Ponad 500 osób, które swoje tytuły i stopnie naukowe zdobywały w Związku Sowieckim, wciąż pracuje na polskich uczelniach wyższych i w instytucjach naukowych. Co więcej, ludzie tego pokroju chętnie występują dziś publicznie w roli ekspertów.
W ocenie Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk (PiS), wciąż panujące ciche przyzwolenie na posługiwanie się w sferze publicznej sowieckimi tytułami naukowymi, nierzadko zwyczajnie kupionymi w ZSRS, negatywnie rzutuje na stan polskiej nauki.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak przypomniała „Gazeta Polska Codziennie”, jeszcze w latach 70. rząd PRL‑u podpisał z władzami ZSRS konwencję (zwaną praską) o wzajemnym uznawaniu równoważności dokumentów o nadawaniu stopni i tytułów naukowych, ukończenia szkół średnich, zawodówek czy uczelni wyższych. Regulacja obowiązywała do 2004 roku. Mimo to, wciąż w polskich uczelniach i instytutach badawczych zatrudnione są 542 osoby, które uzyskały swoje stopnie i tytuły właśnie na podstawie tej konwencji.
Zdaniem poseł PiS, tę kwestię należy uporządkować, bo zatrudnianie takich naukowców „rzutuje negatywnie na stan polskiej nauki, a konwencja praska stała się wśród naukowców synonimem braku jakości i rzetelności”. Arciszewska-Mielewczyk zwróciła się do ministra nauki z propozycją, by osoby te zostały zobligowane do złożenia wymaganych prawem egzaminów oraz przejścia procedury związanej z otwarciem przewodu doktorskiego bądź habilitacyjnego, zgodnie z wymogami obowiązującymi w Polsce w roku, w którym uzyskany został dany tytuł czy stopień naukowy. Osoby, które nie dopełniłyby tej procedury, zostałyby pozbawione stopni i tytułów.
Źródło: „Gazeta Polska Codziennie”
MA