15 lipca 2014

„Owszem, atakujemy Kościół – ale po to, żeby go bronić”. Te słowa wypowiedziane przez Jana Turnaua mogą być uznane za dewizę środowiska „Gazety Wyborczej”. Przed czym publicyści z ul. Czerskiej chcą bronić Kościół? Jak się okazuje, głównie przed… katolicyzmem.


„Kościół Wyborczej. Największa operacja resortowych dzieci” to najnowsza książka autorstwa Artura Dmochowskiego. Wydana nakładem Wydawnictwa Słowa i Myśli, uwypukla myśl przewodnią redakcji „Gazety Wyborczej”, której głównym celem stała się walka z Kościołem. To walka o rząd dusz nad polskim społeczeństwem, trwająca nieprzerwanie od 25 lat. Utworzona na mocy porozumień okrągłostołowych, miała być organem chrześcijańskiej „Solidarności”, ale szybko stała się tubą propagandową środowisk lewicowych i moralnie liberalnych. Na podstawie pozornej troski o Kościół rościła sobie prawo do pełnej krytyki Jego nauczania i nawoływała do pełnego „otwarcia”. Używając, zresztą niezwykle sprawnie, wielu sztuczek manipulacyjnych, budowała obraz polskiego Kościoła jako średniowiecznego ciemnogrodu, którym rządzą źli i mściwi biskupi, dręczący i wyzyskujący wiernych.

Wesprzyj nas już teraz!

Redakcja „GW” potrafiła się jednak doskonale odnaleźć w momentach, w których potrzebowała wsparcia Kościoła. Jednym z takich wydarzeń było referendum przedakcesyjne do Unii Europejskiej. Bojąc się wpływu na wynik końcowy konserwatywnej części wyborców, postanowiła złagodzić język zachęcając księży, aby angażowali się w promocję Unii Europejskiej i zachęcali do pozytywnego głosowania w referendum. Ale po kolei.

Niewinne początki


„Gazeta Wyborcza” miała stać się pierwszym wolnym dziennikiem w środkowo – wschodniej Europie. Jako organ „Solidarności”, miała także reprezentować poglądy katolickiego społeczeństwa. Pierwsze tygodnie istnienia „GW” to okres kampanii wyborczej, która zdecydowanie zdominowała tematykę dziennika. O sprawach wiary pisano niewiele, a jeśli już, to z wyraźną sympatią wobec Kościoła (sic!). Co więcej, w wydaniu z 26 maja 1989 r., „Wyborcza” informowała o poświęceniu lokalu redakcji przez księdza arcybiskupa Bronisława Dąbrowskiego.

Sytuacja zaczęła się powoli zmieniać kilka miesięcy po wyborach do parlamentu. Przyjazny ton zaczął przechodzić w neutralny i obojętny, aż w końcu na łamach „Gazety Wyborczej” zaczęły pojawiać się teksty krytykujące stanowisko Kościoła, np. w sprawie aborcji. Wraz z nimi w redakcji zaczęli pojawiać się ówcześni dziennikarze „Tygodnika Powszechnego”, jedynie pozornie pozostający „blisko Kościoła”.

Powrót religii do szkół


Jednym z pierwszych punktów zapalnych, rozniecających wojnę przeciwko Kościołowi, była sprawa powrotu nauczania religii do szkół publicznych. Z chwilą podjęcia decyzji o powrocie katechezy do szkół, „GW” tworzyła niezwykłą atmosferę niechęci, a wręcz wrogości wobec Kościoła.

Redakcja nieustannie straszyła konfliktami i podziałami społecznymi, które miała wywołać decyzja rządu Mazowieckiego. Nauczanie religii w szkołach przedstawiano w jak najczarniejszy sposób. – Jestem przeciwko ponownemu wprowadzeniu religii do szkół. Nawet jeśli tylko jedno dziecko miałoby wyjść z lekcji, straty wychowawcze będą większe niż ewentualne zyski. […] Kościół wykorzystuje politykę do swoich celów. – grzmiał anonim na łamach „GW” z 12 maja 1990 r. Podobnego zdania był „etatowy katolik” Jan Turnau, który powiedział – Przyznam się, że jestem raczej przeciw. Powrót religii do szkół zapoczątkował frontalny atak i krytykę Kościoła, który trwa do dziś.

