W środę wyszło pierwsze wydanie skandalizującego tygodnika „Charlie Hebdo” po ubiegłotygodniowym krwawym ataku muzułmanów na jego redakcję. Numer nie ukazał się jednak z takim rozmachem, jaki zapowiadali jego autorzy.
Skandalizujący tygodnik, obrzydliwie kpiący m.in. z chrześcijan, ukazał się w dużej mierze dzięki dobrowolnemu wsparciu finansowemu, w tym przede wszystkim środowisk lewicowych. Po zamachu wspierały one finansowo redakcję pisma. Od tamtego tragicznego momentu, pismo zebrało prawie milion euro. Dla porównania, wcześniej, od listopada 2014 roku, redakcji udało się zebrać zaledwie kilkanaście tysięcy euro.
Wesprzyj nas już teraz!
Mimo to, „Charlie Hebdo” nie ukazało się z takim rozmachem, jaki zapowiadali jego autorzy. Pismo miało wyjść w 16 językach. Na razie wiadomo jednak, że w wersji cyfrowej zostanie przetłumaczony na włoski i turecki, a elektronicznej dodatkowo na angielski, hiszpański i arabski. Autorzy zapowiadają jednak, że tygodnik będzie można kupić nawet w 25 krajach świata.
Jak oceniają redaktorzy, pismo zrobi wśród Francuzów furorę. Przez kilka ostatnich dni panował tam szał na punkcie tego tytuły. Wielu manifestujących przeciwko przemocy, trzymało w rękach tabliczkę z napisem „Jestem Charlie”. Dlatego autorzy tygodnika zdecydowali, że ukaże się ono w… trzymilionowym nakładzie. Wcześniej ukazywał w 60 tys. egzemplarzy.
Szału na punkcie skandalicznego tygodnika spodziewają się również sprzedawcy, ale również… francuskie władze. Jak informuje dystrybutor, firma MLP, egzemplarze zamawiają nie tylko kioski i salony prasowe, ale również merowie i różne instytucje, zamawiając nawet po kilka tysięcy sztuk pisma.
„Charlie Hebdo”, mimo krwawego ataku muzułmanów, nie rezygnuje z kpin z islamu. Na okładce pisma zamieszczono wizerunek Mahometa, trzymającego tabliczkę „Jestem Charlie”, a ponad nim rysownik napisał: „Wszystko zostało wybaczone”.
Źródło: tvn24.pl
ged