Dzisiaj

Netflix i „Problem Trzech Ciał”, czyli miałeś chamie złoty róg…

(Materiały prasowe filmu "Problem trzech ciał" Oprac. GS/PCh24.pl)

Kiedy w PRL-u mężczyznom, którym przypadł wątpliwy honor odbycia co najmniej dwuletniej służby w Ludowym Wojsku Polskim, zostało 150 dni, aby „wyjść do cywila” większość z nich kupowała 1,5-metrową miarkę krawiecką i odcinała kolejne centymetry: jeden dzień – jeden centymetr. Zastosowałem ten sam manewr, kiedy tylko dowiedziałem się, że Netflix zekranizuje bestsellerową powieść Cixina Liu pt. „Problem Trzech Ciał”, która otwiera trylogię „Wspomnienie o przeszłości Ziemi”. Czy 8-odcinkowy serial spełnił moje ogromne oczekiwania, które chyba najlepiej oddaje hasło „umrę jak nie obejrzę”? No cóż… Nie umarłem i to póki co chyba jedyny pozytyw…

Kiedy po raz pierwszy przeczytałem trylogię Cixina Liu składającą się z powieści „Problem Trzech Ciał”, „Ciemny Las”, „Koniec Śmierci” powiedziałem wprost: NIC LEPSZEGO NIGDY NIE PRZECZYTAŁEM I JUŻ NIE PRZECZYTAM. Powieść, która ponoć zachwyciła Baracka Obamę, którego słowa: „Imponująca rozmachem ucieczka od rzeczywistości. Dała mi odpowiednią perspektywę w zmaganiach z Kongresem – nie musiałem się przejmować, wszak kosmici mieli najechać Ziemię” – znalazły się na okładce, jako rekomendacja. Powiem szczerze – nie wiem, czy były prezydent USA przeczytał dzieło chińskiego pisarza. Mało tego: mam poważne podstawy, żeby twierdzić, iż tego nie zrobił. Dlaczego? Już wyjaśniam.

W opisie pierwszego tomu cyklu „Wspomnienie o przeszłości Ziemi” czytamy:

Wesprzyj nas już teraz!

„Podczas rewolucji kulturalnej w Chinach tajna baza wojskowa Czerwony Brzeg wysyła sygnały w kosmos w poszukiwaniu inteligentnego życia pozaziemskiego. Do prac zostaje włączona Ye Wenjie, córka wybitnego fizyka zamordowanego przez czerwonogwardzistów, i dzięki niej badacze w końcu nawiązują kontakt z obcą cywilizacją stojącą u progu zagłady. W XXI wieku naukowiec Wang Miao zostaje członkiem komisji badającej przyczyny serii samobójstw czołowych fizyków. W wyniku prywatnego dochodzenia natyka się na tajemniczą grę wirtualną o nazwie Trzy ciała, której celem jest uratowanie mieszkańców planety zagrożonej oddziaływaniem grawitacyjnym trzech słońc. Niebawem odkrywa, że świat tej gry wcale nie jest fikcją…”.

Sztafaż Sci-Fi, cała kosmiczna intryga, dziesiątki stron poświęconych wyjaśnianiu praw fizyki rządzących wszechświatem to tylko przykrywka dla prawdziwego przesłania książki. „Problem Trzech Ciał” to bowiem nie tylko książka fantastyczno-naukowa, ale przede wszystkim genialna opowieść o ludziach; o ludzkiej mentalności i etyce; o dominujących w świecie ideologiach; o zagrożeniach, jakie przed nami stoją; o systemach politycznych etc. I w końcu: książka Cixina Liu to z jednej strony niemal totalna pochwała chińskiego imperializmu, chińskiej myśli cywilizacyjnej, „chińskiej masy”, ale z drugiej nieustanne wbijanie przysłowiowych szpilek w tenże imperializm i „masę”, bo jak przychodzi co do czego, to o być, albo nie być decydują jednostki.