Aborcja, homoseksualizm, eutanazja, in–vitro itd.


Rozpoczynając wojnę przeciwko Kościołowi, redakcja „Gazety Wyborczej” wykrystalizowała kilka punktów, wokół których budowała swe antyklerykalne narracje. Prawdopodobnie najdłuższym seansem wrogości wobec nauczania Kościoła była kampania przeciw obronie życia. Rozpoczęła się jeszcze w 1990 r., gdy w parlamencie pojawił się projekt ustawy delegalizującej aborcję. – Chcą z nas zrobić maszynki do rodzenia – trąbiła redakcja w wydaniu z 6 października 1990 r. Za wzór skuteczności gazeta Adama Michnika uznawała Holandię gdzie „prawo  gwarantuje kobiecie możliwość podjęcia decyzji”. Redakcja powoływała się również na „dane sondażowe” oraz budowała atmosferę niepewności, napięcia i dużych wątpliwości.

Kolejnym głównym orężem walki z Kościołem jest kwestia homoseksualizmu. Artur Dmochowski w książce „Kościół Wyborczej. Największa operacja resortowych dzieci” przypomina, że promocja homoseksualizmu jest widoczna na łamach „Gazety” od wczesnych lat 90–tych. Świadczą o tym tytuły, jak choćby tekst Aleksandra Gomola pt. „Katolicy – homoseksualiści”, „Gej znaczy wesoły” Marii Wiernikowskiej czy „Geje są wśród nas” oraz „Homoseksualistom tak”.

Środowisko „GW” uznało również za konieczne informowanie czytelników o „gejowskim raju” w artykule pt. „Kościół marzeń”. – U nas geje nie spowiadają się z tego, że mają partnera, ale z tego, jak go traktują. – dowiadujemy się w korespondencji z San Francisco. (wyd. 13.05.2010). Oprócz uderzenia w tradycyjną naukę moralną Kościoła, „Gazeta Wyborcza” uznała za stosowne szydzić ze stanu kapłańskiego, czego przykładem są tytuły: „Lesbijka biskupem Sztokholmu” (wyd. 6.11.2009), „Niech purpurowieją eminencje” (wyd. 17.10.2009), czy „Pani biskup szefem niemieckich ewangelików”. (wyd. 29.10.2009).

Złudzeń co do charakteru działalności i celów „Gazety Wyborczej” nie pozostawiają kolejne kampanie dotyczące spraw związanych ze sztucznym zapłodnieniem in–vitro, eutanazją, kapłaństwem kobiet czy gender. Każde kolejne wydanie „GW” gwarantuje nam solidną porcję antykatolickich treści.

Chcemy Kościoła Otwartego


Już na samym początku istnienia dziennika Michnika, dział religia obsadzono dziennikarzami skupionymi wokół liberalnego „Tygodnika Powszechnego”. Niektóre tendencje krakowskiego pisma zostały zaszczepione również w „Gazecie Wyborczej”. Dmochowski tłumaczy, że Kościół według „GW” po prostu sobie nie radzi. Regularne zarzuty pod jego adresem, wady i słabości takie jak upolitycznienie, pedofilia, zacofanie, homofobia i pazerność, to według pisma z Czerskiej główne przewinienia Kościoła. A naczelny – Adam Michnik – chciał Kościół „naprawiać”. Według niego Kościół „przestał być przyjazny ludziom. Stał się narcyzem, wielbi sam siebie jako instytucję, a poza tym – w Kościele i wokół niego powstały środowiska degeneracji”.

Jakiego więc Kościoła chce środowisko „Wyborczej”? Doskonale ujęła to Halina Bortnowska w swym artykule pt. „Trzeba nam nowego Kościoła”. (wyd. 16.02.2013r.), a także Katarzyna Wiśniewska, która oczekuje „Kościoła otwartego”. Można powiedzieć, że zdaniem „teologów” „GW”, wiara nie może posiadać objawów zewnętrznych, a Kościół powinien pełnić funkcję przepraszającą, za to że w ogóle istnieje.  Co ciekawe, publicyści z Czerskiej bardzo często traktują Kościół jedynie jako instytucję i strukturę społeczną, uczestniczącą w grze politycznej. Wygląda na to, że aspekt duchowy – czyli sedno katolicyzmu – jest celowo pomijany, lub po prostu niedostrzegany.

