Polskie środowiska nacjonalistyczne stoją dziś na rozdrożu ideowym i duchowym. Z jednej strony część narodowców (niewątpliwie większa) wprost odwołuje się do wiary katolickiej i chce działać w zgodzie z tradycyjną nauką Kościoła, z drugiej jednak niektórzy błądzą po bezdrożach rasizmu, narodowego socjalizmu, czy pogaństwa. Pomocną dłoń do zagubionych wyciągnąć powinien Kościół. Duszpasterstwa dla narodowców wciąż jednak brakuje.
14 kwietnia odbyła się piąta pielgrzymka młodzieży narodowej na Jasną Górę. Towarzyszyły jej głośne w internecie „ubolewania” środowisk lewicowo-liberalnych, które apelowały do przeora o zamknięcie przed narodowcami wrót sanktuarium. Ojciec Waligóra nie wsłuchał się jednak w absurdalne żądania i narodowcy ostatecznie pomodlili się u stóp Królowej Polski pokazując, że nie pozwolą postępowcom wypychać się poza grupę wierzących.
Wesprzyj nas już teraz!
Mimo tego wybór hasła zeszłorocznego Marszu Niepodległości – „My chcemy Boga” – a zarazem towarzyszące imprezie z 11 listopada 2017 roku incydenty i wypowiedzi, po których na nowo zaczęto oskarżać narodowców o rasizm, przywróciły w debacie publicznej temat relacji między nacjonalistami i ich ideologią a Kościołem. Czy nacjonalizm można pogodzić z katolicyzmem? Czy pośród narodowców należy rozpocząć akcję ewangelizacyjną? A może przeciwnie – są oni najwierniejszymi dziećmi Kościoła?
Katolicki nacjonalizm. Czy to w ogóle możliwe?
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że rasizm to ideologia zupełnie obca myśli katolickiej i nijak obu pogodzić się nie da. Ludzi można dzielić na zachowujących się lepiej i gorzej, ale nie ze względu na ich cechy fizyczne. Dobrym człowiekiem może być więc zarówno etniczny mieszkaniec Korei, Senegalu jak i Polski. Podobnie każdy z nich może upaść, gdyż wszyscy ludzie na całej ziemi, wszystkie dzieci Boże o różnych kolorach skóry, po grzechu Adama są skłonni do dokonania złego wyboru. Za wszystkich też umarł i zmartwychwstał Syn Boży, Jezus Chrystus.
Nie do pogodzenia z katolicyzmem jest jednak nie tylko rasizm (krytykowany zresztą przez klasyków polskiej myśli narodowej), czyli szeregowanie ludzi ze względu na ich fizyczność, ale również szowinizm – wrogość, a nawet nienawiść do osób innej nacji. Dlaczego? Bowiem „nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Ga 3, 28).
Powyższy cytat z Listu do Galatów nie oznacza jednak zniesienia przez Pana Jezusa narodowości, podobnie jak Syn Boży nie zniósł (bo byłoby to sprzeczne z Bożym dzianiem stwórczym) podziału na dwie płci. Narody różniące się pod względem zwyczajów czy języka pozostały. Etnosy nie różnią się jednak pod względem łaski. Są zresztą – jak wynika ze starotestamentowej przypowieści o Wieży Babel – dziełem samego Boga. Kościół jest jednak dla wszystkich. W dniu zesłania Ducha Świętego, czyli w dniu założenia Kościoła, uczniowie Pana Jezusa otrzymali dar języków. Wszystkich języków, by wszystkich ochrzcić i włączyć do Kościoła – Mistycznego Ciała Chrystusa.
Czy wobec powyższego można w ogóle myśleć o łączeniu wiary katolickiej i nacjonalistycznych przekonań? Wszystko zależy od zdefiniowania nacjonalizmu, bowiem nakaz miłości do Ojczyzny możemy odnaleźć zarówno w IV Przykazaniu Bożym, w nauczaniu świętego Tomasza z Akwinu, w kazaniach Sługi Bożego ks. Piotra Skargi SJ i myślach św. Jana Pawła II. Miłości do kraju i rodaków nie może towarzyszyć jednak nienawiść czy pogarda do obcych, które zostały w Piśmie Świętym uznane za postawy grzeszne. „Jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne. Co do nich zapowiadam wam, jak to już zapowiedziałem: ci, którzy się takich rzeczy dopuszczają, królestwa Bożego nie odziedziczą” (Ga 5, 19-21).
Człowiek, który definiuje się jako nacjonalista, gdyż kocha Polskę i chciałby dobra dla swoich najbliższych (w węższym znaczeniu – dla rodziny, w szerszym – dla narodu), nie czyni nic złego, jeśli nie gardzi przy tym przedstawicielami innych nacji. Jest kwestią wtórną, czy mówimy o „nacjonalistach”, „narodowcach” czy „patriotach”. Najistotniejsze nie są nazwy, a postawy, czyny i przemyślenia kryjące się pod danymi określeniami. Nacjonalizm może być więc postawą zarówno zgodną jak i niezgodną z nauką katolicką – podobnie zresztą jak patriotyzm. Nikt wszak nie chciałby przecież wzorować się w swoim życiu na patriotycznym z nazwy, ale stalinowskim w treści Związku Patriotów Polskich Wandy Wasilewskiej.
