„Nadeszła era średnich mocarstw” – deklaruje profesor Ali Mammadov z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, badacz gospodarki i bezpieczeństwa regionu Eurazji.
„Rosnąca rola mocarstw średnich w ewoluującym świecie wielobiegunowym stwarza zarówno wyzwania, jak i możliwości dla globalnych graczy” – zauważa analityk. Wyjaśnia, że zmieniający się krajobraz geopolityczny – istotne znaczenie ma rozszerzenie bloku BRICS o Iran, Arabię Saudyjską, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Egipt i Etiopię – pozwoli na „rekonfigurację” porządku globalnego.
Wesprzyj nas już teraz!
Wielobiegunowość otwiera nowe możliwości przed mocarstwami średniej wielkości, które – mimo mniejszych zasobów w porównaniu z wielkimi mocarstwami – mogą skorzystać z nadarzających się okazji i włączyć w realną walkę o władzę.
Wielkie mocarstwa bowiem zabiegają o włączenie ich do sojuszu w rywalizacji z przeciwnikiem. Dlatego muszą lawirować między własnym interesami a interesami i ambicjami potencjalnych sojuszników. Im bardziej zaostrza się rywalizacja między wielkimi mocarstwami i im wyższa jest stawka tej rywalizacji, tym są większe możliwości umacniania wpływów przez mocarstwa średniej wielkości.
Autor co prawda zauważa, że w następstwie II wojny światowej glob został podzielony na dwa bieguny władzy i prawdziwie niezależna polityka zagraniczna mocarstw średnich prawie nie istniała. Upadek komunistycznej Rosji zaowocował nowym binarnym porządkiem: albo państwa dostosowywały się do porządku światowego pod przewodnictwem USA, albo podążały niezależną ścieżką. Chociaż sprzeciw wobec USA wiązał się „z ryzykiem rezygnacji z gwarancji bezpieczeństwa i korzyści gospodarczych towarzyszących dostosowaniu”. Dlatego też wiele średnich mocarstw sprzymierzyło się z Waszyngtonem i włączyło w sieć organizacji międzynarodowych pod jego przewodnictwem.
Model świata jednobiegunowego stopniowo osłabiał się wskutek wzmocnienia Chin i ich zdolności do przyciągania sojuszników. Kryzys finansowy w 2008 roku, znaczne koszty wojen w Iraku i Afganistanie osłabiły Amerykę.
To z kolei ośmieliło średnie mocarstwa do prowadzenia bardziej asertywnej polityki. W rezultacie nastąpił zwrot w kierunku wielobiegunowości. Pekin ma zapewniać alternatywę, zmniejszając zależność tych państw od Stanów Zjednoczonych. Mogą one porzucić „bezkrytyczne posłuszeństwo jednej ze stron”.
Te średnie mocarstwa coraz częściej zainteresowane są hegemonią regionalną. Przykładem jest Turcja, która zwiększyła aktywność na Bliskim Wschodzie, na Kaukazie Południowym, w Azji Środkowej i Afryce, nie mówiąc o roli, jaką odgrywa w wojnie na Ukrainie i w konflikcie palestyńsko-izraelskim.
Podobnie Brazylia aspiruje do bycia głosem Ameryki Łacińskiej i Globalnego Południa. Swoje ambicje mają Indie.
Profesor postuluje, by Waszyngton i sojusznicy Ameryki dostrzegli realną zmianę. Dodaje, że „era, w której Stany Zjednoczone mogły bez wysiłku zapewnić zgodność i wsparcie, dobiega końca, o czym świadczą niedawne wzorce głosowania w ONZ. Stany Zjednoczone potrzebują bardziej zróżnicowanej strategii, aby poruszać się po tym zmieniającym się krajobrazie”.
Analityk zwraca uwagę, że Waszyngton musi zidentyfikować mocarstwa regionalne i aktywnie z nimi współpracować w konkretnych kwestiach. Amerykanie nie powinni także postrzegać „wszystkich regionalnych ambicji hegemonicznych jako zagrożeń”, aby od USA nie odwróciły się całe regiony.
Kluczem nowej strategii ma być budowanie partnerstw z co najmniej jedną ambitną potęgą średnią w każdej dziedzinie – konkluduje Mammadov.
Źródła: nationalinterest.org
AS