31 sierpnia 2021

Nie daj się oszwabić! Gdy dziennikarski „lapsus” staje się obyczajem

Gdy nieco ponad miesiąc temu, nie doczekawszy ziemskiej sprawiedliwości zmarł w Szwecji komunistyczny zbrodniarz sądowy Stefan Michnik, redakcja jednego z najpopularniejszych portali ukazujących się w języku polskim skomentowała ten fakt na łamach swych serwisów społecznościowych słowami: „Smutna wiadomość”. Wpadka niedouczonego praktykanta – pomyślała pewnie z wyrozumiałością część czytelników. No właśnie, wpadka czy „norma”?

Ubolewająca nad śmiercią Stefana Michnika redakcja Onet.pl to w tej materii recydywista. Dała się na przykład nie tak dawno poznać z nadzwyczajnej empatii w stosunku do bezwzględnych wrogów Polski: atakującej nas w 1920 roku bolszewickiej Rosji oraz hitlerowskich Niemiec, które okupowały nasze państwo od 1939 roku.

Gdy tutejsze media czciły w ubiegłym roku stulecie „Cudu nad Wisłą”, w oczy czytelników jednego z największych polskojęzycznych portali uderzała zamieszczona na czołówce osobliwa zbitka tytułów: „Tego, co wyprawiają Polacy, nie da się opowiedzieć. Lekarz Armii Czerwonej pisze z frontu poruszające listy do żony”; „Prawda o losach sowieckich jeńców wojny 1920. Piekło za drutami”; „Ciemna strona zwycięstwa. Mówiono o zdradzie polskiej delegacji”. Do tego jeszcze, niezwiązany z rocznicą: „Rosjanie wyśmiewają polską Marynarkę Wojenną. Czy słusznie?”.

Wesprzyj nas już teraz!

Nie dziwią więc komentarze podobne do twitterowego wpisu posła Sebastiana Kalety: „Zabrakło tylko sierpa i młota na tej głównej Onetu. Zagraniczne media w Polsce w praktyce. Plucie Polsce w twarz, w jej święto”. Czytelnicy przecierali oczy ze zdumienia widząc kalkę sowieckiej propagandy przypisującej nam odpowiedzialność za „antyKatyń” – śmierć bolszewickich sołdatów w obozach jenieckich rzekomo z powodu prześladowań i nieludzkich warunków zamiast – jak w rzeczywistości – z racji chorób i zarazy.

Współczucie dla najeźdźców

Popularny portal niejednemu odbiorcy podniósł ciśnienie również w ubiegłoroczne święta. Wielu zaglądających na Onet zastanawiało się pewnie, w którym żyją państwie, widząc artykuł pod tytułem: „Na froncie, w obozie, pod okupacją… Najsmutniejsze Święta Bożego Narodzenia”. Chociaż materiał traktował głównie o trudnym losie Polaków, także wojennych tułaczy, wygnańców i więźniów, to zilustrowany został pierwotnie fotografią… żołnierzy Wehrmachtu przy choince.

Trudno dziwić się fali krytyki, która wylała się na redakcję w mediach, także społecznościowych. Artykuł został schowany a czołowa fotografia zmieniona. „Tekst (…) nie powinien się był ukazać w Onecie. Przepraszam w imieniu swoim i redakcji Onetu. Spokojnych i zdrowych Świąt Bożego Narodzenia” – napisał na Twitterze naczelny Bartosz Węglarczyk.

W marcu 2017 roku cytowany powyżej Onet opublikował materiał z ulicznej ankiety dotyczącej żołnierzy niepodległościowego podziemia antykomunistycznego. Chociaż większość przechodniów spośród tych, którzy wypowiedzieli jednoznaczne opinie, odniosła się do Niezłomnych pozytywnie, całość została opatrzona tytułem: „Sonda nt. żołnierzy wyklętych. Część z nich była bandytami”.