Narodowcy szukają drogi
W wyniku debaty, jaka przetoczyła się w kraju po ubiegłorocznej wypowiedzi byłego rzecznika Młodzieży Wszechpolskiej na temat niemożliwości – jego zdaniem – współgrania polskości i czarnego koloru skóry, najważniejsze polskie środowiska narodowe wydały wspólną deklarację w tej sprawie. W tekście podpisanym przez liderów Obozu Narodowo-Radykalnego, Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, Młodzieży Wszechpolskiej oraz Ruchu Narodowego mogliśmy przeczytać poparcie dla troski o zachowanie jedności kulturowej, religijnej i etnicznej narodu polskiego, która jednak „nie wyklucza wewnętrznego bogactwa”.
„Postulat ten jest także zgodny z nakazem starań o dobro wspólne, obecnym w katolickiej moralności oraz z prawem narodów do istnienia i niepodległości, zawartym w nauce społecznej Kościoła. Źródłem naszej postawy jest miłość do swojego narodu, w każdym wymiarze jego egzystencji. Wyrazem takiej postawy nie może być szowinizm czy nienawiść wobec innych narodów” – stwierdzili narodowcy podsumowując dyskusję na temat słów Mateusza Pławskiego.
Działania polskich narodowców, wolne od szowinizmu i rasizmu, a pełne miłości do Ojczyzny, mogą być więc dobre. Nie czyni to jednak automatycznie ich ugrupowań katolickimi. Oczywiście, nasi rodzimi nacjonaliści od początku istnienia doktryny wyrażali ciepłe słowa pod adresem Kościoła, nie zawsze jednak (szczególnie na przełomie wieków XIX i XX) podparte były one szczerą osobistą wiarą. Wiele zaczęło poprawiać się wraz ze zmianami pokoleniowymi lat 30. i do dzisiaj w ruchu narodowym, od czasów II Wojny Światowej będącym cieniem samego siebie, dominuje „frakcja pobożna”. Dlatego też deklaracje ideowe dwóch największych współcześnie polskich organizacji narodowych, Młodzieży Wszechpolskiej oraz Obozu Narodowo-Radykalnego, pełne są nawiązań do wiary katolickiej, zaś zbawienie wieczne określane jest jako najważniejszy cel życia.
Mimo pięknych słów w oficjalnych dokumentach, niektóre transparenty na Marszu Niepodległości w roku 2017 pokazały (o ile nie były to prowokacje), że część środowiska ma pewien problem z niekatolickim rasizmem i szowinizmem. W narodowcach drzemie jednak niezaprzeczalnie pozytywny potencjał. Już dzisiaj wielu spośród nich stanowi swoisty bastion wierności prawdziwej Wierze oraz jest nośnikiem wartości w społeczności ludzi młodych. Czy jednak ewangelizacyjna szansa związana z ich aktywnością nie zostanie zaprzepaszczona? 11 listopada roku 2017 pokazał, że z jednej strony spora część narodowców chce być blisko Kościoła, a wiara to dla nich sprawa istotna, gdyż potrafią maszerować pod hasłem „My chcemy Boga”, ale z drugiej niektórzy z nich prezentują poglądy sprzeczne z katolicyzmem (jak na przykład opisane wyżej rasizm i ksenofobia, ale też socjalizm, połączona z rusofilią absurdalna nostalgia za PRL, a nawet pogaństwo – sic! są i tacy).
Odpowiedzią na problemy mogłoby być duszpasterstwo narodowców. Jako nieformalny opiekun polskich nacjonalistów przez krótki czas występował ks. Jacek Międlar, jednak młody duchowny zagubił się na styku wiary i polityki, porzucając w końcu drogę kapłaństwa.
Ormiański biskup wzorem duszpasterstwa narodowców
Rozumnie i pobożnie relacje między Kościołem a formacjami narodowymi ułożył arcybiskup lwowski obrządku ormiańskiego Józef Teodorowicz. Duchowny, chociaż w oczywisty sposób jego pochodzenie było etnicznie niepolskie, pełnił funkcję posła na polski Sejm Ustawodawczy, a następnie Senatora RP. Jako poseł był wiceprzewodniczącym klubu Związku Ludowo-Narodowego, a więc formacji… endeckiej, zaś senatorem (1922-1927) został z ramienia antykomunistycznej i konserwatywno-nacjonalistycznej partii Stronnictwo Chrześcijańsko-Narodowe. Biskup Teodorowicz zapisał się w naszych dziejach nie tylko jak wybitny duchowny, ale także gorliwy patriota, zabiegający o polskość Śląska w trakcie walk z Niemcami. Jego postać może stanowić dziś wzór ułożenia relacji między narodowymi środowiskami politycznymi a Wiarą katolicką.