Anatomia manipulacji


Skutecznego wpływu „GW” na opinię publiczną nie byłoby zapewne bez metod manipulacji, które dziennik stosuje w przypadku tekstów dotyczących Kościoła. Artur Dmochowski w swej książce wymienia najważniejsze i najpopularniejsze techniki. Pierwszą z nich jest selekcja treści – fundamentalna metoda kształtowania obrazu rzeczywistości. Analizując tematy, które pojawiają się na łamach „Wyborczej”, przeciętny czytelnik rzeczywiście może odnieść wrażenie, że „z Kościołem jest coś nie tak”. Mają ku temu służyć nacechowane negatywnymi emocjami tytuły: „Ksiądz pragnie żony”, „Antykoncepcja dzieli Kościół”, „Kobiety wychodzą z Kościoła”, „Nie dla aborcji, tak dla seksu przed ślubem”, „Modły oszustów w sutannach” czy „Manipulowanie ludźmi, fałszywe objawienia”.

Oprócz doboru treści nacechowanych negatywnymi emocjami, niezwykle istotna dla redakcji pozostaje siła ataku. Systematyczność ciosów w Kościół, zadawanych od 25 lat przypomina zasadę głównego propagandysty PRL–u, Macieja Szczepańskiego, który powiedział, że działalność propagandowa to codzienne wbijanie miliona gwoździ w milion desek. Regularność ataków oraz ich liczba, mają ogromny wpływ na czytelników, z każdym egzemplarzem „GW” utwierdzanych w przekonaniu, że Kościół to zło.

W podtrzymywaniu tego przeświadczenia „Gazecie Wyborczej” pomagają etatowi ex-księża i inne pseudo-autorytety, których na łamach dziennika Michnika jest pod dostatkiem. W tym przypadku szczególnie cenni dla redakcji są księża – kontestatorzy, którzy porzucili stan kapłański lub zamierzają to uczynić. Nie dziwią zatem w „Wyborczej” takie tytuły jak: „Dziesięć przykazań dla odchodzących księży” (wyd. 24.07.2010) czy „Dlaczego mi smutno Ekscelencjo, czyli pięć powodów, żeby zrzucić sutannę, i jeden, żeby tego nie robić”. Ważną rolę w manipulowaniu opinią publiczną odgrywają również „argumenty z sondaży”, listy do redakcji oraz feministyczne dodatki jak choćby „Duży Format” czy „Wysokie obcasy”.

„Gazeta Wyborcza” to nie jest zwykła redakcja


Jak słusznie zauważył Jan Pospieszalski, „Gazeta Wyborcza” nie jest normalną gazetą, a instytucją, która realizuje pewną misję. Te słowa wydaje się potwierdzać również bardzo dobre studium Artura Dmochowskiego, analizującego w swej książce tytuły, nagłówki i leady artykułów, które decydują o ich odbiorze przez czytelnika.

Nacechowane negatywnymi emocjami problemy, które goszczą na łamach „Wyborczej” od prawie ćwierćwiecza, sprawiają wrażenie głębokiej troski o Kościół, choć de facto są insynuacjami i manipulacjami, uderzającymi w katolików i autorytet Kościoła. Stworzenie swoistej nowomowy pozwoliło redakcji na lawirowanie i balansowanie między rzetelnością a manipulacją. Miało to przełożenie na wieloletnie prowadzenie w statystykach sprzedaży, jednakże czas „Gazety Wyborczej” powoli mija.

Pozycja dziennika Adama Michnika regularnie słabnie, a nakład od lat nie był aż tak niski jak obecnie. Dotychczasowi czytelnicy „Wyborczej” opuszczają ją z niesmakiem. I dobrze. Nie chcemy „Kościoła Wyborczej”.

 

Paweł Ozdoba

 

Artur Dmochowski, Kościół Wyborczej. Największa operacja resortowych dzieci, wyd. Słowa i Myśli 2014, ss. 290. 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij

Udostępnij przez

Cel na 2025 rok

Po osiągnięciu celu na 2024 rok nie zwalniamy tempa! Zainwestuj w rozwój PCh24.pl w roku 2025!

mamy: 32 506 zł cel: 500 000 zł
7%
wybierz kwotę:
Wspieram