Cóż to jest Fatima? […] Leży ta wioska jakby zgubiona w jednym z bocznych łańcuchów gór Sierra de Aire, blisko sto kilometrów na północ od Lizbony. Należy do diecezji Leira.
Otóż 13 maja 1917 r. troje pastuszków z przysiółka Aljustrel, należącego do Fatimy, pasło tam, jak zwykle, małe stado owiec. Były to 2 dziewczynki, pierwsza z nich Łucja miała lat 10, druga Hiacynta lat 7, a chłopczyk Franuś – 9. Był on braciszkiem Hiacynty, a oboje byli ciotecznym rodzeństwem Łucji. Żadne z nich nie umiało czytać, a tylko Łucja przystąpiła już do pierwszej Komunii św. Owego dnia paśli razem owce na gruncie krewnych Łucji, nazywanym Cova da Iria czyli „Grota z Iria”, odległym o 3 kilometry od Fatima.
Wesprzyj nas już teraz!
13 maja 1917, około południa odmówiły dzieci, klęknąwszy na trawie, św. Różaniec. Po czym, pilnując pasących się owieczek, wzięły się do umiłowanej zabawy: zaczęły budować z drobnych kamyczków, których mnóstwo znajduje się na pochyłości góry, małą chałupkę, akurat na tym samym miejscu, gdzie obecnie buduje się olbrzymia bazylika. Wtem nagle i niespodziewanie błyskawica zwróciła uwagę dzieci. Przerażone spoglądają na niebo, ale ani śladu chmury, tylko słońce błyszczy olśniewająco.
– Może z za góry nadchodzi burza, czy nie lepiej byłoby wrócić do domu? – rzekła Łucja.
Młodsze dzieci jeszcze bardziej przestraszone zgodziły się i pędząc owce, zaczęły pospiesznie schodzić ku dolinie. Ale tutaj, gdzie później wytrysnęło cudowne źródło, jeszcze silniejsza błyskawica tak je przestraszyła, że nie mogły ani kroku zrobić naprzód. Tajemniczy dreszcz przebiegł ich członki, mimo woli spojrzały na siebie pytająco, po czym posłuszne jakiejś nieznanej sile, skierowały wzrok na prawo i ujrzały niedaleko od siebie, na małym zieleniejącym dębie, prześliczną Panienkę, całą w światłości, bardziej jaśniejącą niż słońce. Oniemiałe z przerażenia chciały uciekać, lecz „zjawa“ wdzięcznym gestem uspokoiła je, mówiąc:
– Nie lękajcie się, zbliżcie się, nic złego wam nie uczynię.
Wtedy dzieci pozostały i z zachwytem poczęły się wpatrywać w „zjawę”. Tajemnicza Pani mogła liczyć mniej więcej 15 do 18 lat. Szata jej, biała jak śnieg, spięta pod szyją złotym sznurem, spływała aż do stóp, które zaledwie dotykały liści dębu. Biały płaszcz, haftowany złotem, pokrywał jej głowę i owijał całą jej postać. Z rąk, złożonych pobożnie na piersiach, spadał różaniec z ziaren jakby z pereł, I zakończony krzyżykiem ze sczerniałego srebra. Oblicze jej, o przepięknych i niesłychanie delikatnych rysach, było otoczone słoneczną aureolą, ale jakby pogrążone w smutku. – Łucja ośmieliła się zapytać:
– Z jakiego kraju jesteś?
– Krajem moim jest niebo.
– A po co tutaj przybyłaś?
– Przyszłam poprosić was, żebyście w 13-ym dniu każdego miesiąca przez sześć razy o tej samej godzinie tu przychodziły. W październiku powiem wam, kim jestem i czego chcę od was.
– Przychodzisz z nieba?… A ja czy dostanę się do nieba? – zapytała jeszcze Łucja.
– Tak – odpowiedziała Pani.
– A Hiacynta?
– Ona również.
– A Franciszek?
Wówczas tajemnicza Pani skierowała swoje oczy bardziej na chłopca, spojrzała na niego z wyrazem dobroci ale i macierzyńskiego wyrzutu i rzekła:
– On również, lecz pierwej powinien odmówić wiele różańców.
Łucja zapytała jeszcze, jaki los spotkał dusze dwóch dzieci, zmarłych niedawno. „Zjawa“ odrzekła, że jedno jest już w niebie, drugie jeszcze w czyśćcu. Poleciła następnie dzieciom, by zawsze z nabożeństwem odmawiały św. Różaniec i zniknęła w stronę wschodu.
– Zdawało się nam, jak gdyby Pani nie ruszała nogami – opowiadały później dzieci – szła prosto, prosto aż do chwili, w której zniknęła w świetle słońca.
Ocknąwszy się z zachwytu, dzieci spojrzały na siebie zadowolone i podzieliły się pierwszymi wrażeniami. Wszystkie troje widziały dokładnie „zjawisko“, Franuś jednak słyszał tylko głos Łucji i nie zauważył nawet, że Piękna Pani mówiła. Hiacynta słyszała głos Łucji i Pani, lecz nie brała udziału w rozmowie; więc tylko Łucja podtrzymywała rozmowę, która trwała może dziesięć minut.
A stadko owiec?… Dzieci zupełnie o nim zapomniały! Owce przeszły tymczasem na pole zasiane grochem; dzieci przestraszone pobiegły szybko w ich stronę, lecz zdziwione przekonały się. iż groch pozostał nietknięty.
Łucja z obawy, by nie dostać nagany, nakazała swoim kuzynom, żeby ani jednym słowem nie opowiadały o tym. co się im przydarzyło. Było to zbyt wielkie żądanie. Wprawdzie Franuś i Hiacynta obiecały, ale zaledwie przybyły do domu, zaraz opowiedziały szeroko o całym zdarzeniu swoim rodzicom. Ci zaś uwiadomili o tym matkę Łucji, panią Marię Różę. Ta znów wypytała od siebie córkę. Łucja wyjawiła jej wszystko szczerze, co widziała i słyszała, ale kiepsko na tym wyszła, bo ta dobra, ale przestraszona kobieta, wykrzyczała ją ostro za te niby widzenia. Potem zaś wobec ks. Proboszcza żaliła się, że spotkało ją takie nieszczęście.
– Co za nieszczęście?
– Z powodu tej córki staniemy się igraszką całej wioski!
– Przeciwnie, jeżeli to, co ona opowiada, jest prawdą, byłoby to dla was wielkim błogosławieństwem, którego by wam wszyscy zazdrościli…
– Gdyby to była prawda… Ale to niemożliwe!… Ta córka chce mi się wykierować na kłamczynię… I to po raz pierwszy; ale ja ją nauczę, że nie wolno kłamać.
Wróciwszy do domu dała córce w istocie obiecaną lekcję i to nie tylko słowami.
Wiadomość o zjawieniu się Matki Boskiej rozeszła się prędko po całej wsi, lecz. jak to przypuszczała matka Łucji, nie dawano wiary słowom dzieci. Niektórzy nawet pokpiwali sobie z nich, nazywając je po prostu kłamcami. One jednak nie przestawały utrzymywać, że prawdę mówią, i postanowiły sobie z pozwoleniem rodziców stawić się w dniu, oznaczonym przez piękną Panią.
Fragment artykułu Najświętsza Panienka z Fatimy, opublikowanego na łamach Posłańca Serca Jezusowego z maja 1933 r.
(Pisownię uwspółcześniono)