Niewątpliwie bowiem współcześni polscy narodowcy, tak jak ich ideowi przodkowie przed II Wojną Światową, są środowiskiem, którego poglądy w dużym stopniu kształtuje nauka Kościoła katolickiego. Nie wszystkie elementy światopoglądu nacjonalistów są jednak katolickie. Dlatego palącą kwestią jest rozpoczęcie przez Kościół ewangelizacyjnej akcji wśród narodowców, by jeszcze bardziej przybliżyć ich do prawd Wiary. Co ważne, sami narodowcy nie ukrywają, że katolicyzm jest dla nich ważny, czego od pięciu lat dowodzą samemu organizując pielgrzymki nacjonalistów na Jasną Górę.
– Duszpasterstwo narodowców jako zorganizowana instytucja nie istnieje. Istnieją w całym kraju kontakty na poziomie lokalnym między poszczególnymi organizacjami narodowymi a duchownymi. Ta współpraca zazwyczaj układa się bardzo dobrze. Są księża, którzy taką troskę duszpasterską chcą roztoczyć – powiedział w rozmowie z PCh24.pl Robert Winnicki, poseł i lider Ruchu Narodowego. Jednak, jak dodał, szansa na powołanie duszpasterstwa dla narodowców jest nikła, zarówno z powodów doktrynalnego zamieszania w samym Kościele (narodowcom bliższe jest tradycyjne, a nie modernistyczne rozumienie prawd Wiary), jak i stanowczej krytyki nacjonalizmu przez KEP.
W ubiegłym roku polski Episkopat wydał bowiem dokument „Chrześcijański kształt patriotyzmu”, który nie spotkał się z ciepłym przyjęciem przez polskich narodowców. Robert Winnicki powiedział nam, że tekst budzi wątpliwości i wymaga krytycznej refleksji ze względu na „potępienie jakiegokolwiek nacjonalizmu, czyli zajęcie postawy de facto sprzecznej z nauczaniem prymasa Wyszyńskiego”. Jest to także sprzeczne „z praktyką międzywojenną jeśli chodzi o relacje Kościół-organizacje narodowe” – stwierdził poseł Winnicki.
Współpraca korzystna dla wszystkich
Inne rozumienie samego pojęcia nacjonalizmu nie ułatwia nawiązania porozumienia między hierarchią Kościoła, którego zadaniem jest wszak głoszenie Ewangelii wszystkim, a narodowcami, którzy „chcą Boga” – jak głosiło hasło ostatniego Marszu Niepodległości. Ewangelizacji tej potrzebują jednak niewątpliwie obie strony. Nacjonaliści, by przybliżyć się do Stwórcy i Jego Prawdy w życiu codziennym i aktywności społecznej, Kościół zaś, by znaleźć sojusznika na zbliżające się trudne czasy. A te rychło nadejdą.
Ich zapowiedzią była skrajne antyklerykalna marcowa manifestacja zwolenników legalizacji aborcji, która przerodziła się w fizyczny atak na budynki warszawskiej kurii. Tymczasem narodowcy w opublikowanym po kwietniowej pielgrzymce na Jasną Górę apelu do Europejczyków krytykowali rozpowszechniające się dziś na Starym Kontynencie przekonanie o aborcji jako „prawie”, a także nihilizm, konsumpcjonizm, hedonizm i inne błędy. Nacjonaliści – oczywiście po zniwelowaniu własnych błędów i poglądów nieprzystających do wymagań Ewangelii, jakie prezentuje pewna część środowiska – stają się więc naturalnym obrońcą Kościoła przed agresywnym antyklerykalizmem i sojusznikiem w walce o zasady moralne. Sojusznikiem, który posiada zdolność docierania tam, gdzie hierarchom trafić trudno.
„Do popularnego hasła Obronić Europę dopisujemy bojowe zawołanie św. Michała Archanioła Quis ut Deus?, czyli Któż jak Bóg?. Bo kto jak nie Bóg obroni Europę? Nie przed nową inwazją świata muzułmańskiego, a przed samymi Europejczykami?” – zauważyli w apelu z kwietnia tego roku narodowcy.
O prowadzenie działalności duszpasterskiej i ewangelizacyjnej wśród polskiej młodzieży narodowej oraz próby formowania młodych patriotów w duchu katolickim zapytaliśmy w Biurze KEP. Mimo usilnych prób i wytrwałego przypominania się, nie otrzymaliśmy odpowiedzi, dlatego też stosunek polskiego Kościoła do pomysłu sprawowania duchowej opieki nad nacjonalistami pozostaje nieznany. A szkoda, bo niewątpliwie taka opieka jest potrzebna wszystkim grupom i osobom. Także narodowcom. Z pożytkiem dla nich oraz samego Kościoła.
Michał Wałach