Powieść Cixina Liu pokazuje nam świat z chińskiej perspektywy; świat, którego centrum, pępek, środek, stanowią Chiny. To w Chinach dają światu geniuszy, którzy w przeciwieństwie do ludzi Zachodu są w stanie zatrzymać kosmiczną zagładę Ziemi. To Chiny mają siłę, moc i możliwości, aby tworzyć i realizować warianty awaryjne w razie gdyby „Plan A” zawiódł. To Chiny mają pieniądze, technologię i surowce. I w końcu – zgodnie z obowiązującą propagandą Pekinu – to Chiny potrafią patrzeć daleko w przyszłość, w przeciwieństwie do świata Zachodu, który żyje „tu i teraz”, a jeśli już myśli o przyszłości, to granicę tejże przyszłości wyznaczają kolejne wybory prezydenckie, parlamentarne, samorządowe etc.

O trylogii Cixina Liu mógłbym pisać i pisać. Przeczytałem ją kilkukrotnie i za każdym razem – podobnie jak w przypadku prozy Philipa K. Dicka – odkrywałem ją na nowo, bądź zwracałem uwagę na wątek, który całkowicie mnie pochłaniał i zmieniał perspektywę rozumienia przeze mnie cyklu chińskiego autora. Nie o książce jednak ma być ten tekst, tylko o serialu Netflixa na jej podstawie, który, jak wcześniej napisałem – wyczekiwałem dniami i nocami.

Nastał 21 marca 2024. W sieci pojawiały się niepotwierdzone informacje, że „Problem Trzech Ciał” pojawi się na Netflixie o północy. Czekam więc z wypiekami na twarzy….

23.59.57…

23.59.58…

23.59.59…

PÓŁNOC!

Odśwież! Nie ma…

Odśwież! Nie ma…

Odśwież! Wciąż nie ma…

Po 10 minutach dałem sobie spokój. „Ustawię budzik na 05.00 rano i zacznę dzień z Problemem Trzech Ciał”, pomyślałem i tak zrobiłem.

Budzik zadzwonił… Serialu nadal nie było.

Odpaliłem go DOPIERO o godz. 09.03 – 3 minuty po oficjalnej premierze i… w trakcie pierwszej sceny pomyślałem sobie: „JEST DOBRZE! TO JEST TO NA CO CZEKAŁEM!”. Niestety szybko przyszło otrzeźwienie: „PRZECIEŻ JUŻ TO GDZIEŚ WIDZIAŁEM”… O co chodzi? W Chinach trwa rewolucja kulturowa. Rozwydrzone wyrostki poniżają, opluwają, biją, a na końcu mordują wykładowców akademickich, którzy uczą podstawowych praw fizyki, a te jak się okazuje są sprzeczne z tym, co głosili Marks, Engels i oczywiście TOWARZYSZ MAO ZEDONG. „Słońce Chin” miał inną wizję, jeśli chodzi np. o teorię względności; inną wizję, jeśli chodzi o prawo grawitacji; inną wizję jeśli chodzi o wszechświat, pory roku, prądy oceaniczne etc. i jeśli ktokolwiek nauczał nie tego, co myślał sobie Mao, to marny był jego los.

Widzimy więc naukowca w tzw. czapce hańby – ojca Ye Wenjie, który zostaje ośmieszony, poniżony i w końcu skatowany na śmierć ku uciesze mas wymachujących „czerwonymi książeczkami”. Dostajemy więc to, co było w książce tyle że… w pewnym momencie poczułem się jakbym oglądał chińską wersję „Igrzysk śmierci”. Po prostu scenarzyści i reżyserzy skopiowali scenę z amerykańskiego hitu kinowego i tylko zamiast Jennifer Lawrence dali widzom Rosalindę Chao.

Tutaj zapaliła mi się pierwsza lampa ostrzegawcza. Zignorowałem jednak ją i oglądałem dalej, żeby już w następnej scenie przekonać się, że może być tylko gorzej… Cóż bowiem dostałem?

Druga scena to coś z żywcem wyjęte z „Kodu Leonarda da Vinci” albo innego dzieła Dana Browna. Znajdujemy trupy, jest jakaś tajemnica, jest jakiś kod do rozgryzienia.

Następnie mamy scenę z naukowcami. Okazuje się, że coś dziwnego dzieje się z akceleratorami cząstek jak CERN. Kobieta-naukowiec pyta Murzyna-naukowca, czy wierzy w Boga, po czym popełnia spektakularne samobójstwo.

