9 sierpnia 2019

Nagasaki – (nie)zapomniana tragedia II Wojny Światowej

(Fot. Pixabay)

Atak nuklearny na Hiroszimę przykrył wszystko, ponieważ Hiroszima była miastem większym i znanym, czy też raczej kojarzonym na świecie. Nagasaki z kolei, na czym polega jeszcze większa tragedia tego miasta, było celem zastępczym. Wybrano je ze względu na to, że nad „ważniejszym celem”, czyli nad Kokurą były złe warunki atmosferyczne. Wprawdzie nie wykluczało to bombardowania, ale wykluczało zrobienie dobrych zdjęć – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Jakub Polit z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

 

Można odnieść wrażenie, że współczesny świat pamięta jedynie o bombie atomowej zrzuconej przez Amerykanów na Hiroszimę 6 sierpnia 1945 roku. Bardzo często pomija się tragedię, jaka miała miejsce trzy dni później – zrzucenie bomby atomowej na Nagasaki. Dlaczego?

Wesprzyj nas już teraz!

Powód jest banalny – Hiroszima była pierwsza.

 

Amerykanie uważali zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę za akt sprawiedliwości dziejowej oraz swoiste osiągnięcie naukowe. Nawiasem mówiąc, w polskiej szopce noworocznej pisanej m.in. przez Juliana Tuwima na rok 1946, Harry Truman został przedstawiony całkiem pozytywnie. Z kolei bomba atomowa jest tam zaprezentowana jako, mówiąc kolokwialnie, bardzo sympatyczny, odstraszający sprawców wojny gadżet.

 

W mniej już sympatycznym tonie, bo w dobie pełnej zimnej wojny, pisał o tej broni Jan Brzechwa:
„Truman i trumna – dwa podobne słowa

Zmieści się między nimi bomba atomowa”.

 

Wracając jednak do Pana pytania: Hiroszima przykryła wszystko, ponieważ była miastem większym i znanym, czy też raczej kojarzonym na świecie. Nagasaki z kolei, na czym polega jeszcze większa tragedia tego miasta, było celem zastępczym.

 

Celem zastępczym?

Tak, przyczyną tego, że wybrano Nagasaki był fakt, że nad tym „ważniejszym celem”, czyli nad Kokurą były złe warunki atmosferyczne. Wprawdzie nie wykluczało to bombardowania, ale wykluczało zrobienie dobrych zdjęć.

 

Żartuje Pan, prawda?

Nie. Dlaczego miałbym to robić? Są na ten temat źródła wskazujące, że zmieniono cel dosłownie w ostatniej chwili. Amerykańscy piloci biorący udział w akcji byli pewni, że zrzucą ładunek atomowy nad Kokurą. Stało się inaczej, zmieniono cel, zbombardowano Nagasaki.

 

Czy Amerykanom z jakichś względów szczególnie zależało na przeprowadzeniu ataków nuklearnych?

Tak i to z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze: chciano zniszczyć japońską machinę zbrojeniową i faktycznie zarówno w Hiroszimie jak i Nagasaki znajdowały się obiekty produkujące wyposażenie wojskowe. Po drugie: chciano ostatecznie przetestować nową broń, sprawdzić jaką ma moc i jak działa.

 

Oczywiście pierwsze testy odbyły się na poligonie w Nowym Meksyku jeszcze w lipcu 1945 roku, ale tamta eksplozja została dokonana kilka metrów ponad ziemią na stalowej konstrukcji. Eksplozje w Hiroszimie i Nagasaki odbyły się już w „normalnych warunkach”.

 

Cel został uzyskany z nawiązką. Zrzucenie bomb atomowych, zwłaszcza tej na Nagasaki zakończyło wojnę amerykańsko-japońską. Mimo to wielu, łącznie z samymi Japończykami nie chce dzisiaj o tym pamiętać.