Dwa lata temu, w sierpniu 2019 roku krakowski Sąd Apelacyjny przyznał 100 tysięcy złotych odszkodowania panu Krystianowi Brodackiemu, za naruszenie przez Onet.pl jego dóbr osobistych. Portal zamieścił artykuł na temat prostytucji w latach niemieckiej okupacji i zilustrował materiał zdjęciem Polek prowadzonych na egzekucję w Palmirach. Rozstrzelana została wówczas między innymi matka powoda, konspiratorka Polskiej Ludowej Akcji Niepodległościowej.

Sprawdź swojego informatora

Po trzydziestu ponad latach III RP nie jest żadnym odkryciem konstatacja, że ogromna część największych mediów wspiera nieustannie przekaz de facto antypolski. Pedagogika wstydu, tresura, ojkofobia, antypolonizm – te pojęcia dobrze są znane rodakom zdolnym by świadomie i krytycznie postrzegać treści, które nam się zewsząd serwuje.

Świetnym testem zbiorowej czy indywidualnej podatności na manipulację jest obecnie stosunek do totalnej propagandy osłaniającej wprowadzanie światowego reżimu sanitarnego. Można śmiało szacować, że uległa jej większość Polaków, chociaż pod nieubłaganym wpływem rzeczywistości proporcje wydają się zmieniać, i to na korzyść. Dezorientacja wzmagana jest jednak wciąż przez fakt, że narrację kłamliwą, a przy tym bezwzględnie wykluczającą wszelkie krytyczne głosy, wspierają zgodnie ośrodki zaangażowane na co dzień w antagonizowanie społeczeństwa w imię pozorowanego sporu polityczno-ideowego.

Wspomniany tu na wstępie wpis o Michniku został wycofany i nie był to pierwszy podobny przypadek. Owszem, błądzić, ludzka rzecz. Zupełnie jednak inna gdy kiksy występują na tyle często by wzbudzać uzasadnione podejrzenie, że to nie pomyłki, a swoiste balony próbne celowo wypuszczane po to, by przekonać się, jak daleko można posunąć się w propagandowych zapędach.  

Uważny czytelnik stosunkowo szybko potrafi zorientować się w ideowym profilu czytanego, słuchanego czy też oglądanego medium. Język dzisiejszych środków przekazu jest mocno perswazyjny, nacechowany stosowaniem sugestywnych określeń, mających wzbudzić w odbiorcach konkretne nastawienie. Jeśli już któraś redakcja używa wobec siebie sformułowań typu: „niezależny” bądź „niepokorny”, ryzykuje, że określenia te stosowane będą wobec niej w kontekście ironicznym – wprost proporcjonalnie do patetycznego wzmożenia kryjącego się za użytym epitetem. Dziennikarstwo, czyli z definicji dociekanie faktów, notorycznie zaprzęgane jest do propagandowej „czarnej roboty”. Pewnie dlatego redaktor naczelny opisywanego tu Onetu „wielkimi chwilami dziennikarstwa” nazwał nagłe przerwanie przez amerykańskie telewizje transmisji wystąpienia ówczesnego prezydenta Donalda Trumpa.

Prawdziwym testem na intencje nadawcy staje się więc sprawdzenie jego właścicieli, mocodawców, sponsorów. Z punktu widzenia większości masowych mediów to zabieg niezręczny, na szczęście dla nich stosują go stosunkowo nieliczni odbiorcy. Wobec skali dotarcia jest więc dla najbardziej wpływowych publikatorów względnie nieszkodliwy.

W tym teście najlepiej wypadają media utrzymywane wyłącznie przez słuchaczy, widzów bądź czytelników. Owszem, nawet producenci treści nazywanych po obcemu „patostreamem” potrafią zgromadzić sporą publiczność, jednak mówimy tu o mediach informacyjnych czy publicystycznych, serwujących tradycyjny przekaz. W myśl roztropnej zasady: „patrz – oceniaj – działaj” warto je obserwować krytycznie i dociekać intencji kryjących się za poszczególnymi treściami. Łatwiej będzie wówczas zdobyć się na prawdziwy obiektywizm – jeśli bowiem ktoś nadaje głównie po to by zarobić bądź też wypełnić oczekiwania partii politycznej, wpływowego oligarchy czy nawet obcego państwa – odbiorca jego treści powinien być we własnym interesie tego świadom.

Marcin Wisławski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij