Znaczący przedstawiciel Al-Kaidy w Jemenie został zabity podczas ataku amerykańskich samolotów bezzałogowych – tzw. dronów w środkowo południowym Jemenie. Wraz z Harith bin Ghazi al-Nadharim zginęły jeszcze trzy inne osoby. To dowód na skuteczność tych kontrowersyjnych metod prowadzenia wojny. Tymczasem sytuacja w Jemenie pozostaje napięta. Ostatnio doszło do ataku na jedno z nielicznych niezależnych mediów w tym kraju. O atak podejrzewani są szyiccy rebelianci, jednak żadna z grup nie przyznała się do czynu.
Sytuacja w Jemenie pozostaje niespokojna. W ostatnich dniach doszło tam do ataku na siedzibę gazety Akhbar Al Youm. Doszło do uszkodzenia sprzętu i zamknięcia dziennikarzy wewnątrz jednego z pokojów w biurze. Według przedstawicieli związku dziennikarzy za atak na jedną z nielicznych niezależnych gazet w Jemenie odpowiedzialni są szyiccy rebelianci – Huti. Przedstawiciele tej grupy nie potwierdzają jednak swojego zaangażowania w ataki. Uznają je wręcz za pomówienia – informują Hakim Almasmari, Jason Hanna i Margot Haddad na łamach portalu edition.cnn.com.
Wesprzyj nas już teraz!
W Jemenie toczą się walki między rebeliantami reprezentującymi szyicką mniejszość, a sunnicką większością. Pod wpływem ataków buntowników w 2 połowie stycznia do dysmisji podały się najwyższe władze kraju na czele z prezydentem Abdem Rabbuhem Mansurem Hadim. Do tej pory nie wiadomo jednak, kto zostanie następcą. Destabilizacja kraju to twardy orzech do zgryzienia dla Amerykanów. Jemen jest bowiem sojusznikiem Stanów Zjednoczonych w walce z islamistycznymi terrorystami. W Jemenie mieści się siedziba gałęzi Al-Kaidy, która przyznała się do zamachu na francuskie pismo Charlie Hebdo. Walki wewnętrzne mogą ułatwić terrorystom objęcie władzy nad krajem.
Źródło: edition.cnn.com
Mjend