 

Wiele źródeł podaje, że po zrzuceniu pierwszej bomby atomowej na Hiroszimę w gremiach władzy japońskiej był to niewątpliwie szok, ale jednocześnie pojawiły się głosy, że to tak naprawdę nic nie znaczy i w razie potrzeby za broń chwyci 25 milionów Japończyków…

Faktycznie, japoński generał Hata dowodzący w Hiroszimie odgrażał się po zrzuceniu bomby na to miasto, że „straty nie są zbyt wielkie” wobec czego nie ma potrzeby zakończenia walk.

 

Ponadto japońska machina decyzyjna nie była, że tak powiem, machiną błyskawiczną. Na podjęcie decyzji i zebranie odpowiednich ciał potrzeba było czasu i to sporo czasu jak na warunki wojny. Faktem jednak jest, że pojawiały się wspomniane przez Pana głosy o powołaniu 25-milionowej armii.

 

Kiedy zostały oszacowane straty z Hiroszimy?

W kilka dni po ataku Amerykanów. Nie to jednak było dla Japończyków problemem. Bardziej niż skalą strat szukali oni odpowiedzi na pytanie: cóż to jest za broń? Znaleźli ją bardzo szybko.

 

Bardzo rzadko wspomina się o tym, że Japończycy sami próbowali skonstruować broń nuklearną. Po amerykańskim ataku z 6 sierpnia 1945 roku do Hiroszimy został wezwany główny fizyk japoński Nishina, który sterował programem atomowym cesarstwa. Miał tam odpowiedzieć na dwa pytania. Pierwsze: czy to co spadło na Hiroszimę to naprawdę broń nuklearna? Drugie: czy mógłby skończyć prace nad swoją bombą w ciągu sześciu miesięcy?

 

Trzeba powiedzieć, że prace prowadzone przez zespół Nishiny były mocno zaawansowane. Zdawano sobie sprawę, że bomba może zostać skonstruowana, ale nie wiedziano jak długo to potrwa. Termin pół roku może wskazywać, że na taki czas władze Japonii szacowały wytrzymałość własnej machiny wojennej.

 

Nishina odpowiedział, zgodnie z przewidywaniami na pierwsze pytanie: TAK, a na drugie: Absolutnie NIE.

 

Nadszedł 9 sierpnia. Tego dnia sprawy potoczyły się szybko…

Dla Japończyków nawet bardzo szybko. O godzinie 10.30 miała odbyć się konferencja z udziałem cesarza, jednak na skutek rozmaitych wymian zdań z innymi ludźmi władzy i wojskowymi, Hirohito przybył na nią o godzinie 10.50. Kilka minut po jedenastej do sali wszedł adiutant z informacją, że druga bomba atomowa spadła na Nagasaki.

 

Przy okazji można dodać, że japońskie radary były w stanie zorientować się o co chodzi, ponieważ druga amerykańska Superforteca nadawała identyczny sygnał jak przy pierwszym zrzucie. Ze względu na zmianę celu ataku potomkowie samurajów w żaden sposób nie byli w stanie powstrzymać tej tragedii.

 

W gwoli sprawiedliwości: pod tym względem Kokura rzeczywiście byłaby trudniejszym dla Amerykanów celem, ponieważ była ona po prostu lepiej broniona. Dysponowała myśliwcami, które wprawdzie nie osiągały takich wysokości jak amerykańskie samoloty, ale mogły spowodować kłopoty w ich locie, na przykład wcześniejszy zrzut bomby.

 

Bogusław Wołoszański niejednokrotnie zwracał uwagę w swoich książkach i audycjach, że największe straty w czasie wojny amerykańsko-japońskiej powodowały bombardowania przy użyciu m.in. napalmu dokonywane przez Amerykanów. W trakcie takich bombardowań niszczono wielotysięczne miasta…

Zgadza się. Jest całkowitą nieprawdą, że ataki atomowe były najbardziej niszczącymi. Dużo większe straty przyniósł atak na Tokio z 9 na 10 marca 1945 roku. Są oczywiście różnice w oszacowaniu jego skali, ale z całą pewnością pochłonął on kilkadziesiąt tysięcy więcej ofiar niż atak na Hiroszimę, w którym, przypomnę, zginęło bezpośrednio ponad 80 tys. osób. Ile osób zginęło w rzeczywistości w wyniku choroby popromiennej – tego do dziś nie wiemy.

 

Jeśli chodzi zaś o Nagasaki miasto to ma szczególne ukształtowanie terenu w związku z czym straty były mniejsze niż Amerykanie oczekiwali i bezpośrednio zamykały się w dość niskiej, w porównaniu z innymi amerykańskimi działaniami wojennymi liczbie ofiar, a konkretnie 23 753 osób, nie licząc oczywiście tych, którzy zmarli w wyniku choroby popromiennej.

 

Japończyków przeraził sposób, w jaki zostały zadane im straty. Dokonał ich bowiem jeden, jedyny samolot, który zrzucił jeden jedyny pocisk. Nikt, z wyjątkiem najważniejszych ludzi rządu i armii w USA nie wiedział, ile egzemplarzy tej broni Amerykanie jeszcze posiadają.

 

Jak na amerykańskie ataki na Hiroszimę i Nagasaki zareagowali Sowieci?

Moskwa w ogóle wtedy nie podała żadnych informacji o atakach atomowych. Nie było rzeczą roztropną tłumaczyć poddanym Stalina, że Amerykanie mają tego typu broń.

 

Czy Amerykanie mieli przygotowane kolejne bomby na kolejne zrzuty?

Tak i w razie potrzeby na pewno by ich użyli.

 

Podam przykład: słynny plan o kryptonimie „Olympic”, czyli desant amerykańskich żołnierzy na wyspę Kiusiu, na której leży Nagasaki, miał się rozpocząć 1 listopada 1945 roku. Przewidywano w nim użycie taktycznych bomb atomowych. Pokazuje to przede wszystkim, iż sami Amerykanie nie zdawali sobie w pełni sprawy z niszczącej mocy tej broni. Nikt spośród najważniejszych przedstawicieli władz i armii USA nie wiedział, że skutki takich działań mogły być bardzo nieprzyjemne także ich własnych żołnierzy.

 

Tutaj mała dygresja: amerykańskie dowództwo liczyło się ze stratami rzędu miliona żołnierzy.

 

Miliona żołnierzy?!

Tak. Jeszcze przed zrzutami atomowymi wyprodukowano niezliczone ilości medali, w tym sławnych Purpurowych Serc za rany. Było ich dużo więcej niż Amerykanie zużyli podczas całej wojny od roku 1941. BA! Wyprodukowane wówczas odznaczenia wykorzystywano do końca XX wieku. Spodziewano się bowiem, że tylu będzie potencjalnych żołnierzy kwalifikujących się do odznaczenia po desancie na Japonię.

 

Jednym słowem kapitulacja Japonii uratowała życie nie tylko Japończyków, ale i Amerykanów. Paradoksalnie był to jeden z powodów zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki.

 

Jak przez pierwsze lata po atakach na Hiroszimę i Nagasaki patrzyli na tę tragedię Japończycy? Czy uważali to za ludobójstwo?

Oczywiście, że nie.

 

Dlaczego?

Ponieważ nie istniał termin ludobójstwa. Został on bowiem ukuty na potrzeby Norymbergi i nie był na świecie szerzej znany.

 

Japończycy woleli dywagować na temat słuszności tych bombardowań, co się wydawało dość płynne, ponieważ w gruncie rzeczy, jeśli chodzi o skalę zużytych materiałów wybuchowych bombardowania Nagoi, Osaki czy wspomnianego już Tokio dosięgały progu nuklearnego. Różnica między tymi atakami a atakami na Hiroszimę i Nagasaki była jakościowa i polegała przede wszystkim na skutkach choroby popromiennej i na szoku spowodowanym tym, że zniszczono japońskie miasta jednym pociskiem o „rozbłysku jaśniejszym niż tysiąc słońc”.

 

Pytanie, proszę wybaczyć ten sarkazm, czy się „sympatyczniej umiera”, z powodu poparzenia napalmem czy bombami zapalającymi, czy też od bomby atomowej czy choroby popromiennej raczej nie było przez nich stawiane.

 

No właśnie. Dlaczego Amerykanie tak chętnie korzystali w Japonii z bomb zapalających? Dlaczego podobnej broni nie stosowano na szerszą skalę podczas działań wojennych prowadzonych w Europie?

Ponieważ Japonia w przeważającej części była zbudowana z drewna i papieru.

 

Mało tego: reżim japoński rozrzucał chałupniczo wszelką produkcję na całym obszarze miast przemysłowych. Nawet jeśli Amerykanie próbowali celować w pewne odpowiednie obiekty militarne czy przemysłowe, to często po prostu nie trafiali w nie przez co „obrywały” budynki cywilne.

 

Wróćmy do poprzedniego wątku. Powiedział Pan, że w Japonii rozmyślano czy bombardowania były słuszne. Nie było jakiejś szerszej dyskusji na ten temat?

Nie i to z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze: po wojnie w Japonii istniał reżim okupacyjny, który nie bardzo na to pozwalał, mimo że swoboda dyskusji była większa niż się na ogół przypuszcza.

 

Po drugie: Japończycy spodziewali się po okupacji wszystkiego najgorszego. Widząc jednak, że tak nie jest, uważali że wygrali los na loterii. Miało być potwornie i strasznie: gwałty, podpalenia, rzezie. Okazało się, że jest zupełnie normalnie, że to okupant utrzymuje ludność, która w zasadzie nie miała z czego żyć, ponieważ pominąwszy zniszczenie infrastruktury, do kraju przybyło 8 milionów rodaków-Japończyków z utraconych obszarów zamorskich – Tajwanu, Korei i Mandżurii. Wobec tego, o czym tu rozmawiać?

 

Co ciekawe: to nie władza okupacyjna mogła być problemem.

 

Tylko kto?

Amerykanie bali się raczej, jak się okazało niesłusznie, że jeśli cesarz będzie podróżował po kraju to zostanie zlinczowany jako pośredni sprawca tego wszystkiego. Ogromnym szokiem dla wszystkich były jego wizyty właśnie w Hiroszimie i Nagasaki, kiedy ludność zamiast występować wobec niego starała się go chronić i była wzruszona spotkaniem z nim. Zamiast okrzyków: „on zamordował moich synów”, można było usłyszeć „patrz, to mój syn, on zginął za ciebie”.

 

Misja Hirohito w Nagasaki była charakterystyczna. Odwiedził szpitale, w tym szpital atomowy dla ludzi potrzebujących specjalnego rodzaju leczenia. Oczywiście w trakcie tej wizyty pojawił się również wątek chrześcijański i są różne relacje mówiące, że cesarz-pielgrzym chciał się zapoznać z ludnością i dlatego chociażby nie przybył tam w mundurze, (którego zresztą po kapitulacji nie nosił) tylko stroju cywilnym.

 

Z kolei w rokuU 1975, kiedy cesarz Hirohito wracał ze Stanów Zjednoczonych, swojej jedynej wizyty w tym kraju, otrzymał od dziennikarza bardzo niewygodne pytanie o los Hiroszimy i Nagasaki. Odpowiedział więc w charakterystycznym uniku, że oczywiście głęboko boleje i podziela ból mieszkańców Hiroszimy – o Nagasaki nie wspomniał – ale uważa, że było to nieuniknione. Hirohito nie wyjaśnił jednak, dlaczego tak uważa, dlaczego miało to być nieuniknione, a skoro było nieuniknione, to kto jest temu winien.

 

Tutaj kolejna dygresja: Hirohito doskonale pamiętał, że to on podpisał podczas wojny zgodę na prowadzenie programu nuklearnego. Znane są rozmowy z jego sztabowcami, w których mówi: „A więc zamierzacie ją rzucić na Hawaje albo na San Francisco? Ale przecież tam żyje wielu naszych rodaków”, po czym dodaje: „Jeżeli będzie eskalacja czegoś takiego, to cała ludzkość wyginie”. Jeśli więc cesarz udzielił zgody na tworzenie tego typu broni, to jak miał występować później w roli moralnego pogromcy tego co się stało.

 

Z kolei kiedy Hirohito leżał na łożu śmierci w roku 1988 burmistrz Nagasaki Motoshima Hitoshi oskarżył go, że nie skapitulował wcześniej, czyli „stał się współwinnym tych tragedii”. Reakcja ta była całkowicie zrozumiała chociaż niesprawiedliwa. Cesarz bowiem skapitulował i niewątpliwie stało się tak m.in. pod wpływem szoku spowodowanego uderzeniami nuklearnymi.

 

Sama dyskusja czy uderzenia atomowe były potrzebne i czy Japonię można było skłonić do kapitulacji środkami konwencjonalnymi lub inaczej trwa do dziś.

 

Jeżeli zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki nie było ludobójstwem, to czym było? Zbrodnią wojenną? Jak to nazwać? Powiem szczerze, że przez wojnę rozumiem walkę żołnierzy dwóch zwaśnionych stron a nie wymordowanie w ciągu kilku sekund kilkudziesięciu tysięcy bezbronnych cywilów…

Świetnie Pan mówi, tak jak ludzie myślący kategoriami poprzedniej epoki. Wojna czy też raczej pojedynki w takim rozumieniu, jak Pan to przedstawił, miały miejsce w czasach trubadurów.

 

Pojedynek jest czymś namacalnym. Jeśli zaś widzi się przeciwnika tylko w celownikach broni palnej, to sprawa wygląda już inaczej. A jeśli spojrzymy na to z dzisiejszej perspektywy, to czy wojskowym jest młodzieniec w T-Shircie, w rozfajdanych klapkach i krótkich spodenkach siedzący przy stole obok kufla piwa i kierujący przy tym atakami bezzałogowych dronów na innym kontynencie. Czy taka postać może być nazywana wojskowym? Czy to jest żołnierz?

 

Mówi Pan o bezbronnych cywilach. Truman nie zamierzał zabić bezbronnych cywilów. Owszem przy tej opcji musiał się z tym liczyć. Zamierzał jednak zniszczyć najpotężniejsze centrum przemysłu zbrojeniowego w Japonii, czyli Hiroszimę, a kiedy nie udało się dosięgnąć Kokury postanowiono zaatakować Nagasaki, w którym znajdowały się zakłady Mitsubishi produkujące torpedy oraz broń strzelecką.

 

Śmierć cywilów była, przepraszam za brutalność, skutkiem ubocznym. Jeżeli będzie się na to patrzeć wyłącznie w sposób przez Pana zaprezentowany, to ktoś mógłby powiedzieć, że zbrodniarzami wojennymi byli również chociażby polscy lotnicy z dywizjonu wileńskiego, którzy atakowali III Rzeszę.

 

Zapytam więc inaczej: czy nie było innych środków przy pomocy których można byłoby zmusić Japonię do kapitulacji?

Post factum spekulowano, że inne metody były. Na przykład można było zademonstrować wysłannikom japońskim potęgę broni nuklearnej na jakiejś bezludnej wyspie, albo w innym tego typu miejscu. Czy było to jednak w ogóle możliwe? Załóżmy, że tak by się stało. Kim byliby ci wysłannicy i na ile byliby kompetentni? Ich przeciwnicy w Tokio mówiliby, że był to trik, do którego wykorzystano co najwyżej skumulowaną w jednym miejscu olbrzymią ilość materiałów wybuchowych.

 

Już poważniej brzmi twierdzenie, że należało ludność atakowanych miast ostrzec. Pominąwszy fakt, że lotnictwu amerykańskiemu bardziej powinno zależeć na losie własnych załóg niż ludności japońskiej to wywiera to milczące założenie, że takie ostrzeżenie cokolwiek by pomogło.

 

W wypadku Nagasaki takie ostrzeżenia były, ale nikt nie zwrócił na to jednak uwagi. Fantastycznie zdyscyplinowana ludność miasta nie uciekała, ponieważ była ogarnięta swego rodzaju fatalizmem.

 

Na pewno poczucie, że mogą nastąpić kolejne ataki nuklearne wpłynęło znacząco na zakończenie wojny.

 

Skąd ta teoria?

Historia nie jest nauką ścisłą. Nie jest nauką eksperymentalną i nie wiemy co by było gdyby… Znając jednak wszystkie dane, do których mamy dostęp możemy powiedzieć z całą pewnością, że dowództwo japońskie przed sierpniem 1945 roku w ogóle nie brało pod uwagę opcji kapitulacji i gdyby nawet tego rodzaju pomysły wtedy powstały w tamtejszym rządzie, to nie mogłyby być wprowadzone w życie.

 

Jeszcze jedna sprawa, o której mało kto pamięta. W każdym tygodniu ostatnich miesięcy wojny, ginęło pod panowaniem japońskim około 140 tys. ludzi, także cywilów. Operacja „Olympic” miała rozpocząć się w listopadzie 1945 roku. Operacja Coronet, czyli lądowanie Amerykanów na głównej wyspie japońskiej Honsiu była zaplanowana na 1 marca 1946 roku pod warunkiem, że „timetable” poprzednich operacji zostanie wykonany w odpowiednim czasie. Patrząc jednak na to, jaki opór stawiali Amerykanom Japończycy można śmiało postawić teorię, że walki trwałyby do końca roku 1946 albo może i dłużej.

 

Ale wyobraźmy sobie, że Stany Zjednoczone dysponowały bronią atomową w roku 1943 i mogły zakończyć wojnę przed Holocaustem, przed Powstaniem Warszawskiem etc. Wyobraźmy sobie, że Stany Zjednoczone taką broń miały, ale jej nie użyły, ponieważ uznały że ofiary cywilne wśród ludności III Rzeszy byłyby zbyt wielkie.

 

Co myślelibyśmy obecnie o takim podejściu? Czy znalazłby się ktokolwiek, kto pochwaliłby Amerykanów, że działali ze względów humanitarnych?

 

Mówił Pan, że w roku 1988 o tragedię Hiroszimy i Nagasaki został oskarżony cesarz Hirohito. Czy pojawiły się również oskarżenia wobec Amerykanów?

Oczywiście i to bardzo licznie, ale do tej pory ich nie poruszałem, bo one wpisywały się w ogólną logikę trwającej wtedy „zimnej wojny” i hasła podnoszone przez Moskwę, iż Japonia była jakoby całkowicie gotowa do kapitulacji, a zrzucenie bomb atomowych było całkowicie niepotrzebne i dlatego cały ten atak miał charakter antysowiecki, ponieważ w gruncie rzeczy zamierzano… zastraszyć Stalina.

 

Owszem, Amerykanie prawdopodobnie chcieli zademonstrować swoją militarną potęgę i pokazać Rosjanom, że w razie czego istnieje „gruba pałka”, która zrobi z nimi porządek, ale były to sprawy uboczne, podobnie jak myślenie kupieckie, że jeżeli wpompowano w Projekt Manhattan ogromne pieniądze z kieszeni podatnika, to muszą się one jakoś zwrócić. Po co bowiem komuś broń, której się nigdy nie używa?

 

Można w tym momencie przytoczyć zdanie Winstona Churchilla. Dla niego bomba atomowa była „darem Bożym” w tym sensie, że wreszcie istniał argument, że Japończycy mogą skapitulować nie tracąc twarzy i honoru, bo nie kapitulują przed siłami ludzkimi, tylko przed siłą wyższą.

 

Jak obecnie w Japonii patrzy się na ataki na Hiroszimę i Nagasaki?

Władze Japonii mają zwyczaj 15 sierpnia, czyli w dniu zawieszenia broni, który powszechnie jest uważany w Japonii za dzień zakończenia wojny (mimo że Kraj Kwitnącej Wiśni skapitulował 2 września) organizować uroczystości państwowe. Nikt tam nie twierdzi tak jak ostatnio w Niemczech, że jest to dzień wyzwolenia, tylko jest to dzień końca wojny, końca koszmaru, dzień świtu.

 

Uroczystości odbywają się w świątyni poległych w Yasukuni, gdzie nie stoi żaden grób nieznanego żołnierza, tylko oddaje się cześć imiennie wszystkim żołnierzom, którzy „zginęli za słuszną sprawę”. Są tam wspominane duchy wcześniej poległych (prócz tych, którzy zginęli w rewoltach antycesarskich), jednak ponad 90 proc. upamiętnionych to ofiary II Wojny Światowej.

 

Od samego początku istniał problem w jakim charakterze przywódcy Japonii tam występują, zwłaszcza że część upamiętnianych to zbrodniarze wojenni. Pokazuje się, że jest to gest symboliczny. Właśnie wtedy pada pytanie: skoro jest to gest symboliczny, to dlaczego uroczystości nie odbywają się w parku poległych w Hiroszimie bądź w podobnym tego typu miejscu w Nagasaki?

 

Japończycy podnoszą ponadto, że są jedynym krajem, który doświadczył bombardowań nuklearnych, a nie tylko tak jak wiele innych – zwykłych bombardowań. Pojawia się podobne podejście, jakie mają Żydzi do Holocaustu: oto w naszej historii miało miejsce wydarzenie, którego nikt inny nie doświadczył. Tak jak Ormianie mają swoje ludobójstwo, tak jak był wielki głód na Ukrainie, tak jak Żydzi doświadczyli Holocaustu, tak i my Japończycy – mamy swoją wyjątkową tragedię, która nie ma sobie równej.

 

Trzeba powiedzieć wprost: z naszego, europejskiego punktu widzenia, abstrahując od tragedii ofiar amerykańskich uderzeń, ataki nuklearne odgrywały w sporze o pamięć rolę szkodliwą, ponieważ umożliwiły Japonii zrobienie tego, czego mimo wszystko nie udało się jeszcze zrobić Niemcom, to znaczy ustawić cesarstwo nie po stronie sprawców-agresorów, tylko ofiar II Wojny Światowej.

 

Chce Pan powiedzieć „Hiroszima TAK”, ale „Tora, Tora, Tora NIE”?

Tak, proszę Pana.

 

Doświadczenia wojenne i powojenne przekształciły Japończyków w swoistych pacyfistów. O ile przed wojną wojownik był tam pierwszym wśród ludzi, o tyle obecnie żołnierze, bo chyba tak należy nazwać członków japońskich Sił Samoobrony – które jednak formalnie nie są wojskiem – mają często kłopoty ze znalezieniem partnerek życiowych. Być żoną żołnierza nie jest bowiem we współczesnej Japonii czymś chwalebnym.

 

Japończycy mają inne spojrzenie na samą wojnę. Dlaczego wojna na Pacyfiku była zła? Według Amerykanów, była to agresja, przed którą oni się bronili. Z kolei według strony japońskiej wojna była zła, ponieważ była to wojna, a wojna… z definicji jest moralnie zła.

 

Stąd też historia bombardowań nuklearnych jest do dziś w Japonii bardzo dobrze pamiętana, choć z przyczyn biologicznych – wymierania ostatnich ludzi, którzy te czasy pamiętają – zmienia się w swoisty mit.

 

 

Dziękuję za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij