Wiadomo, dlaczego YouTube ogłosił niedawno, że będzie usuwał materiały promujące „niebezpieczną aborcję”… Nie chodziło bynajmniej o jakąkolwiek formę sprzeciwu wobec mordowania dzieci nienarodzonych, wręcz przeciwnie – był to wstęp do intensywniejszego propagowania tego zbrodniczego procederu…
Pisaliśmy niedawno o zmianie w regulaminie YouTube’a, w myśl której nagrania zawierające instrukcję jak dokonać aborcji w ryzykowny sposób mają być usuwane. W świetle aktualizacji zasad obowiązujących na platformie staje się jasne, że jest to jedynie wstęp do promowania śmierci jak największej ilości dzieci nienarodzonych.
Okazuje się bowiem, że YouTube chce dodawać do materiałów dotyczących aborcji „etykiety kontekstowe”, które wskazywałyby, jak należy rozumieć dane treści zgodnie z twierdzeniami oficjalnych, rządowych „autorytetów” medycznych, czyli po prostu obowiązującej politycznej wykładni, która nie musi mieć nic wspólnego z nauką.
Wesprzyj nas już teraz!
Nowe wytyczne, jak tłumaczyły władze platformy, „opierają się na opublikowanych wskazówkach organów ds. zdrowia” i „traktują priorytetowo łączenie ludzi z treściami z wiarygodnych źródeł na tematy związane ze zdrowiem”.
Wszystko to ma wpisywać się w politykę „walki z dezinformacją medyczną”. A jak wygląda ta walka, wiemy z okresu tzw. pandemii koronawirusa, kiedy materiały podważające oficjalną narrację były gorzej pozycjonowane albo nawet znikały z platformy. Dotyczyło to szczególnie tych filmów, które w sposób merytoryczny i pozbawiony emocji przedstawiały ustalenia naukowe zaprzeczające politycznym narracjom.
YouTube na razie nie mówi wprost, że będzie stosował cenzurę wobec materiałów promujący wartość ludzkiego życia, niemniej wystarczy sięgnąć głębiej do regulaminu, by przekonać się, co może nas czekać. „Dezinformacja medyczna” została tam określona jako treści „sprzeczne z wytycznymi lokalnych władz ds. zdrowia lub Światowej Organizacji Zdrowia dotyczącymi pewnych bezpiecznych praktyk medycznych”. Taka definicja praktycznie ucina dyskurs naukowy, gdyż miarą prawdziwości wiedzy medycznej staje się nie nauka, lecz instytucje stricte polityczne.
Jak wskazuje Ashley Sadler na łamach LifeSiteNews, poszerzenie agendy walki z „dezinformacją medyczną” o tematykę aborcji może być ciosem dla treści pro-life. Naczelny „autorytet”, którego wykładnia ma być obowiązująca na YouTubie – czyli WHO – promuje bowiem twierdzenia w rodzaju: „Aborcja indukowana jest prostą i powszechną procedurą opieki zdrowotnej”, która „jest bezpieczna, gdy jest przeprowadzana metodą zalecaną przez WHO, odpowiednią do okresu ciąży i przez kogoś z niezbędnymi umiejętnościami”.
Zatem wystarczy być „profesjonalistą”, by móc zabić dziecko w łonie matki, a żaden moralny dylemat dla funkcjonariuszy WHO praktycznie nie istnieje. Zamordowanie niewinnego człowieka ma być w ich zwyrodniałej intencji traktowane jako „zabieg medyczny” i aby jeszcze bardziej zaakcentować perfidię tego przewrotnego fałszowania rzeczywistości używa się języka wskazującego, iż „zabieg” ten jest „prosty i powszechny”. Prosta jest tu jednak jedynie droga do upadku autorytetu nauki, gdy za jego określanie wezmą się lewicowe rządy wraz z korporacjami Big Tech.
Źródło: lifesitenews.com
FO