Wszystko to jest okraszone odpowiednią, chciałoby się powiedzieć, netflix-ową dozą politycznej poprawności. Mamy grupę przyjaciół, która jest odpowiednio zróżnicowana etnicznie. Mamy „silne postacie kobiece”, o czym przekonujemy się chociażby w scenie w barze, kiedy do dwóch bohaterek podchodzi podrywacz, a one spławiają go „naukową gadką”. Mamy mężczyzn – „Piotrusiów Panów”: jeden jest nieśmiały i nie potrafi podjąć żadnej konkretnej decyzji; drugi zarobił krocie na produkcji szybkich przekąsek i żyje w przekonaniu, że skoro ma pieniądze to może wszystko i wszystko mu się należy; trzeci zaś to klasyczny Casanova, który oprócz szukania „kobiet na jedną noc” jest miłośnikiem „miękkich” narkotyków.

Oczywiście Netflix nie byłby sobą, gdyby w jego serialu nie pojawiła się golizna. Powiem szczerze byłem przerażony, kiedy w pewnym momencie na ekranie pojawiły się setki nagich mężczyzn i kobiet. Zdałem sobie bowiem sprawę, że za chwilę na ekranie może pojawić się nagie kilkunastoletnie dziecko. Na szczęście twórcy wykazali się minimum przyzwoitości i dziewczynka, o której pisze pojawiła się w ubraniu. O ile ja byłem przerażony, o tyle boję się, że niektórzy inni widzowie czuli się zawiedzeni. No cóż… Nieprzypadkowo Netflix coraz częściej jest nazywany „paśnikiem” dla pewnej grupy zwyrodnialców seksualnych.

Przejdźmy dalej.

W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że nie mogę oglądać tego serialu przez pryzmat tego, iż przeczytałem książki Cixina Liu. Takich jak ja jest niewątpliwie wielu – trylogia „Wspomnienie o przeszłości ziemi” sprzedała się bowiem w dziesiątkach milionów egzemplarzy – ale jeszcze więcej jest osób, które jej nie czytały, a widząc tytuł „Problem Trzech Ciał” pomyślały, że to pewnie jakaś nowa książka Blanki Lipińskiej. Odpaliłem w związku z tym serial od początku i próbowałem go oglądać jako „nieskażony książką”. I co? Doszedłem do wniosku, że po trzech odcinkach, widzowie mogą nie wiedzieć, o co chodzi. Jest jakaś tajemnica; pojawia się jakieś dziwne odliczanie; bohaterowie grają w jakąś ultra-nowoczesną grę komputerową wyprzedzającą obecną technologię o 100-150 lat; jakiś Chińczyk zabija muchę, a w tym samym czasie inna Chinka wysyła sygnał w kosmos, na który zresztą ktoś odpowiada. Trzeba poświęcić trochę czasu, żeby to wszystko rozgryźć.

Odniosłem wrażenie, że twórcy chcą napisać jakąś zupełnie nową historię posiłkując się pomysłami Cixina Liu, ale jednocześnie, żeby zachęcić do obejrzenia serialu wszystkich, którzy książkę przeczytali od czasu do czasu „puszczają do nich oko” i ni stąd, ni zowąd pokazują nam jedną czy drugą scenę z książki. Nie powiem – byłem strasznie ciekaw, jak w serialu zostanie przedstawiony „ludzki komputer”. Akurat ta scena, mimo że do maksimum skrócona i zbanalizowana pojawiła się w serialu i zrobiła na mnie wrażenie. Czy zrobi je jednak na kimś, kto nie czytał książki?

Mógłbym dalej pastwić się nad tym, co zobaczyłem. Mógłbym wskazywać kolejne perfidne zabiegi stosowane przez twórców serialu Netflixa, ale szkoda mi na to czasu. Mógłbym napisać o niekończącej się wiązance bluzgów, jakie pojawiają się niemal w każdej scenie. Mógłbym ochrzanić scenarzystów za to, że w książce Cixina Liu to jednak mężczyźni są postaciami kluczowymi, a kobiety działają emocjonalnie, co w pewnym momencie… (tutaj ugryzę się w język). Mógłbym wytknąć setki błędów i całe dziadostwo jakie ja – wielki fan książki „Problem Trzech Ciał” – dostałem, ale tego nie zrobię. Wolę sięgnąć po trylogię Cixina Liu i jeszcze raz razem z nim odbyć podróż przez Wszechświat.

Tomasz D. Kolanek

PS

A Kopernik nie był kobietą!

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij