwatywne odczytanie II Soboru Watykańskiego. To koniec, Kościół synodalny rozprawia się raz na zawsze z taką interpretacją Vaticanum II. Nadchodzi epoka nowego Kościoła, Kościoła Weltethosu, anonimowego chrześcijaństwa, Kościoła inkluzywnego, który niczym nie będzie odróżniać się od świata. Bo odróżniać się nie chce, bo odróżnianie od świata postrzega jako zarzewie klerykalnego, sztywnego, hieratycznego zła. Oto, co czeka nas w 2023 roku – i przez kilka następnych dziesięcioleci, jeżeli zapowiedzi, a raczej plan Kaspera et consortes wypali i po Jorge Mario Bergoglio na tronie św. Piotra zasiądzie kolejny papież-synodalista.
Paweł Chmielewski